• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 2-4 minuty
Łukasz Gibała / fot. Łukasz Michalik

Grzebanie na Instagramie urzędników, niebędących osobami publicznymi, pokazywanie ich prywatnych zdjęć i wykorzystywania do Waszej walki politycznej, to zwykłe sku*wysyństwo jest - pisze nasz publicysta Paweł Królik.

Z dużym niesmakiem przyglądam się inkwizytorskim praktykom Łukasza Gibały i jego popleczników. Bo to, że trwa walka polityczna z Aleksandrem Miszalskim, to jedno. Ale wchodzenie z butami w czyjeś życie, to już zupełnie inna sprawa. A przykładów na to ostatnio nie brakuje. Jak to było? Cel uświęca środki? Otóż nie, nie do końca.

Obserwowaliśmy jakiś czas temu niezbyt przekonywujące tłumaczenia Gibały, który chciał weryfikować urzędników pod kątem poglądów politycznych. Tak, taki miał chytry plan, by sprawdzić legitymacje partyjne urzędników i zwalniać tych, którzy należą do partii politycznej, która mu akurat nie pasuje. Wycofywał się rakiem z tych pomysłów, gdy związki zawodowe przypomniały mu, że wolność poglądów w tym kraju gwarantuje nie tylko regulamin pracy w urzędzie miasta, ale też i inne akty prawne, w tym jeden, najważniejszy – konstytucja.

Podczas całej nagonki na „kolesi Miszalskiego”, czyli osoby pracujące w instytucjach miejskich, spółkach, instytucjach wojewódzkich, czy państwowych, a mających zdjęcie z prezydentem Krakowa, czytałem z zaciekawieniem komentarze osób ucieszonych kolejnymi filmikami. Filmikami, dodajmy, które są zwykłym hejtem, zaś blog, który z lubością je wytwarza, czyli Krowoderską, nazwać trzeba wprost fanpejdżem hejterskim. I otóż w komentarzach bardzo często czytałem, że należy bezwzględnie podawać chociażby wysokość zarobków omawianych osób, bo przecież to nie jest ich prywatna sprawa, są pracownikami sektora publicznego, więc żadnej tajemnicy być nie może. I uśmiechałem się tylko pod nosem, jak można pleść takie androny…

ZOBACZ TAKŻE: Krakowski paradoks. Bezrobotne darmozjady chcą zwalniać urzędników

Jednak grubo się myliłem, sądząc, że to tylko bredzenie mało wyrobionych Internautów, może zwolenników Konfederacji, może kiboli, a może wreszcie jakichś fejkowych profili. Bo oto zobaczyłem, że owa Krowoderska poszła jednak za głosem podszeptywaczy i wzięła na celownik prywatne życie urzędników. Skleili medialne doniesienia o rzekomym braku papieru toaletowego w szkołach, z prywatnym zdjęciem współpracownika Aleksandra Miszalskiego z wakacji, oznajmiając, że jeśli zabraknie w przyszłym roku w szkole na podstawowe produkty, to wina właśnie takich ludzi, którzy za zarobione przez siebie pieniądze (prawdopodobnie na etacie w urzędzie miasta), polecieli do Meksyku. No i oczywiście tonem moralnej wyższości jeden z hejterów dodaje, że może i sobie zarabiają, ale to są nasze pieniądze. Nasze – miejskie, krakowskie, jego osobiste wręcz.

Otóż nie. To są pieniądze tylko i wyłącznie tego, który je zarobił. Wykonał pracę i dostał pensję. I naprawdę guzik Wam do tego, na co je wydaje. Nie ukradł ich, nie zabrał z konta szkoły, nie wydarł staruszce z puli MOPS-u. Pogódźcie się wreszcie z tym, Wy i Wasz pryncypał, że Łukasz Gibała przegrał wybory, a politykę w mieście kształtuje Aleksander Miszalski. On ustala kierunki działania, on zatrudnia urzędników do tego, co uznaje za ważne w realizacji swego programu. Jeśli mieszkańcy będą z tego niezadowoleni – nie oddadzą na niego głosu w następnych wyborach. Koniec, kropka. Ale grzebanie na Instagramie urzędników, niebędących osobami publicznymi, pokazywanie ich prywatnych zdjęć i wykorzystywania do Waszej walki politycznej, to zwykłe sku*wysyństwo jest.

Jeśli Państwo hejterzy tego nie rozumieją, zapytam ich o jedną rzecz. Jeśli tak bardzo uważają, że pieniądze przeznaczone na pensje urzędników to ich pieniądze, mają prawo domagać się pełnej jawności wynagrodzeń, ba, nawet mówić na co mogą urzędnicy je wydawać, bo przecież pochodzą one z ich podatków (tak swoją drogą, ciekawe ile podatków w mieście odprowadzają tacy krezusi finansowi jak Borejza, Krzywak i ich kolejny "sprawiedliwy" kolega Jaśko, skazany prawomocnym wyrokiem za groźby w kierunku dziennikarza i próby wręczenia łapówki), to pytam: czy jeśli kupię pół litra i zarobi na tym hurtownia, czy wręcz sklep starego Gibały, a młody Gibała wywali tę kasę na utrzymywanie Was i Waszej twórczości, to mam prawo domagać się zaprzestania siania hejtu i wywalenia Was na bruk? Przecież to de facto za moje, wydane na alkohol pieniądze.

ZOBACZ TAKŻE: Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD]

Panie Łukaszu Gibała, robi się Pan coraz bardziej obrzydliwy. Napastliwy, wstrętny i antypatyczny dla wielu krakowian. Wiem, że chęć zajęcia miejsca Aleksandra Miszalskiemu przesłania Panu zdrowy rozsądek, ale brzydko się Pan zachowuje. I nie, cel nie uświęca środków. Ludzie takie akcje Panu zapamiętają i szerzej omawiają niż klejenie budek dla ptaków.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także

Nic tu jeszcze nie ma :)