Logo Kanał Krakowski
  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale

Obserwuj nas na:

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Reklama - duża
  1. Strona główna

Ściek medialny

Kraków w szoku! Polityk tłumaczy, że pracuje

Kraków w szoku! Polityk tłumaczy, że pracuje

19 listopada 2025 | 09:45

Przeczytałem właśnie w Lovekraków wywiad ze Szczęsnym Filipiakiem i mam ochotę walić głową w stół. Gość, który jest szefem krakowskiej Platformy, siedzi potulnie przed dziennikarzem i tłumaczy, że… pracuje. Serio! Polityk tłumaczy się, że go ktoś zatrudnił. To tak jakby pani w Żabce stanęła przed kamerą i zaczęła wyjaśniać, dlaczego skasowała klienta przy kasie. Idą święta, więc mnie się od razu przypomniała ciotka Grażyna przy wigilijnym stole. Kiedyś pytała mnie: „a kiedy ty będziesz miał jakąś pannę?”. Później: „a kiedy wy się pobierzecie?”. Przy kolejnej wigilii: „a kiedy jakieś dzieci?”. Dziś, gdyby żyła, raczej zapytałaby: „czy trzecią żonę też planujesz przepuścić przez kościelne sito, czy tym razem już nie dostaniesz unieważnienia?” No i tak przez lata musiałem się tłumaczyć. I nauczyłem się jednego: tłumaczenie się jest tak samo potrzebne jak parasol pod prysznicem. A jednak politycy to kochają. Wchodzą do studia, siadają do wywiadu i zaczyna się koncert pt. „już wyjaśniam, już tłumaczę, już proszę nie bić”. I teraz mamy kolejny akt: Szczęsny Filipiak tłumaczy się, że dostał pracę. Serio? To jest ten wielki skandal, którym żyje pół Krakowa? To jest ta sensacja, która ma nam rozpalić policzki? Bo co, dostał fuchę? Ktoś go gdzieś zatrudnił? No i? Czy pani w Biedronce też ma się tłumaczyć, że stoi za kasą? Czy kierowca MPK ma nagrać filmik, w którym przeprasza, że kręci kierownicą za pensję z miejskiej kasy? ZOBACZ TAKŻE: "Nie wkurzaj mnie. Nie ma że boli. Będzie z tobą jechane do końca" No bo właśnie zaraz usłyszymy, że „to miejskie pieniądze!”. I co z tego? Ktoś te miejskie pieniądze musi zarabiać, ktoś musi je wydawać, ktoś musi za nie pracować. Aleksander Miszalski wygrał wybory? Wygrał. To bierze odpowiedzialność za to, kogo zatrudnia jako doradcę, pełnomocnika, analityka od drapania się po głowie. Chce, to zatrudnia. Nie chce, to nie zatrudnia. To jest jego polityczny kapitał, jego ryzyko i jego konsekwencje. Bogusław Kośmider zarządza Krakowskim Holdingiem Komunalnym? To on odpowiada za to, kto tam pracuje i dlaczego. I tak, może to jest ciepła posadka, może wygodna, może znów wzbudza jęki tych wszystkich tropicieli układów, którzy całe życie siedzą w internecie z miną Chrystusa na krzyżu. Ale nikt nie zabroni kierownikowi zatrudniać ludzi, których uważa za właściwych. Dlaczego ludzie Łukasza Gibały czy innego Maślony lub Owcy mają być rzekomo lepsi niż ludzie Miszalskiego? Gdyby krakowianie chcieli, by rządził PiS – głosowaliby na Łukasza Kmitę. Gdyby chcieli, by rządziła ruska onuca – głosowaliby na Konrada Berkowicza. Gdyby chcieli, by rządził największy populista świata – głosowaliby na Łukasza Gibałę. Tłumaczenie się więc z fundamentalnie normalnej rzeczy – że ktoś pracuje – jest jedną z najgłupszych tradycji, jakie wyhodowała nasza lokalna polityka. A już wchodzenie w wywiad z tonem „pozwólcie, że wam wszystko wyjaśnię” to jest poziom desperacji gorszy niż tłumaczenie się z własnego imienia. Bo to nie ma sensu. Ani trochę. Zero. ZOBACZ TAKŻE: Szef krakowskiej PO nie gryzie się w język! "Ogarnia mnie obrzydzenie" [WYWIAD] Co takie tłumaczenie daje? Tylko zmęczenie i materiał do memów. Bo nikogo to nie przekona. Ani jednego człowieka z tych naprawdę głośnych. Bo zaraz i tak wylezą hejterzy, zawsze na posterunku, zawsze rozgrzani, zawsze gotowi. Hejterzy, którzy nie znają faktów, bo fakty im przeszkadzają w hejcie. Hejterzy karmieni przez swoich politycznych pasterzy, którzy rzucają im ochłap w postaci „patrzcie, oni się bronią, trzeba ich dobić”. I zaczyna się chóralne ryczenie. Nie ma znaczenia, co powiesz. Inni i tak wiedzą swoje. A to jest, bądźmy poważni, może jeden procent społeczeństwa. I to ten jeden procent drze ryja w necie tak głośno, że wydaje się, że mówią za wszystkich. Ale reszta? Dziewięćdziesiąt dziewięć procent? Ci normalni ludzie, którzy mają pracę, zakupy, dzieci, choroby, kredyty, odśnieżanie balkonu? Oni mają to wszystko tak głęboko w dup*e, że trudno to nawet opisać bez anatomicznych metafor. Ich to nie obchodzi, nie wzrusza, nie interesuje. I właśnie ta ich obojętność sprawia, że ten jeden procent w ogóle jest słyszalny. To jedyni, którzy mają czas, żeby siedzieć w necie i drzeć mordę. Ale gdy przychodzi moment prawdziwy – wybory, karta do głosowania i urna – wszystko wraca na swoje miejsce. I wtedy okazuje się, że ci najgłośniejsi to tylko internetowe koguty. Rano piały, wieczorem już ich nie ma. ZOBACZ TAKŻE: "Miałem kiedyś przyjemność z tymi panami. Dopadli mnie, gdy szedłem do toalety" I dlatego się zastanawiam: po cholerę się tłumaczyć? Po co polityk tłumaczy się z tego, że pracuje? Po co grać w tę farsę z wiecznym usprawiedliwianiem się? Po co brać udział w tym rytuale upokarzania, który nie niesie absolutnie żadnej wartości? Tłumaczenie się w polityce jest jak beczka bez dna: wlewasz argumenty, tłumaczenia, deklaracje, a to i tak wszystko przecieka, bo nikt nie chce tego naprawdę słuchać. Polityk mówi, wyjaśnia, przedstawia, a ci, co go lubią – lubili go już wcześniej. Ci, co go nienawidzą – nienawidzili go już wcześniej. A ci, co mają to gdzieś – dalej mają to gdzieś. I tak wygląda cały ten spektakl, z którego nikt nie wychodzi mądrzejszy, a wszyscy bardziej zmęczeni. Więc może byłby to piękny świąteczny prezent, gdyby politycy wreszcie zrozumieli: tłumaczenie się jest dla tych, którzy mają poczucie winy. A jeśli jej nie mają, to wystarczy powiedzieć jedno zdanie: „pracuję, bo mnie zatrudniono – koniec tematu”. Bo każdy następny akapit, każdy następny wywiad, każde następne tłumaczenie tylko pogłębia absurd. A absurd – jak wiemy – ma świetny humor, ale fatalne skutki. *** Powyższy tekst powstał także z czystej, gorącej, paraliżującej zawiści. Jako portalik, który od pierwszych dni istnienia gryzie klawiaturę z zazdrości o zasięgi Lovekraków, tym razem po prostu pękliśmy. Zazdrościmy im tego wywiadu jak cholera. Bo niby nic wielkiego – Filipiak mówi same oczywiste oczywistości, zero rewelacji, zero mięsa, sama woda z kranu. Ale wystarczyło, że wrzucili – i bum! – pod spodem zlatują się stada wyznawców Gibały, hejterzy na sterydach, tropiciele spisków z profilówkami z mordą konia. Nakręcają komentarze, nakręcają ruch, nakręcają kasę z reklam. A my tu siedzimy z naszymi ambitnymi tekstami, które czyta mama, tata i trzech kumpli z osiedla, i tylko zaciskamy zęby: kur*a, dlaczego nie my?! Wywiad macie tutaj: 5 funkcji i jedna osoba. Szef krakowskiej PO tłumaczy się z pracy w miejskiej spółce

Więcej…

Przescrollowane. Poradnik z miejskiego Facebooka, krakowscy szkodnicy i Robert De Bill

Przescrollowane. Poradnik z miejskiego Facebooka, krakowscy szkodnicy i Robert De Bill

