Przeczytałem właśnie w Lovekraków wywiad ze Szczęsnym Filipiakiem i mam ochotę walić głową w stół. Gość, który jest szefem krakowskiej Platformy, siedzi potulnie przed dziennikarzem i tłumaczy, że… pracuje. Serio! Polityk tłumaczy się, że go ktoś zatrudnił. To tak jakby pani w Żabce stanęła przed kamerą i zaczęła wyjaśniać, dlaczego skasowała klienta przy kasie.
Idą święta, więc mnie się od razu przypomniała ciotka Grażyna przy wigilijnym stole. Kiedyś pytała mnie: „a kiedy ty będziesz miał jakąś pannę?”. Później: „a kiedy wy się pobierzecie?”. Przy kolejnej wigilii: „a kiedy jakieś dzieci?”. Dziś, gdyby żyła, raczej zapytałaby: „czy trzecią żonę też planujesz przepuścić przez kościelne sito, czy tym razem już nie dostaniesz unieważnienia?” No i tak przez lata musiałem się tłumaczyć. I nauczyłem się jednego: tłumaczenie się jest tak samo potrzebne jak parasol pod prysznicem.
A jednak politycy to kochają.
Wchodzą do studia, siadają do wywiadu i zaczyna się koncert pt. „już wyjaśniam, już tłumaczę, już proszę nie bić”. I teraz mamy kolejny akt: Szczęsny Filipiak tłumaczy się, że dostał pracę. Serio? To jest ten wielki skandal, którym żyje pół Krakowa? To jest ta sensacja, która ma nam rozpalić policzki? Bo co, dostał fuchę? Ktoś go gdzieś zatrudnił? No i? Czy pani w Biedronce też ma się tłumaczyć, że stoi za kasą? Czy kierowca MPK ma nagrać filmik, w którym przeprasza, że kręci kierownicą za pensję z miejskiej kasy?
ZOBACZ TAKŻE: "Nie wkurzaj mnie. Nie ma że boli. Będzie z tobą jechane do końca"
No bo właśnie zaraz usłyszymy, że „to miejskie pieniądze!”. I co z tego? Ktoś te miejskie pieniądze musi zarabiać, ktoś musi je wydawać, ktoś musi za nie pracować. Aleksander Miszalski wygrał wybory? Wygrał. To bierze odpowiedzialność za to, kogo zatrudnia jako doradcę, pełnomocnika, analityka od drapania się po głowie. Chce, to zatrudnia. Nie chce, to nie zatrudnia. To jest jego polityczny kapitał, jego ryzyko i jego konsekwencje.
Bogusław Kośmider zarządza Krakowskim Holdingiem Komunalnym? To on odpowiada za to, kto tam pracuje i dlaczego. I tak, może to jest ciepła posadka, może wygodna, może znów wzbudza jęki tych wszystkich tropicieli układów, którzy całe życie siedzą w internecie z miną Chrystusa na krzyżu. Ale nikt nie zabroni kierownikowi zatrudniać ludzi, których uważa za właściwych. Dlaczego ludzie Łukasza Gibały czy innego Maślony lub Owcy mają być rzekomo lepsi niż ludzie Miszalskiego? Gdyby krakowianie chcieli, by rządził PiS – głosowaliby na Łukasza Kmitę. Gdyby chcieli, by rządziła ruska onuca – głosowaliby na Konrada Berkowicza. Gdyby chcieli, by rządził największy populista świata – głosowaliby na Łukasza Gibałę.
Tłumaczenie się więc z fundamentalnie normalnej rzeczy – że ktoś pracuje – jest jedną z najgłupszych tradycji, jakie wyhodowała nasza lokalna polityka. A już wchodzenie w wywiad z tonem „pozwólcie, że wam wszystko wyjaśnię” to jest poziom desperacji gorszy niż tłumaczenie się z własnego imienia. Bo to nie ma sensu. Ani trochę. Zero.
ZOBACZ TAKŻE: Szef krakowskiej PO nie gryzie się w język! "Ogarnia mnie obrzydzenie" [WYWIAD]
Co takie tłumaczenie daje? Tylko zmęczenie i materiał do memów. Bo nikogo to nie przekona. Ani jednego człowieka z tych naprawdę głośnych. Bo zaraz i tak wylezą hejterzy, zawsze na posterunku, zawsze rozgrzani, zawsze gotowi. Hejterzy, którzy nie znają faktów, bo fakty im przeszkadzają w hejcie. Hejterzy karmieni przez swoich politycznych pasterzy, którzy rzucają im ochłap w postaci „patrzcie, oni się bronią, trzeba ich dobić”. I zaczyna się chóralne ryczenie. Nie ma znaczenia, co powiesz. Inni i tak wiedzą swoje.
A to jest, bądźmy poważni, może jeden procent społeczeństwa. I to ten jeden procent drze ryja w necie tak głośno, że wydaje się, że mówią za wszystkich. Ale reszta? Dziewięćdziesiąt dziewięć procent? Ci normalni ludzie, którzy mają pracę, zakupy, dzieci, choroby, kredyty, odśnieżanie balkonu? Oni mają to wszystko tak głęboko w dup*e, że trudno to nawet opisać bez anatomicznych metafor. Ich to nie obchodzi, nie wzrusza, nie interesuje. I właśnie ta ich obojętność sprawia, że ten jeden procent w ogóle jest słyszalny. To jedyni, którzy mają czas, żeby siedzieć w necie i drzeć mordę. Ale gdy przychodzi moment prawdziwy – wybory, karta do głosowania i urna – wszystko wraca na swoje miejsce. I wtedy okazuje się, że ci najgłośniejsi to tylko internetowe koguty. Rano piały, wieczorem już ich nie ma.
ZOBACZ TAKŻE: "Miałem kiedyś przyjemność z tymi panami. Dopadli mnie, gdy szedłem do toalety"
I dlatego się zastanawiam: po cholerę się tłumaczyć? Po co polityk tłumaczy się z tego, że pracuje? Po co grać w tę farsę z wiecznym usprawiedliwianiem się? Po co brać udział w tym rytuale upokarzania, który nie niesie absolutnie żadnej wartości? Tłumaczenie się w polityce jest jak beczka bez dna: wlewasz argumenty, tłumaczenia, deklaracje, a to i tak wszystko przecieka, bo nikt nie chce tego naprawdę słuchać. Polityk mówi, wyjaśnia, przedstawia, a ci, co go lubią – lubili go już wcześniej. Ci, co go nienawidzą – nienawidzili go już wcześniej. A ci, co mają to gdzieś – dalej mają to gdzieś.
I tak wygląda cały ten spektakl, z którego nikt nie wychodzi mądrzejszy, a wszyscy bardziej zmęczeni. Więc może byłby to piękny świąteczny prezent, gdyby politycy wreszcie zrozumieli: tłumaczenie się jest dla tych, którzy mają poczucie winy. A jeśli jej nie mają, to wystarczy powiedzieć jedno zdanie: „pracuję, bo mnie zatrudniono – koniec tematu”. Bo każdy następny akapit, każdy następny wywiad, każde następne tłumaczenie tylko pogłębia absurd. A absurd