17 listopada 2025 | 08:52

Nocny burmistrz radzi zapukać do meliny, „eksperci” z Krowoderskiej mylą deficyt z kredytem, były prezydent rozdaje tytuły „szkodników”, a na płocie inwestycji Roberta de Niro trwa wojna. Cały ten chaos, z lekkim niedowierzaniem i ironią, obserwuje nasz publicysta Paweł Królik. Miejska szkoła naiwności Zaatakował mnie z miejskiego Facebooka krótki filmik, na którym siwy gość w okularach mówi do mnie, że jeśli przeszkadza mi hałas od sąsiadów, zanim zadzwonię na policję czy straż miejską, najpierw powinienem pójść z nimi porozmawiać, a dopiero jeśli to nie przyniesie skutku - dzwonić po służby. Nie wiem kim jest ten człowiek, mogę się domyślać jedynie, że to tzw. Nocny burmistrz, któremu po półtora roku pracy na swoim stanowisku dokonał pewnych odkryć… Czyli: w melinie pod Tobą trwa libacja - idź, zapukaj i poproś żeby byli cicho. Jeśli nie pomoże - dzwoń po służby, menele na pewno nie zorientują się kto dzwonił. Yhm. Z klubu nocnego po drugiej stronie ulicy dolatuje rąbanka przebojów disco, idź, poproś by zamknęli biznes, a potem zadzwoń na policję. Yhm. Grupka bananowej młodzieży gazuje motocykle na wspólnym podwórku, zjedź do nich i wytłumacz, że to co robię przeszkadza Ci, a potem zadzwoń po patrol, na pewno nie będę wiedzieć komu pomazać drzwi. Yhm. Deficyt to nie kredyt, Gibała to nie prezydent Łukasz Gibała musi zabrać swoich pomocników medialnych z bloga Krowoderska na sesję Rady Miasta. No albo opłacić im studia z ekonomii, albo chociażby jakiś kurs przygotowujący na takie studia. Kiedy bowiem miasto ogłosiło budżet na 2026 rok, w którym dochody to 10 mld 162 mln zł, wydatki 11 mld 300 mln, co daje deficyt w kwocie 1,1 mld zł - triumfalnie ogłosili oni, że miasto weźmie kolejny miliard kredytu, i będziemy drugą Wenezuelą. No nie. Deficyt budżetowy to brak, który pokrywa się z różnych źródeł - ograniczenia wydatków, dotacji, pożyczek, sprzedaży majątku, i innych źródeł.  Deficyt to nie kredyt, tak jak Krowoderska to nie dziennikarze, a Gibała to nie prezydent miasta. ZOBACZ TAKŻE: Sterroryzowali urzędniczki. Dziś "płaczą", bo sprawa trafiła do sądu Szkodniki krakowskie Dawno nie widziany publicznie prezydent Jacek Majchrowski pojawił się w mediach. Wszystko za sprawą byłego radnego Łukasza Wantucha, który przeprowadził z nim wywiad zamieszczony na YouTube. I w wywiadzie tym Majchrowski zapytany przez Wantucha o zdanie na temat trójki radnych: Grzegorza Stawowego (KO), Michała Drewnickiego (PiS) i Łukasza Maślonę (Gibała) - powiedział, że gdyby był tytuł „szkodnika krakowskiego”, cała trójka byłaby na podium. I chociaż najlżej potraktował Stawowego, to zdecydowane zwycięstwo w kategorii populizmu przyznał radnemu Drewnickiemu. Zareagował na to Drewnicki, sztuczką PR-owską, dziękując za wyróżnienie, twierdząc, że zapisuje je sobie, bo to znaczy, że dobrze wykonywał rolę radnego opozycji. Eeee, chyba coś poszło nie tak w odwracaniu kota ogonem - populizm nie powinien opisywać radnego opozycji. Żadnego radnego. Lud maluje, inwestor płaci Pomalowano płot inwestycji pod hotel sieci Roberta de Niro. Ktoś sprayem napisał na białej powierzchni szczelnie zakrywającej plac budowy: „Robert de Bill, wara od krakowskiego modernizmu”. Lud wziął farbę w swe ręce i ogłosił swe postulaty w sposób przynależny ludowi. Inwestor tymczasem wyznaczył nagrodę za wskazanie sprawcy. Ja chyba bym się na nią nie załapał, bo najpierw podszedłbym do takiego malarza, powiedział, że jestem sąsiadem i powiedział, że przeszkadza mi, że maluje po cudzym płocie, dopiero po tym, gdyby moja prośba nie odniosła skutku, zadzwoniłbym po policję czy straż miejską. No chyba, że jednak by przestał. Albo uciekł… ZOBACZ TAKŻE: TYLKO U NAS! Ujawniamy stenogram ze sztabu Gibały! "Operacja Baran"

Więcej…

De Niro przyleciał do Krakowa, ale to Gibała zagrał główną rolę

De Niro przyleciał do Krakowa, ale to Gibała zagrał główną rolę

10 listopada 2025 | 18:46

Kraków to miasto, w którym życie przypomina film. Tyle że scenariusz wciąż piszą ci sami ludzie, a aktorzy grają w nieskończonej pętli te same role. Raz komedia, raz dramat, raz katastrofa ekologiczna, ale obsada niezmienna. I jak tylko pojawia się nowy wątek, na ekran wchodzi on: Łukasz Gibała, samozwańczy bohater każdej miejskiej opowieści. Tym razem partneruje mu sam Robert De Niro. Tak, ten od „Chłopców z ferajny”. Przyjechał do Krakowa. Nie po Oscara, nie po pierogi, tylko po… działkę pod hotel. W każdym normalnym mieście byłby to krótki news. Ale to przecież Kraków. Tu każdy gość z Hollywood urasta do rangi zjawiska metafizycznego. Więc dostaliśmy cały film. I to od razu z ambicjami moralnymi. Bo gdy tylko De Niro postawił stopę na krakowskiej ziemi – TEJ ziemi – Gibała znów wszedł w rolę. Tym razem zagrał scenę: „Kolonializm”. W jednym poście zmieścił Kolumba, Cortésa, Błonia, Wawel i własne sumienie. To już nie jest komentarz. To epopeja narodowa w wydaniu facebookowym. Porównał wizytę aktora do podboju Ameryki, jakby De Niro przywiózł w walizce nie plan budowy, tylko krzyż, muszkiety i ospę. źródło: Instagram Łukasza Gibały W filmie Gibały świat jest zawsze czarno-biały. Są źli inwestorzy, biedni mieszkańcy i on – samotny sprawiedliwy z Instagrama. Tyle że to już ósma część tej samej serii, a fabuła wciąż ta sama. Tytuł roboczy: „Gibała kontra rzeczywistość”. Budżet: emocjonalny, zależy od tatusia. Każdy nowy inwestor to dla niego remake „Czasu Apokalipsy”. Każdy deweloper – mafioso z „Chłopców z ferajny”. A każdy projekt powyżej dwóch pięter to już sequel „Mad Maxa” – tylko z mniejszym budżetem i większą liczbą komentarzy na Facebooku. W jego wizji De Niro nie buduje hotelu. Nie, on „kolonizuje Kraków”. Jakby Hollywood szykowało tu nową superprodukcję: „Zaginione Błonia. Zemsta Dewelopera.” Problem w tym, że Kraków Gibały istnieje tylko w kinie moralnego niepokoju. Szare miasto, które trzeba zbawić. Mieszkańcy – statyści jego kampanii. A kamera? Zawsze ustawiona tak, żeby widać było, jak bardzo mu zależy. Bo Gibała gra. Gra coraz bardziej desperacko. Kolejna kampania, kolejna rola, kolejny plakat z hasłem „Tym razem naprawdę”. Krakowskie wybory to dla niego nie polityka – to casting do roli prezydenta. Każdy sezon kończy się tak samo: „To be continued…” I oto mamy nową odsłonę tego serialu: De Niro – gość specjalny. Gibała – główny bohater. Temat: jak Hollywood zniszczy krakowską łąkę. Publiczność? Ta sama. Recenzje? Zawsze entuzjastyczne, w komentarzach pod jego postem. A potem kurtyna opada. De Niro odlatuje. Hotel pewnie powstanie. A Gibała zostaje – jak zawsze – z kolejnym moralnym zwycięstwem. Tylko że te jego uznaniowe zwycięstwa nie zamieniają się w miejsce w prezydenckim gabinecie. Bo w tej sadze Gibała – choć gra główną rolę – nigdy nie dociera do napisów końcowych. De Niro zagrał w „Chłopcach z ferajny”. Gibała w „Chłopcu, który chciał zostać prezydentem”. Film trwa już z piętnaście lat. I wciąż czekamy na ostatnią scenę. Ale on, jak to on, znowu mówi: „Jeszcze jeden sezon…”

Więcej…

Przescrollowane. Protestujesz przeciwko S7? Nie wyjdź na frajera!

Przescrollowane. Protestujesz przeciwko S7? Nie wyjdź na frajera!

10 listopada 2025 | 08:25

Mnie z kolei najbardziej raził widok witającego pana de Niro Stanisława Mazura, zastępcy prezydenta miasta. Pojawił się na Rynku nieogolony, siwy koleś w skórzanej, kusej kurteczce. Ja bym nie miał wątpliwości, że można go potraktować z góry i jeszcze jakieś budynki mu wybebeszyć… - pisze nasz publicysta Paweł Królik. W niewybrednych słowach komentuje też (nie)powstające metro, budowę tramwaju na Mistrzejowice i piątkowy protest przeciwko S7. Zarobią na dobrych radach Dziesięć podmiotów zgłosiło się do miasta chcąc doradzać w sprawie budowy metra. Oferty przeglądnięto, oceniono i do dalszych rozmów zaproszono sześć spośród nich. Jak czytam, jest to związane z „planowanym postępowaniem o udzielenie zamówienia publicznego na świadczenie usług doradztwa technicznego, mających na celu określenie optymalnych działań niezbędnych do realizacji inwestycji budowy metra w Krakowie.” Do metra, moi drodzy, jeszcze wiele lat i wiele miliardów złotych - o to, że lata przejdą się nie martwię, bo czas niestety zasuwa ciągle; zapewne jak wielu mieszkańców martwi mnie za to skąd wziąć 10 miliardów na budowę, czy nie pozostanie to takim szkieletorem krakowskich inwestycji. Bo, że wybrana firma na pewno dobrze na swoim doradztwie zarobi, to jest pewne. Wszak najlepiej i najbezpieczniej zarabiać na dobrych radach. Zaczynają, choć nie kończą Budowa linii tramwajowej do Mistrzejowic weszła w nowy etap: zamknięto duży fragment ulicy Dobrego Pasterza. Co prawda wykonawca ma problemy z terminami - ale tylko z tymi kończącymi, tu notuje opóźnienia. Zaczyna o czasie, bo jak zapowiadano, że Dobrego Pasterza zamkną w sobotę, to zamknięto.  No i trochę z tym wchodzeniem w nowy etap, jest jak z kotem Schroedingera - kot jednocześnie miał być żywy i martwy, zaś budowa trwa, ale jednocześnie nie trwa. Bo ulicę zamknięto w sobotę, ale zaraz potem była niedziela, a już we wtorek Święto Niepodległości, też wolne od pracy. Co więc dało zamknięcie w minioną sobotę? Zapewne zgodność z harmonogramem, kontraktem i ogólnym porządkiem, choć prawdziwego mężczyznę ponoć poznaje się po nie jak zaczyna, ale jak kończy. Nie wyjdź na frajera Mieszkańcy protestowali przeciwko propozycjom GDDKiA ws. przebiegu S7. I nie zgadzam się z redaktorem naczelnym, który niedawno publicznie twierdził, że protestujący to dzbany. Uważam, że precyzyjnie wybrali miejsce i czas protestu. Mam bowiem nadzieję, że w korku na zakopiance utknął wieziony limuzyną do domu, na długi weekend, do Myślenic dyrektor krakowskiego oddziału GDDKiA.  ZOBACZ TAKŻE: Gdzie sens, gdzie logika? Protest, który trafił kulą w płot Podpowiem jeszcze protestantom, żeby nie wyszli na frajerów, i nie pozwolili kierowcy pana dyrektora uciec na boczne dróżki, więc żeby i na nich wystawili posterunki. A jak to wpłynie na ruch samochodowy w mieście? Bez znaczenia, miasto i bez tego jest w piątki dramatycznie zakorkowane, a inżynierowie ruchu nie wahają się dokładać kolejnych utrudnień (patrz wyżej). W kusej kurteczce Robert de Niro wraz ze wspólnikami przyjechali zobaczyć budowę hotelu, który powstaje w miejsce Miastoprojektu. Przyjechali, pokręcili się po mieście, zajrzeli do siedziby dewelopera, który budynek stawia, po czym odjechali.  Wśród mieszkańców miasta chyba większe oburzenie wzbudził przejazd kolumny samochodów dewelopera, który podjechał pod Kościół Mariacki, niż użalanie miejscowych nad wybebeszeniem i przerabianiem biurowca postawionego za komuny. Wiadomo, że nie chcą mieć pod nosem nowej inwestycji. Zawsze „not in my backyard”. Mnie z kolei najbardziej raził widok witającego pana de Niro Stanisława Mazura, zastępcy prezydenta miasta. Pojawił się na Rynku nieogolony, siwy koleś w skórzanej, kusej kurteczce. Ja bym nie miał wątpliwości, że można go potraktować z góry i jeszcze jakieś budynki mu wybebeszyć…

Więcej…

Polowanie na prywatne konta. Obrzydliwe praktyki hejterów

Polowanie na prywatne konta. Obrzydliwe praktyki hejterów

06 listopada 2025 | 12:05

Grzebanie na Instagramie urzędników, niebędących osobami publicznymi, pokazywanie ich prywatnych zdjęć i wykorzystywania do Waszej walki politycznej, to zwykłe sku*wysyństwo jest - pisze nasz publicysta Paweł Królik. Z dużym niesmakiem przyglądam się inkwizytorskim praktykom Łukasza Gibały i jego popleczników. Bo to, że trwa walka polityczna z Aleksandrem Miszalskim, to jedno. Ale wchodzenie z butami w czyjeś życie, to już zupełnie inna sprawa. A przykładów na to ostatnio nie brakuje. Jak to było? Cel uświęca środki? Otóż nie, nie do końca. Obserwowaliśmy jakiś czas temu niezbyt przekonywujące tłumaczenia Gibały, który chciał weryfikować urzędników pod kątem poglądów politycznych. Tak, taki miał chytry plan, by sprawdzić legitymacje partyjne urzędników i zwalniać tych, którzy należą do partii politycznej, która mu akurat nie pasuje. Wycofywał się rakiem z tych pomysłów, gdy związki zawodowe przypomniały mu, że wolność poglądów w tym kraju gwarantuje nie tylko regulamin pracy w urzędzie miasta, ale też i inne akty prawne, w tym jeden, najważniejszy – konstytucja. Podczas całej nagonki na „kolesi Miszalskiego”, czyli osoby pracujące w instytucjach miejskich, spółkach, instytucjach wojewódzkich, czy państwowych, a mających zdjęcie z prezydentem Krakowa, czytałem z zaciekawieniem komentarze osób ucieszonych kolejnymi filmikami. Filmikami, dodajmy, które są zwykłym hejtem, zaś blog, który z lubością je wytwarza, czyli Krowoderską, nazwać trzeba wprost fanpejdżem hejterskim. I otóż w komentarzach bardzo często czytałem, że należy bezwzględnie podawać chociażby wysokość zarobków omawianych osób, bo przecież to nie jest ich prywatna sprawa, są pracownikami sektora publicznego, więc żadnej tajemnicy być nie może. I uśmiechałem się tylko pod nosem, jak można pleść takie androny… ZOBACZ TAKŻE: Krakowski paradoks. Bezrobotne darmozjady chcą zwalniać urzędników Jednak grubo się myliłem, sądząc, że to tylko bredzenie mało wyrobionych Internautów, może zwolenników Konfederacji, może kiboli, a może wreszcie jakichś fejkowych profili. Bo oto zobaczyłem, że owa Krowoderska poszła jednak za głosem podszeptywaczy i wzięła na celownik prywatne życie urzędników. Skleili medialne doniesienia o rzekomym braku papieru toaletowego w szkołach, z prywatnym zdjęciem współpracownika Aleksandra Miszalskiego z wakacji, oznajmiając, że jeśli zabraknie w przyszłym roku w szkole na podstawowe produkty, to wina właśnie takich ludzi, którzy za zarobione przez siebie pieniądze (prawdopodobnie na etacie w urzędzie miasta), polecieli do Meksyku. No i oczywiście tonem moralnej wyższości jeden z hejterów dodaje, że może i sobie zarabiają, ale to są nasze pieniądze. Nasze – miejskie, krakowskie, jego osobiste wręcz. Otóż nie. To są pieniądze tylko i wyłącznie tego, który je zarobił. Wykonał pracę i dostał pensję. I naprawdę guzik Wam do tego, na co je wydaje. Nie ukradł ich, nie zabrał z konta szkoły, nie wydarł staruszce z puli MOPS-u. Pogódźcie się wreszcie z tym, Wy i Wasz pryncypał, że Łukasz Gibała przegrał wybory, a politykę w mieście kształtuje Aleksander Miszalski. On ustala kierunki działania, on zatrudnia urzędników do tego, co uznaje za ważne w realizacji swego programu. Jeśli mieszkańcy będą z tego niezadowoleni – nie oddadzą na niego głosu w następnych wyborach. Koniec, kropka. Ale grzebanie na Instagramie urzędników, niebędących osobami publicznymi, pokazywanie ich prywatnych zdjęć i wykorzystywania do Waszej walki politycznej, to zwykłe sku*wysyństwo jest. Jeśli Państwo hejterzy tego nie rozumieją, zapytam ich o jedną rzecz. Jeśli tak bardzo uważają, że pieniądze przeznaczone na pensje urzędników to ich pieniądze, mają prawo domagać się pełnej jawności wynagrodzeń, ba, nawet mówić na co mogą urzędnicy je wydawać, bo przecież pochodzą one z ich podatków (tak swoją drogą, ciekawe ile podatków w mieście odprowadzają tacy krezusi finansowi jak Borejza, Krzywak i ich kolejny "sprawiedliwy" kolega Jaśko, skazany prawomocnym wyrokiem za groźby w kierunku dziennikarza i próby wręczenia łapówki), to pytam: czy jeśli kupię pół litra i zarobi na tym hurtownia, czy wręcz sklep starego Gibały, a młody Gibała wywali tę kasę na utrzymywanie Was i Waszej twórczości, to mam prawo domagać się zaprzestania siania hejtu i wywalenia Was na bruk? Przecież to de facto za moje, wydane na alkohol pieniądze. ZOBACZ TAKŻE: Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD] Panie Łukaszu Gibała, robi się Pan coraz bardziej obrzydliwy. Napastliwy, wstrętny i antypatyczny dla wielu krakowian. Wiem, że chęć zajęcia miejsca Aleksandra Miszalskiemu przesłania Panu zdrowy rozsądek, ale brzydko się Pan zachowuje. I nie, cel nie uświęca środków. Ludzie takie akcje Panu zapamiętają i szerzej omawiają niż klejenie budek dla ptaków.

Więcej…

Przescrollowane. Gołodupiec Maślona, tropiciel Gibała i wspomnienia z więzienia

Przescrollowane. Gołodupiec Maślona, tropiciel Gibała i wspomnienia z więzienia

03 listopada 2025 | 07:32

Poseł wynosi patelnię z Ikea, wieczny kandydat tropi kolesi, gołodupiec płacze nad klitkami, a prezydent pakuje się w referendum. I wszystko to w jeden tydzień. Oto Kraków w pigułce widziany oczami naszego publicysty Pawła Królika. Nie będę się naśmiewać z posła Berkowicza... Nie będę się naśmiewać z posła Konrada Berkowicza, nie będę się naśmiewać z posła Konrada Berkowicza, nie będę… Bo gdzie człowiek nie spojrzy tam dowcipaski i memy o pośle Konfederacji, który wyniósł bez płacenia ze sklepu Ikea towarów za 400 złotych. A to Platforma Komunikacyjna Krakowa przypomina, żeby zdjąć słuchawki po wejściu do autobusu by nie zapomnieć zapłacić za bilet, a to mamy wysyp memów mniej lub bardzie brutalnie wytykających gapiostwo lub złodziejstwo. ZOBACZ TAKŻE: Barbara Nowak: "Wiceprezydent Krakowa zaraża nas lewacką ideologią" [WYWIAD] Ja chcę napisać tylko, że niepotrzebnie wszyscy ci wyżywają się na biednym Berkowiczu. Przecież chodzimy do sklepów z samoobsługowymi kasami i widzimy co się tam dzieje. A to w Auchan ktoś ciągle ktoś zapomni skasować sprzęt AGD, pominie 2 zgrzewki wody mineralnej, czy filet z miecznika. A to w Castoramie ciągle napotykamy ludzi, którym nie wchodzą na czytnik dwa worki cementu, panele na podłogę w kuchni i do pokoju albo choinka. I uważam, że to jest wstrętne i szkodliwe działanie nie konsumentów (bo jak oni mają się przed tym bronić?), tylko wielkich sieci handlowych, które specjalnie i na złość patriotom, wybrańcom narodu i katolikom ustawiają coraz liczniej kasy samoobsługowe zmuszając do popełniania tych drobnych błędów. Dobrze, że chociaż można przeprosić i uznać, że nic się nie stało.  Gibała zakażony kolesiostwem Nie przestaje zadziwiać mnie Łukasz Gibała, który niby bardzo chce być prezydentem Krakowa, a nic a nic nie wyciąga wniosków ze swoich działań. Tak jak za Jacka Majchrowskiego wprowadził do potocznego języka termin „betonowania”, tak teraz, za urzędowania Aleksandra Miszalskiego lansuje – podejmowany zresztą przez media i polityków – termin „epidemia kolesiostwa”. Tak, wiem, oczywiście, Gibała nie ma z tym nic wspólnego, to oddolna, obywatelsko-dziennikarska akcja jedynego sprawiedliwego medium na świecie czyli Krowoderskiej. Aha, no jasne… I dostał już Gibała po łapach za chęć lustrowania poglądów politycznych urzędników, bo oburzyły się i związki zawodowe, i radni lewicy, i pracodawca urzędników, czyli prezydent miasta - nic Gibale i jego inkwizycji do poglądów urzędników. Ale dziwie się, że uparcie brnie w narrację o kolesiostwie. Wszak gdyby – nie daj Boże – został prezydentem, wszyscy, ale dosłownie wszyscy patrzeć będą kogo zatrudnia. Począwszy od wiceprezydentów, po archiwistów: w jaki sposób są oni powiązani. ZOBACZ TAKŻE: Polityczna nekrofilia! Gibała robi kampanię na grobach dzieci A że każdy, nawet Gibała opiera się na najbliższych współpracownikach, mamy przykład w przeszłości. Długo występująca jako wiceliderka, współprzewodnicząca czy też zastępczyni prezesa Gibały w jego licznych ruchach i stowarzyszeniach Ada Siudy, znienacka okazała się być jednocześnie jego osobista partnerką. Znienacka dla gawiedzi, bo dla osób znających polityczny Kraków było to tajemnicą poliszynela. Więc wicie, rozumicie… Wspomnienia z więzienia W Radiu Kraków Norbert Kaczmarczyk, poseł Solidarnej Polski, a więc ugrupowania Zbigniewa Ziobry, bronił swego pryncypała ws. zarzutów jakie chce mu postawić prokuratura. „To polowanie na Zbigniewa Ziobrę. Kija się szuka, żeby uderzyć w tę jedną z największych postaci polityki w ostatnim 20-leciu” – powiedział. Naprawdę tak powiedział. Poseł, który zresztą zasłynął swego czasu jako obdarowany w prezencie ślubnym traktorem za 1,5 miliona, a gdy tematem zajęli się dziennikarze, żonkoś bąknął, że ciągnie  mu jedynie użyczono. Ale idąc tropem, wielkości, wymienić możemy wielu polityków zasługujących na podobny tytuł. Weźmy choćby Janusza Palikota – twórcę partii politycznej, kandydata na prezydenta RP, przedsiębiorcę, milionera i bankruta  –  jedną z największych postaci polityki. Niedawno Palikot wydał książkę o tym jak mu było w więzieniu. Albo postać światowego formatu – Nicolas Sarkozy. To niewątpliwie też postać polityki w ostatnim 20-leciu: eurodeputowany, przewodniczący Rady Europejskiej, prezydent Francji. Właśnie siedzi w więzieniu. Może piszę książkę. Może to jakiś znak. Gołodupiec Maślona Radny Łukasz Maślona przeżywa chyba osobisty dramat. Wylewa bowiem na facebooku żale, że podczas dyskusji nad planem zagospodarowania przestrzennego w Czyżynach, zwiększającym intensywność zabudowy na tym obszarze, radna Alicja Szczepańska powiedziała, że jeśli ludzie chcą mieszkać w klitkach, to Państwu radnym nic do tego. ZOBACZ TAKŻE: Krakowski paradoks. Bezrobotne darmozjady chcą zwalniać urzędników Panie radny Maślona, nie wiem w jakim apartamencie Pan mieszka, bo z oświadczenia majątkowego wygląda, żeś pan gołodupiec i mieszkania nie posiadasz, ale widzę też, że i z dochodami u Pana kiepsko. Wiec nawet na klitkę nikt panu kredytu by nie dał. Ale to nie powód, by złośliwie odmawiać możliwości kupna innym tego, na co w danym momencie ich stać.   Złośliwy dyrektor? W Krakowie szykują się jednak referenda. I to więcej niż jedno. Oto po prawie dwóch latach bezruchu, coś drgnęło w sprawach konsultacji. Prezydent miasta ogłosił, że ma już gotowe projektu uchwał wprowadzające tzw. małe konsultacje (prostsze i szybsze) oraz referenda lokalne w dzielnicach. ZOBACZ TAKŻE: Kosek: "Prezydent Miszalski ma zbyt dobre serce" [WYWIAD] Uważam, że podkładanie prezydentowi Miszalskiemu tematu referendów w czasie, kiedy Łukasz Gibała wszelkimi możliwymi siłami prze do referendum odwołującego go ze stanowiska, to albo wyjątkowa niezręczność, albo zwykła złośliwość. Zakładam jednak, że projekt uchwały przygotował wydział ds. dialogu obywatelskiego, na czele którego stoi Wojciech Harpula, tak, ten sam, co redagował książkę Gibale. I wtedy klejenie nazwiska Miszalskiego z referendum już nie wydaje mi się tak dziwne.

Więcej…

Przescrollowane. Łąka jest za mało zielona, a Aleksandra "nie wiem, więc jestem" Owca

Przescrollowane. Łąka jest za mało zielona, a Aleksandra "nie wiem, więc jestem" Owca

27 października 2025 | 07:36

"Nie mamy decyzji”, „nie mamy powodu”, „nie jestem w stanie”, „mamy wątpliwości”, czy też proste „nie wiem” - oto zapis rozmowy z krakowską radną i szefową partii Razem Aleksandrą Owcą, której wysłuchał nasz publicysta Paweł Królik. Co jeszcze wygrzebał w (social)mediach? Absurd goni absurd. Nowy pomnik w Krakowie?! Co prawda Donald Trump nie dostał pokojowego Nobla, jednak honor Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej został uratowany (częściowo przynajmniej), gdyż przedstawiciel USA Eric Lu zwyciężył w XIX Konkursie chopinowskim. Piszę, że przynajmniej częściowo, bo biedny chłopak zwrócił na siebie uwagę administracji pomarańczowego prezydenta, więc kto wie, czy ICE (Immigration and Customs Enforcement) nie sprawdza mu legalności pobytu. Natomiast w Krakowie trwa fetowanie Yehudy Prokopowicza, krakowskiego uczestnika konkursu. Gazeta Krakowska pisze, że na razie w naszym mieście koncert, no i to tak jakoś mało, co jeszcze prezydent zamierza zrobić, dziennikarz wręcz zadaje dramatyczne pytanie: czy Kraków powinien młodego Prokopowicza uhonorować? Uważam, że tak, bo możemy na przykład zbudować jakiś pomniczek, albo imieniem Yehudy nazwać powstające centrum muzyki. Do boju redaktorzy, wymyślcie również coś głupiego, nie zatrzymujcie się tylko na rzucaniu pustych haseł! Nie wiem, więc jestem Redaktor naczelny „Kanału Krakowskiego” jakiś czas temu postawił dość ryzykowną tezę, że miejska radna partii Razem Aleksandra Owca idealnie nadawałaby się na parlamentarzystkę, co więcej, wieszczył, że niedługo tak się stanie. A ja słuchałem ostatnio radnej w Radiu Kraków i powiem tak - chroń nas panie Boże, przed takimi posłankami. Radnymi zresztą też. ZOBACZ TAKŻE: „Rozgrywa nas jak uczniaków”. 33-latka trzęsie radą miasta To jest radna, która umie tylko kwestionować, nie wiedzieć, i przeczyć. Słowa klucze z wywiadu: „nie mamy decyzji”, „nie mamy powodu”, „nie jestem w stanie”, „mamy wątpliwości”, czy też proste „nie wiem”. To ja podziękuję za taki przekaz, za taki sposób pracy, za taki sposób uprawiani polityki. Niechże już to Razem siedzi pochowane po piwnicach i tam kontestuje rzeczywistość, a parlament zostawi tym, którzy rzeczywiście chcą coś zmieniać.  Pilna kontrola Kolejna, była już gwiazda partii Razem, posłanka Daria Gosek-Popiołek, w ostatnim tygodniu napisała list do wojewódzkiej konserwator zabytków, aby ta przeprowadziła „pilną kontrolę prac jakie wykonał inwestor” w byłym budynku Miastoprojektu, a obecnie prywatnym budynku przeznaczonym na hotel.  Z facebookowego wpisu wynika, że panią posłankę denerwuje to, ze nie zachowuje się budynku w którym „zaprojektowano Nową Hutę” w oryginalnym kształcie, wszak powinien zostać nienaruszony zostać zachowany dla potomności. Na szczęście internauci nie do końca zgadzają się z panią Popiołek, podając przykłady pustego i niszczejącego hotelu Forum, czy hotelu Cracovia.  Dodam jeszcze, że drugiej legendy o odcisku stopy królowej Jadwigi w ścianie kościoła Na Piasku nie będzie. Nikt nie będzie opowiadał w którym miejscu kapał i wsiąkał w podłogę tusz kreślarski wymieszany z łzami projektanta miejsca pod klub kultury Jędruś.  Zielone? Za mało zielone! Czy o Białych Morzach może decydować tylko Akcja ratunkowa dla Krakowa, jedna z przybudówek Łukasza Gibały? Miasto ogłosiło sposób zagospodarowania tych nieużytków, po przeprowadzeniu konsultacji społecznych. Wbrew obawom nie powstanie tam pole golfowe, 80 proc. terenu będzie zielona, na pozostałym zbudowane zostaną boiska i niezbędna infrastruktura. I co? I wała - aktywistom się to nie podoba.  ZOBACZ TAKŻE: Filozof od finansów, czyli kazania Gibały na temat miejskiego budżetu Wszak tylko oni mają monopol na mówienie jak mieszkaniec Krakowa ma spędzać czas wolny. Nie na boisku. Tylko na spacerze ścieżką wzdłuż dzikiej przyrody. Przyjedzie ktoś spoza Krakowa? Absolutnie! Tylko Krakusy (czy z grobowcem na Rakowicach?). Nie wolno żebyś dojechał w okolice atrakcji samochodem. Tylko komunikacją miejską. I tak dalej, i tak dalej. Przypominam, chodzi o 34 hektary dzikich nieużytków.

Więcej…

Przescrollowane. Gibale się kurczy, Miszalskiemu grożą, a Jaśkowiec zasłania dzieci

Przescrollowane. Gibale się kurczy, Miszalskiemu grożą, a Jaśkowiec zasłania dzieci

20 października 2025 | 09:07

Miasto tętni życiem, ale w sztabie Gibały panika. W wywiadach żale, w sieci histeria, wśród pachołków zamieszanie. Kraków rośnie, tylko jego samozwańczy zbawca maleje. I jak zwykle, winni są wszyscy inni - pisze nasz publicysta Paweł Królik. Zapraszamy na cotygodniową wycieczkę po krakowskich (social)mediach. Podli zdrajcy Wszędzie rośnie, tylko Gibale się kurczy. Otóż nasz powszechnie ukochany prawie prezydent Krakowa Łukasz Gibała, w przerwie pomiędzy pokazywaniem wspaniałości barów mlecznych, wycieczek krajoznawczych po Nowej Hucie, tradycyjnym szczuciem na Aleksandra Miszalskiego, udzielił wywiadu tygodnikowi Do Rzeczy. Wywiad jest mocno wyborczy, taki z ostatniej fazy kampanii, kiedy trzeba rzucić wszystkie paskudztwa na stół, by zohydzić przeciwnika, więc nawet nie ma co go cytować szerzej – kto kiedykolwiek czytał Gibałę, ten potrafi sobie to wyobrazić. Jedna rzecz tylko rzuca się w oczy, zresztą rzecz mocno przez samego kandydata in spe eksponowana, a mianowicie teoria, że Kraków się wyludnia, że ludzie stąd albo już uciekają, albo zamierzają w najbliższym czasie z krzykiem się oddalić. Bo choć wszelkie dane pokazują, że Kraków jako jedno z niewielu miast w Polsce od kilkunastu lat wciąż zwiększa ilość mieszkańców, to tylko Gibale się kurczy. Nie wiem, może to akurat Ci, którzy bardzo chcieli zagłosować na niego w wyborach, ale jednak postanowili wyjechać, no i tego upragnionego zwycięstwa po raz kolejny też mu nie dadzą. Podli zdrajcy. Pachołek Gibały Czasem ilość nie idzie w jakość. Inkwizytorzy spod znaku Krowoderskiej tak bardzo postanowili zarzucić facebooka kontentem, w którym z miną niewiniątek chcieliby wgryźć się w gardła konkurentów politycznych swego patrona, że również przestali zwracać uwagę na prawdę, tym razem historyczną. Niejaki Krzywak, z miną godną lepszej sprawy udowadniał, że człowiek zdejmujący transparent z miejsca, gdzie takowy nie powinien się on znajdować, to to samo co pałowanie studentów w 1968… Wtf? - chciałoby się zapytać po raz pierwszy… A po raz drugi te niecenzuralne słowa cisną się na usta, kiedy słyszy się, że tychże studentów protestujących przeciw władzy pałował… ZBOWiD. Tak, ZBOWiD – Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, organizacja zrzeszająca emerytowanych utrwalaczy władzy ludowej, takich co to na pałkach mogliby się ewentualnie podpierać… ZOBACZ TAKŻE: Ławka dialogu, czyli siedź i mów, że ci źle No ale inkwizytorowi Krzywakowi najwyraźniej ZBOWiD pochrzanił się z ORMO, tak jak od dawna myli mu się rola dziennikarza z rolą działacza, bezstronnego hapennera z rolą pachołka noszącego transparenty za Łukaszem Gibałą. Pewnie lepiej poukładałoby mu się w życiu, gdyby uważał na lekcjach historii w szkole. Kasia i Grzesio bez zdjęcia Poseł Dominik Jaśkowiec przyjął po raz kolejny w parlamencie na wycieczce dzieci z Krakowa. Słusznie. Niech się od maleńkości uczą, że zarabianie na życie czczym gadaniem z mównicy sejmowej ma głęboki sens ekonomiczny, zwłaszcza dla parlamentarzysty. Znacznie większy niż odbijanie karty na zmiany w fabryce, czy zasuwanie w kawiarnianym ogródku. Niech się dowiedzą, że jak jeden poseł, można bezkarnie żerować na tragedii osób chorych na raka, a potem zasuwać 200 km/h po ekspresówce i nie przyjmować mandatu. Że można też jak poseł z naszych okolic naprutym jak szpak wchodzić na salę sejmową a potem przepraszać, no, że sorry, ale choroba alkoholowa. ZOBACZ TAKŻE: Bez przyspieszenia. Dokąd płynie krakowska brygantyna? Ale nie o tym… Bo kilkoro dzieci pamiątki z tego wyjazdu mieć nie będzie. Poseł Jaśkowiec postanowił bowiem, jak to ma w zwyczaju, zaszczycić dzieciaczki swoją osobą na zdjęciu grupowym. Dumnie ustawił się w pierwszym szeregu, i niestety wielkim swym majestatem przysłonił kilkoro z nich. Więc Kasia, a może Grzesio, ledwie grzywką zza „majestata” tylko wystaje. Ale wiadomo. Najważniejsi są tylko ci są w pierwszym szeregu, jeśli nie siedzą w pierwszych ławach sejmowych. Prezydent na smyczy Robert de Niro chce zbudować hotel w Krakowie. Czy zbuduje to się jeszcze okaże, bo jak zwykle, przy każdej inwestycji, protestują mieszkańcy. Nie wiem czy tak można powiedzieć, ale z treści notatki w Gazecie Krakowskiej, zrozumiałem, że stery buntu przeciwko układowi komunikacyjnemu wokół obiektu w dawnym Miastoprojekcie chce dzierżyć miejska radna Agnieszka Łętocha. ZOBACZ TAKŻE: "W Krakowie trwa polowanie na Miszalskiego" [WYWIAD] Zapowiedziała ona bowiem podczas otwartego spotkania z ZDMK i inwestorem, że jeśli droga poprowadzona będzie po myśli inwestora, a nie mieszkańców (wiadomo: deptak, wycinka drzew, zmniejszenie liczby miejsc parkingowych) to ona nie udzieli absolutorium prezydentowi Miszalskiemu w tym roku i do końca kadencji i do tego będzie również namawiać kolegów z okręgu. Słusznie. Pani radna z KO wie, że kampania wyborcza trwa całą kadencję i trzeba pokazać, że trzyma na krótkiej smyczy jakiegoś tam prezydenta z KO.

Więcej…

Przescrollowane. Owca nie razem, Gibała bez baru, a "białe ludziki" jak zwykle...

Przescrollowane. Owca nie razem, Gibała bez baru, a "białe ludziki" jak zwykle...

13 października 2025 | 06:18

Radny Łukasz Gibała podsumował tydzień pracy jako radny. Nie przemęczał się. Napisał trzy interpelacje. Chciałbym jeszcze wierzyć, że napisał je sam - pisze nasz publicysta Paweł Królik. Oto jego subiektywne podsumowanie ostatnich dni w krakowskiej polityce. Krakowska radna Aleksandra Owca z Partii Razem udzieliła wywiadu, w którym zdecydowanie zapowiedziała, że jej ugrupowanie pójdzie do wyborów samodzielnie, że nie działa na nich straszenie rządami PiS-u. Nie przestraszył jej nawet pytający dziennikarz, który zauważył, że brak jedności może spowodować, że rządzić będzie koalicja Konfederacji i skrajnej prawicy. Partia Razem ma dać ludziom realny wybór, a nie budować koalicję z lewicą Czarzastego, które jest w tej chwili w koalicji z liberałami. No więc przypominam, że radna Owca już raz dała realny wybór - mówiąc publicznie, że ona na Trzaskowskiego nie zagłosuje. Wtedy też straszniejszy był jej proeuropejski liberał, niż prawicowy no-name. Właśnie zaczynamy spijać konsekwencje tych decyzji. Czytam zachęty do szczepienia na COVID i przeciwko grypie. Czytam, że w Krakowie można zrobić to zarówno w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej i niektórych aptekach. No i w aptece świadkiem byłem czegoś, co trudno mi nawet opisać… W centrum handlowym, w sieciowej placówce, przy okienku po lewej stłoczonych stało kilku emerytów, którzy wypełniali ankiety przed szczepieniem, potem sympatyczna pani przeprowadzała ich gdzieś na zaplecze, gdzie - mam nadzieję - dokonywano samego aktu szczepienia. W tym samym czasie do okienek po prawej stała kolejka prychających, kasłających ludzi kupujących syropy, tabletki przeciwgorączkowe i testy na COVID.  Radny Łukasz Gibała podsumował tydzień pracy jako radny. Nie przemęczał się. Napisał trzy interpelacje. Chciałbym jeszcze wierzyć, że napisał je sam, męcząc się i skrobiąc w pocie czoła teksty, cyzelując każde zdanie. Obawiam się jednak, że nawet i interpelacje w jego imieniu piszą mu jego ludzie - wolontariusze, pracownicy, współpracownicy jednego ze stowarzyszeń, czy ruchów miejskich jakie wokół siebie gromadzi. A poza tym bywał, zasiadał w ławach, odwiedzał i zwiedzał. W knajpie musiał być jakieś lepszej niż bar mleczny, bo zdjęciami z posiłku się nie podzielił na Facebooku. Cysorz to ma klawe życie... Tymczasem ramię medialne Gibały, blog Krowoderska zaczyna gonić w piętkę. Tak bardzo chce pokazać, że w Krakowie mamy do czynienia z „epidemią kolesiostwa”, że ostatnio starał się udowodnić, że zdjęcie z Aleksandrem Miszalskim dało pracę Piotrowi Kempfowi, dyrektorowi regionalnemu Lasów Państwowych. Rzeczywiście znaleźli takie zdjęcie, choć nie wiadomo kiedy robione. Faktem jest za to, że Kempf dyrektorem został zanim Miszalski został prezydentem Krakowa, więc jakiekolwiek zdjęcie w żaden sposób mu nie mogło pomóc. Ale co to dla fachowców z Krowoderskiej… A kysz, a kysz!

Więcej…

Przescrollowane. Filozof poucza plastyczkę, Komarewicz sączy poparcie niczym mleko

Przescrollowane. Filozof poucza plastyczkę, Komarewicz sączy poparcie niczym mleko

06 października 2025 | 07:00

Krakowska polityka znów dostarcza emocji – od personalnych utarczek po mleczne kandydatury. Zaiskrzyło między Jaśkowcem a Gibałą, Wantuch wpadł w butelkowy szał, lewica wzięła zdrowotną pauzę, a Hołownia pakuje zabawki. Na horyzoncie zaś błyszczy Komarewicz – kandydat z poparciem jak tłuszcz w mleku. O wszystkim pisze nasz publicysta Paweł Królik. Zaiskrzyło pomiędzy posłem Dominikiem Jaśkowcem a radnym Łukaszem Gibałą. Gibała publicznie, na swoim profilu, odsądził od wykształcenia i umiejętności żonę Jaśkowca, która pracuje w samorządowej jednostce. Bo pani Jaśkowcowa pracuje w jednostce od wód, a z pierwszego wykształcenia jest nauczycielką plastyki, ma też studia podyplomowe w różnych kierunkach, ale i sporo lat doświadczenia. Zauwayć trzeba, że poucza ją w tym zakresie Gibała, filozof, dziedzic alkoholowych pieniędzy, który ostatnio chyba nawet nie chwali się żadnym biznesem, a z sukcesów wyborczych, na które wydał mnóstwo kasy, to został… radnym. Pana posła Jaśkowca to tylko zapytam, czy ma kaca moralnego, bo jeszcze w ostatniej kampanii ochoczo fotografował się z Łukaszem Gibałą na wspólnej konferencji prasowej, wszak Kraków wart był mszy, skoro odrobine poparcia w kampanii można było zyskać. No i zdjęcia. Z którego ciężko teraz się nawet odciąć.  Dawno niewidziany Łukasz Wantuch (kiedyś radny, człowiek sypiący pomysłami tak szybko jak szybko łapkami przebierał króliczek z reklamy baterii), popadł konkretnie wszelkiej maści „wolnościowcom” spod znaku - to moje bagienko, i wara Ci od niego ośle. Otóż oburzył się Wantuch niemożebnie na sieć handlową o niemieckich korzeniach, która szeroko zareklamowała wodę źródlaną (nawet nie mineralną), w butelce o pojemności 3,001 litra, co nie podpada pod wprowadzony 1 października system kaucyjny. Trzeba uczciwie przyznać, że Wantuch o kaucyjności za butelki mówi od wielu lat, wiec pomysł niemożliwie go wkurzył. Nasłuchał się od szurów epitetów paskudnych - chyba nawet więcej niż z racji organizacji pomocy dla Ukrainy, czy walki z antyszczepionkowcami. Nikt przecież nie będzie Polakowi mówił, że nie może wyrzucić pustych butelek za płot, do lasu, czy przy drodze do bagienka. Ale… sieć się zreflektowała - i niespodziewanie wodę wycofała. Wygrał spisek antypolski, brukselski i wszeteczny. Tylko około 30 procent krakowskich uczniów będzie uczestniczyć w zajęciach edukacji zdrowotnej. Co to oznacza? Czy to, że narrację w sprawie treści przekazywanych na tych lekcjach przejęła prawa strona sceny politycznej razem z Kościołem Katolickim? Czy po prostu to, że rodzice postanowili zdjąć z dzieci jeden z nieobowiązkowych przedmiotów, żeby zbyt nie przeciążać pociech obowiązkami szkolnymi? Bez względu na motywację - chcę zadać jedno pytanie politykom i polityczkom Koalicji Obywatelskiej i Lewicy - co zrobiliście tutaj na krakowskim podwórku, by przekonać, że warto na zajęcia chodzić? Nie spotkałem się z ani jedną akcją, listem, apelem, postem Waszym przekonującym rodziców, by dzieci nie wypisywać. Pochowaliście głowy w piasek, oddaliście pole konserwatystom i jacyś tacy zawstydzeni w ogóle nie poruszaliście tego tematu. Personalnie nie wskażę na żadną z licznych pełnomocniczek prezydenta Krakowa, ani żadnego z radnych, po których spodziewałem się jednak jakiegokolwiek wsparcia dla rządowego projektu. Szymon Hołownia zbiera zabawki i idzie do innej piaskownicy - mam nadzieję, że w obcych językach równie sprawnie wychodzą mu inteligentne bon moty. W partii Polska 2050 z nazwiskiem byłego przywódcy w nazwie będzie zmiana na stanowisku przywódcy. Kandydatów jest już kilku poważnych i mniej poważnych. Są i posłowie i ministrowie, i sześciu króli. Myślę, że poważnym kandydatem powinien być i Rafał Komarewicz. Wszak lubi kandydować z poparciem na poziomie tłuszczu w mleku. A to będzie dobra rozgrzewka przed następnymi wyborami powszechnymi. Bo w jego przypadku na ONZ, ani nawet na Polską Izbę Mleka nie ma co liczyć.  Polskie Stronnictwo Ludowe staje w obronie mieszkańców Małopolski przed nierównym traktowaniem ze strony Krakowa. Trudno nie zgodzić się z nimi, że wejście w życie przepisów o strefie czystego transportu 1 stycznia 2026 roku spowoduje, że części mieszkańców Małopolski zostanie utrudniony dostęp do instytucji wojewódzkich, placówek leczniczych, uniwersytetów. Tej części, której nie stać na nowe auta. Słusznie robi PSL. Trzeba robić wszystko, żeby nie konkurować z Komarewiczem i jego kolegami do Polskiej Izby Mleka.

Więcej…

Przescrollowane. Nalot na KHK, pieniądze pijanego i referendum

Przescrollowane. Nalot na KHK, pieniądze pijanego i referendum

28 września 2025 | 20:15

Krakowska scena polityczna buzuje: od polowania radnych na etaty, przez flirty Gibały z lewicą i prawicą, po referendum, którego większość mieszkańców wcale nie chce – a wszystko doprawione sondażami, pieniędzmi i internetowym festiwalem „ekspertów” od metra. Nasz publicysta Paweł Królik przescrollował dla Was media, te tradycyjne i te społecznościowe. Dziewczyny lecą na Gibałę Radna Owca z radnym Starobratem zrobili nalot na Krakowski Holding Komunalny - szukając zatrudnionego tam Szczęsnego Filipiaka, szefa krakowskiej PO. Znaleźli. Udowodnili tym samym, ze dokładnie dali się ponieść histerii medialnego zaplecza Łukasza Gibały, która tropi spiski wszędzie naokoło. Że Starobrat, to sie nie dziwię, ale że Owca, radna z partii Razem? Czy tak samo jej blisko do bananowego  dziedzica alkoholowej fortuny jak posłance Darii Gosek-Popiołek? Cóż ma w sobie Gibała, że tak na niego lecą dziewczyny z jądra lewicowych partii? Chyba środki produkcji… Liczą podpisy A propos. Na blogu Krowoderska - nudy. Chłopcy zapętlili się w odmianie w języku polskim słów niezbędnych do zorganizowania referendum. Już niczego nie udają. Że są jakimś satyrycznym blogiem czy czymś takim. Już nawet Krzywak nie musi nosić transparentów za swoim pryncypałem. Już dzielą stanowiska po PO. Już liczą podpisy referendalne. ZOBACZ TAKŻE: Żart, który pachnie prokuraturą. A Borejza w sandałach szczuje i poucza Pieniądze pijanego A swoją drogą radny Drewnicki wykazał się wyjątkowo krótką pamięcią. W wywiadzie dla Kanału Krakowskiego ogłosił, że widzi możliwość współdziałania z Gibałą, Razem i Konfederacją w celu przeprowadzenia referendum o odwołanie władz. Pomijam już, że nie po to ustawodawca dał możliwość zrobienia referendum (nie do bieżącej nawalanki politycznej, ale by odwołać włodarza gdy przeskrobie coś naprawdę poważnego), ale przypominam panu Drewnickiemu, że to Gibała tworzył kordon sanitarny wokół PiS i pierwszy podpisywał publiczną deklarację, że nie będzie z tą partią współpracował. Więc jak panie radny? Będzie Pan musiał występować obok płatnika tej awanturki w maseczce i rękawiczkach, żeby kordon był w mocy? Zniży się się Pan do tego, bo „pieniądze pijanego nie są pijane”? ZOBACZ TAKŻE: Polityk PiS zapowiada ofensywę: "Wszyscy, byle nie Miszalski i jego klakierzy" [WYWIAD] Będzie, będzie zabawa... No i pojawiły się sondaże. Raz wygrywa w nich Miszalski, raz Gibała. Ale clou jest inne - 70 proc. krakowian nie chce żadnego referendum. Ale chce Gibała. No i co zrobisz? Ma pieniądze i znowu chce się tak zabawić, to się będzie bawić… Specjaliści od metra Ogłoszono plan przebiegu tras metra w Krakowie. Zgodnie z przewidywaniami Internet zaroił się od specjalistów od projektowania podziemnej kolejki. To kolejna umiejętność, która posiedli radni, aktywiści, dziennikarze. Tuż po tym jak pokazali, że nieobce są im zagadnienia z wojskowości, zestrzeliwania dronów i zabezpieczenia granic, pokazali kolejne talenta: tym razem związane z pokazywaniem jak należałoby poprowadzić pierwszą trasę metra. Wkrótce pierwszy śnieg, pierwsze oblodzenia na drodze. I pierwsi specjaliści od zimowego utrzymania dróg. ZOBACZ TAKŻE: Natura jest nieubłagana: większość z nas nie dożyje otwarcia pierwszej linii metra

Więcej…

Żart, który pachnie prokuraturą. A Borejza w sandałach szczuje i poucza

Żart, który pachnie prokuraturą. A Borejza w sandałach szczuje i poucza

23 września 2025 | 07:54

– Dotarło do mnie, że Krowoderskiej musiało zacząć się palić pod nogami, skoro kolejny filmik o swej wspaniałej akcji robią. Trzeci? Czwarty? A w przygotowaniu mogą mieć piąty? I szósty? Bo chyba nie bez przyczyny pada w trakcie monologu Borejzy informacja o konsultacjach z prawnikiem… I nagle jasne staje się, dlaczego tak często mówią o nieobecności na akcji skazanego prawomocnymi wyrokami ich kolegi Mateusza Jaśki (kurczę, jeśli go nie było, to po co tyle mówić, że go nie było?) – pisze nasz publicysta Paweł Królik. Obejrzałem kolejny sequel filmu o ataku zamaskowanych ludzików na dziennik podawczy urzędu miasta. Najpierw usłyszałem w nim zawiedziony skowyt, potem mnóstwo bluzgów na prawdziwych dziennikarzy, a na koniec sprytną linię obrony. Mam często takie wrażenie, że towarzystwo skupione wokół bloga „Krowoderska” (bezpośrednie zaplecze medialne Łukasza Gibały) jest tak przekonane o swojej wyższości intelektualnej nad pozostałą częścią społeczeństwa krakowskiego, że nawet tej pozostałej części do niczego nie potrzebuje. No, chyba żeby wygłosić słowo ex cathedra. CZYTAJ TAKŻE: Urząd wprowadza nowe procedury po ataku. "Wyciągnęliśmy wnioski" [WYWIAD] A w ostatnim swoim materiale pan Borejza przez 50 minut udowadnia po raz kolejny, że ich ostatnia akcja zamaskowanych ludzików w magistracie to był taki fajny happening, że boki zrywać, i musimy o tym pamiętać wbrew temu, co starają się nam wmówić. I wszyscy wiedzą, że nic złego się nie wydarzyło, poza Miszalskim, działaczami PO i usłużnymi dziennikarzami. Poznali się na tym za to strażnicy miejscy, urzędniczki i policjanci. Dodam od siebie, że nie poznał się również Łukasz Gibała. Nie poznał się na tym prezydent Miszalski, który powiadomił organy ścigania, że ktoś zamaskowany rozpylał coś na dzienniku podawczym. I napisał o tym post, który podały dalej media. I tu zabrzmiał skowyt Borejzy olbrzymi, że nikt, dosłownie nikt, nie zadzwonił do niego, jako do współautora żartu (choć nim nie był), zapytać, o co w nim chodziło. Nikogo nie interesowało, dlaczego zamaskowane ludziki pryskały czymś w urzędzie miasta – co wymyślił jego kolega, a miał brać udział inny kolega – ale dzwonić mieli do niego, wszak on jest intelektualnym guru i on wszystko wie o wszystkim, co wesołego, inteligentnego i na poziomie się w mieście dzieje. CZYTAJ TAKŻE: "Ja tu panią odkażę". Białe ludziki tłumaczą się z ataku w urzędzie Ale wy, dziennikarze służalczych mediów: Radia Kraków, RMF, Gazety Krakowskiej, Lovekraków, Kanału Krakowskiego, półgłówki i debile, nie potraficie nic innego, idioci, jak wysługiwać się władzy i nie sprawdzacie informacji, tylko szczuć potraficie, i powtórzyliście za prezydentem, że ktoś rozpylił substancję, że zamaskowani, że poszkodowani, że skandal! Że szczuliście! Piekło zamarzło… Krowoderska, która nie potrafi nic innego oprócz szczucia (kiedyś, na początku, przyznaję, może nawet i w miarę inteligentnie uszczypliwego), zarzuca mediom szczucie i brak obiektywizmu. Krowoderska, w której nigdy nie spotkałem się z rzetelnym tekstem dziennikarskim, informacją przedstawiającą problem wieloaspektowo, tylko z jakimiś takimi złośliwymi i zjadliwymi komentarzami, dostrzegła drzazgę w oku bliźniego! Borejza w swoim najnowszym filmie na YT / źródło: Rynek Krowoderski A już szczególnie rozbawiła mnie światła myśl Borejzy, że jak Gazeta Krakowska kiedyś sprzyjała Jackowi Majchrowskiemu, tak teraz sprzyja Aleksandrowi Miszalskiemu. Ubawiłem się setnie. A potem jeszcze Borejza powiedział, że jeden z dziennikarzy nie może napisać w komentarzu na Facebooku, że Krowoderska to kretyni, bo nie wolno. Wychodzi więc na to, że tylko jemu wolno wyzywać innych. No, ale – jak już zaznaczyłem na początku – mało jest ludzi tak inteligentnych i predestynowanych do oceny innych jak on. Dlatego wszystko, co do tej pory on powiedział, a Wam opisałem, powtarzał po kilka razy, żebyście Wy, drodzy czytelnicy, zrozumieli. A potem dotarło do mnie, że Krowoderskiej musiało zacząć się palić pod nogami, skoro kolejny filmik o swej wspaniałej akcji robią. Trzeci? Czwarty? A w przygotowaniu mogą mieć piąty? I szósty? Bo chyba nie bez przyczyny pada w trakcie monologu Borejzy informacja o konsultacjach z prawnikiem… I nagle jasne staje się, dlaczego tak często mówią o nieobecności na akcji skazanego prawomocnymi wyrokami ich kolegi Mateusza Jaśki (kurczę, jeśli go nie było, to po co tyle mówić, że go nie było?), po co podkreślać tyle razy, że strażnicy miejscy i urzędniczki się uśmiechali na ich widok i nie czuli zagrożenia? Po co podkreślać tyle razy, że Borejza był w sandałach, a jakby było coś niebezpiecznego, to przecież by w sandałach nie był? Po co tyle razy prezentować rozpylanie aerozolu, mówiąc, że się nic nie rozpyla w ten sposób? No i że to „tylko” odświeżacz powietrza? Te i inne tezy, moim zdaniem, rysują linię ich obrony. Borejza oskarża prezydenta Miszalskiego, że ten, publikując na swoim profilu informację o „ataku zamaskowanych ludzików rozpylających substancję w urzędzie miasta”, może zachęcić potencjalnych naśladowców, którzy mogą wpaść do urzędu i zrobić komuś krzywdę… CZYTAJ TAKŻE: Krakowianie potępiają incydent w urzędzie. "To już terroryzm" Tymczasem naśladowcami happeningu Krzywaka i Borejzy, opublikowanego w ich własnych (popularnych i opiniotwórczych ;)) mediach, byliby tylko uśmiechnięci (pod maskami), wyluzowani (pod kombinezonami), z odświeżaczami (w zamaskowanych butelkach) happenerzy, którzy przecież krzywdy nikomu by nie robili. To jest przecież jasne i oczywiste. Co do rozpryskiwanej substancji – to Borejza też wytrąca z ręki argument o tym, że to „tylko woda z mydłem”, przecież to tylko „odświeżacz powietrza”, „bezwonna substancja”, i generalnie nie rozumie, skąd ta panika, skąd doniesienie do prokuratury, skąd urzędniczki, które czują się poszkodowane, halo, przecież to żarcik, na którym wszyscy powinni się znać. Otóż sam w pewnym momencie mówi, że myślał, iż w oklejonej żółto-czarną taśmą butelce Krzywak miał żel do odkażania, taki, jaki był używany w pandemii… No więc, panie Borejza, skoro nawet pan, człowiek, do którego mieli dzwonić dziennikarze, przyjaciel autora pomysłu „happeningu”, nie wiedział, co jest w środku, skąd mieli wiedzieć wszyscy inni naokoło? CZYTAJ TAKŻE: Jedziemy z furą gnoju. Wbijajcie. Będzie śmiesznie Zauważyć trzeba, że nawet Gibała siedzi cicho na temat ataku zamaskowanych ludzików. Co może oznaczać dwie rzeczy. Albo przeceniacie, panowie, swoje oddziaływanie na Kraków i politykę krakowską, i Gibała nie zauważył do tej pory akcji – co wydaje się dziwne, prawda? Albo siedzi cicho, żeby, broń Boże, nie być połączonym z Waszymi działaniami, bo zwyczajnie przegięliście – i to bardziej prawdopodobne, bo do tej pory czerpał z Waszych „odkryć” z wiadomych powodów, bo zawsze biją one w jego politycznego konkurenta, ktokolwiek by nim nie był. Ale to stara metoda Gibały – wypuścić szczura, patrzeć, gdzie gryzie, a samemu siedzieć cicho w barze mlecznym, z dala od jego zębów. I licznie rozrzucanych bobków.

Więcej…

TYLKO U NAS. Lovekraków.pl na sprzedaż! Ujawniamy szczegóły i kwotę transakcji!

TYLKO U NAS. Lovekraków.pl na sprzedaż! Ujawniamy szczegóły i kwotę transakcji!

21 września 2025 | 22:47

Ta plotka okrążyła miasto niczym sęp wypatrujący ofiary. Lovekraków.pl idzie na sprzedaż. Zespół naszych dziennikarzy śledczych postanowił zweryfikować tę informację. Oto, co ustaliliśmy. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, największy i najbardziej opiniotwórczy krakowski portal, który wywołuje postach wśród lokalnych polityków, rzeczywiście może być na sprzedaż. Pierwotnie redaktor naczelny Lovekraków.pl, Patryk Salamon, stanowczo zaprzeczał naszym ustaleniom. –  Nikt nie zamierza sprzedawać portalu – powtarzał w kółko. Tyle że te zapewnienia pachniały jak wczorajsza ryba. Nasze dziennikarskie „przesłuchanie”, twarde pytania i zero taryfy ulgowej, szybko zburzyły mur milczenia. Ubeckimi metodami dowiedzieliśmy się o szczegółach transakcji.  – Jeśli pojawi się na stole kwota 15 mln zł to będziemy negocjować. Przyświeca nam cel, aby w wieku 30 lat zapewnić sobie super emerytury. Obliczyliśmy, że przy podziale na trzy osoby miesięczne odsetki zapewnią godne życie w słonecznej Hiszpanii – przyznał Salamon. Nie zatrzymaliśmy się. Docisnęliśmy temat, a redaktor naczelny Lovekraków.pl poszedł dalej  Po kolejnych chwilach przesłuchania, zaczął mówić o dalszych szczegółach operacji. – W ramach negocjacji na stole położyliśmy jeszcze jedną rzecz: chcemy po minimum 120-metrowym apartamencie na Woli Justowskiej. Ale oddane pod klucz, nie w stanie deweloperskim – zaznaczył. Jeśli deal faktycznie dojdzie do skutku, karty w krakowskim układzie medialnym zostaną rozdane od nowa. Politycy, którzy dziś dzwonią do różnych redakcji z „delikatnymi sugestiami”, jutro mogą błagać o nowe układy. Kraków uwielbia takie rozgrywki. Pytanie tylko, kto pierwszy wypadnie z gry.

Więcej…

Spacer po Krakowie z Andrzej Dudą. "To była wielka atrakcja"

Spacer po Krakowie z Andrzej Dudą. "To była wielka atrakcja"

09 września 2025 | 18:31

Kraków to miasto, które skrywa niezliczone historie, zakamarki i anegdoty. W specjalnym odcinku serii Nawrocki w Polsce przewodnikiem po stolicy Małopolski jest sam... prezydent Andrzej Duda. Podczas spaceru Andrzej Duda zabiera widzów w miejsca dla niego szczególne: od znanych zabytków po mniej oczywiste zaułki, które mają dla niego osobiste znaczenie. Dzieli się także licznymi ciekawostkami. Wisła w Krakowie jest spiętrzona. To nie jest naturalna rzeka, bo naturalnie to ona płynie wąską stróżką po białych wapiennych kamieniach... To jest zasługa Austriaków, którzy zbudowali te wszystkie zabezpieczenia, w głównej mierze przeciwpowodziowe. Zdarza się, jak jest duża woda, że Wisła wypełnia całe swoje koryto i płynie aż po tych murach - opowiada prezydent Duda. Z kolei gdy spaceruje przy smoczej jamie, wraca do wspomnień z dzieciństwa: - Przychodziłem tu z rodzicami do Smoka Wawelskiego. Smok ział ogniem i to była wielka atrakcja. Dla mnie to jednak stare czasy, dziecięce. Później już tutaj nie przychodziłem, bo moje centra życiowe były gdzie indziej - wspominał były prezydent. W rozmowie z synem Karola Nawrockiego nie zabrakło też innych anegdot i ciekawostek. Duda dzielił się historiami związanymi z miejscami, które na co dzień mijają tysiące krakowian i turystów. Dzięki temu miasto ukazuje się z zupełnie nowej, bardziej osobistej perspektywy. To wyjątkowy odcinek, w którym historia spotyka się z prywatną opowieścią, a Kraków – miasto królów – pokazany jest oczami wyjątkowego człowieka, krakowianina, który zna je od najmłodszych lat.  

Więcej…

Ziobro: "Mniej niż 10 procent szans przeżycia w ciągu pięciu lat"

Ziobro: "Mniej niż 10 procent szans przeżycia w ciągu pięciu lat"

08 września 2025 | 23:11

- Niemal każdego dnia rano nie byłem w stanie mówić, taką miałem chrypkę. Później bóle zamostkowe, bóle w plecach. Badałem krew pod kątem zawału. Te bóle były na tyle silne, że nie mogłem spać. Pociłem się też strasznie w nocy - tak swoje dolegliwości opisywał Zbigniew Ziobro, poseł PiS z Krakowa. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ma raka. Nie było to zwykły przeziębienie ani chwilowe przemęczenie. To były pierwsze sygnały śmiertelnego zagrożenia, które w każdej chwili mogło odebrać mu życie. Tymczasem polityczni przeciwnicy już snuli własne narracje: „Ziobro znika, bo unika odpowiedzialności”. Hipokryzja była tu aż namacalna. Ludzie gotowi wyrokować, nie znając prawdziwej przyczyny jego nieobecności. Były minister sprawiedliwości jest ciężko chory. Zaraz po wyborach parlamentarnych w 2023 roku zniknął z życia publicznego. Jego przeciwnicy polityczni uważali, że ucieka od odpowiedzialności za swoje czyny jako minister sprawiedliwości. Tymczasem on zachorował na nowotwór przełyku. - Nowotwór, który u mnie wykryto, był już w zaawansowanym stadium, z przerzutami do węzłów chłonnych i do żołądka z przełyku. Guz miał sześć centymetrów, wyglądał jak kiełbasa. Fatalnie to wyglądało na zdjęciu, kiedy je zobaczyłem - opisywał Ziobro w programie Super Expressu "Poranny ring". Brutalność diagnozy była absolutna. Każdy medyczny termin, każdy centymetr guza, każdy przerzut... to nie był temat do politycznych gier ani medialnych żartów. To była walka na śmierć i życie, której nikt nie chciałby przechodzić. A mimo tego, w tle trwały publiczne spekulacje o „ucieczce” polityka. Zwykła zawiść ludzi gotowych atakować zanim pojawi się choćby odrobina empatii. Ziobro przyznał także, że leczenie przyniosło oczekiwane skutki, choć początkowo szansa na przeżycie była niewielka. - Statystycznie taki przypadek daje mniej niż 10 proc. szans przeżycia w ciągu pięciu lat. A ja, póki co, żyję - powiedział. To nie jest zwykłe „cieszenie się życiem” po chorobie. To jest triumf nad brutalnymi statystykami, nad cichymi szeptami przeciwników, nad własnym ciałem, które zdradziło w najgorszy możliwy sposób. I choć polityczny świat z przyjemnością komentuje każdy upadek, prawdziwe lekcje pokory i strachu, jakie funduje choroba, są poza zasięgiem publicznej narracji. Zbigniew Ziobro ma 55 lat. Jego żoną jest Patrycja Kotecka-Ziobro (47 l.). Razem mają dwóch synów: Jana (14 l.) i Andrzeja (10 l.).

Więcej…

Polityk PiS nie bierze jeńców. Kosi równo z trawą... wszystkich

Polityk PiS nie bierze jeńców. Kosi równo z trawą... wszystkich

08 września 2025 | 18:31

– Obóz rządowy, który nie ma żadnego celu poza kurczowym trzymaniem się władzy, nie jest w stanie poradzić sobie z prezydencką ofensywą – uważa krakowski poseł Ryszard Terlecki, prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego. W swoim felietonie do Kuriera Krakowskiego polityk pisze wprost o każdej partii i nie bierze jeńców. Jest grubo. – W sondażach Prawo i Sprawiedliwość nadal utrzymuje się na pierwszym miejscu, notowania rządu spadają na łeb na szyję, koalicja trzeszczy w szwach i nawet dziennikarskie lizusy łapią się za głowę, bo nie widać niczego, za co można by chwalić ekipę nieudaczników – czytamy w Kurierze Krakowskim. W dziale „Ściek medialny” komentujemy to, co piszą inne media. Nie jesteśmy jednak hejterami – potrafimy przyznać rację, gdy ktoś ją ma. A Terlecki, naszym zdaniem, napisał prawdę. Jeśli zwykle punktujemy kłamstwa i manipulacje, to tym razem pokazujemy komentarz, który dość dobrze opisuje rzeczywistość. Prezydent Nawrocki narzucił tempo, którego Tusk i jego koalicja zwyczajnie nie wytrzymują. Oni żyją z dnia na dzień, a prezydent robi politykę międzynarodową na poważnie. Co widzimy? Waszyngton – potwierdzenie obecności wojsk USA i zaproszenie na G20. To są konkrety. A co robi Tusk? Pisze obraźliwe tweety i wysyła Sikorskiego, żeby pajacował w telewizji. Różnica jest oczywista: jedni działają, drudzy tylko szczekają. Kurier, piórem posła PiS, słusznie zauważa, że Nawrocki nie zatrzymuje się ani na chwilę. Włochy, Watykan, za chwilę Berlin i Paryż. A rząd? Zajmuje się sam sobą, koalicja się sypie, Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem spadają w sondażach, Nowacka straszy Kościołem. Oberwało się także Mentzenowi. – Czy pozyskanie Mentzena z Konfederacją jest w stanie uratować Platformę i jej lidera przed utratą władzy? Jest to mało prawdopodobne, mimo że ostatnio Menzen łasi się do Tuska w nadziei, że choćby symboliczny udział we władzy pozwoli pozbyć się opinii młodzieńców w krótkich spodenkach, którzy chociaż już nie tacy młodzi, chcieliby dalej dobrze bawić się w sejmie, bez ponoszenia odpowiedzialności za cokolwiek – uważa Terlecki. Dlatego jesień będzie należała do Nawrockiego i PiS. I to nie jest żadna propaganda, tylko rzeczywistość, którą widać gołym okiem. Terlecki tylko nazwał ją po imieniu. A cały tekst przeczytacie tutaj: RYSZARD TERLECKI "Tusk nie nadąża".

Więcej…

Zobaczyli prezydenta w dresie i… popuścili [ZOBACZ JAK]

Zobaczyli prezydenta w dresie i… popuścili [ZOBACZ JAK]

04 września 2025 | 11:24

Czy wiceprezydent Krakowa może założyć dres? Gdyby wnioskować po niektórych medialnych atakach, absolutnie nie. Całe życie (a przynajmniej kadencję!) powinien spędzić w garniturze, nie ważne czy zasiada za biurkiem w gabinecie, przechadza się ulicą czy… bierze udział w paradzie dresów. Musi być w garniturze, bo inaczej „ośmiesza urząd”. Sezon ogórkowy wyraźnie dał się we znaki krakowskim portalom. W sierpniu niektórzy koledzy „po piórze” zajmowali się głównie powagą urzędu prezydenckiego Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Powagą, w ich dość oryginalnie rozumianym odczuciu. I nie, nie chodzi o dętą akcję pt. „olaboga, Miszalski tańczy do piosenki na dachu”, bo nie będziemy tu starym (mentalnie) ludziom tłumaczyć internetów i tego czym jest trend. Albo pastwić się nad tym, że tekst piosenki w rolce nie oznacza, że osoba, dla której stanowi podkład, utożsamia się z jego słowami. Bo ostatnich lat nie spędziliśmy pod kamieniem, a że inni najwyraźniej tak, to już ich sprawa. Mniejsza o prezydenta na dachu, niedawno krytyka spadła na wiceprezydenta Łukasza Sęka. Za jakąś decyzję? Za niedotrzymanie którejś obietnicy? A skąd, przecież to krakowski internet, tu się rozkręca inby o dużo poważniejsze sprawy! Otóż pan wiceprezydent ośmielił się… wystąpić w czerwonym dresie. W teledysku. Z okazji parady dresów w Nowej Hucie. Wyobrażacie sobie? WICEPREZYDENT W DRESIE. No czegoś takiego Kraków jeszcze nie widział od czasów co najmniej popisu rozpustników na ucztach u Wierzynka! Zobacz wiceprezydenta w dresie: Panie Prezydencie Sęk, to się nie godzi! To jest Miasto Królów, papieża i Szymborskiej, tu na Brackiej pada deszcz! Tu tylko garnitur lub frak, cylinder też jest mile widziany. Panie Prezydencie, niech nie gorszy Pan krakowskich mieszczan, którzy po sumie w Mariackim zajadają ciastka u Noworolskiego, bo im PULS skoczy i żyłka pęknie, gdy zobaczą przedstawiciela władzy w dresie. I to w teledysku! Do jakiejś parady! Kiedyś to tego nie było… … a teraz każdy może napisać dowolną bzdurę i promować swój tekst jako poważne rozważania. I tak to się tu żyje w tym medialnym światku. *W tekstach zamieszczanych w rubryce „Ściek medialny” przyglądamy się działalności różnych dziwnych informatorów o Krakowie. I punktujemy co większe absurdy. Po swojemu i subiektywnie. Bo jesteśmy u siebie.   Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych! To pomaga nam zarabiać. Jesteśmy tutaj: Facebook / Instagram / X / YouTube / TikTok

Więcej…

Social Media

Reklama - sidebar

Na fali

  • Wantuch miażdży hipokryzję.

    W nurcie rozmowy

    Wantuch miażdży hipokryzję. "Wszyscy...

    Informacja
    28 listopada 2025 | 07:20
  • Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]

    Fala faktów

    Stadion Wisły do rozbiórki. W jego...

    Informacja
    20 listopada 2025 | 10:53
  • Kraków płacze po Krokusie, czyli jak zabić miasto

    Głos z kanału

    Kraków płacze po Krokusie, czyli jak...

    Informacja
    22 października 2025 | 08:50

Kanał Krakowski

Płyniemy pod prąd. Z prądem płyną śmieci.

Menu

  • Strona główna
  • O nas
  • Reklama
  • Kontakt
  • Polityka prywatności

Działy

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Copyright © 2025 Kanał Krakowski. Wszelkie prawa zastrzeżone.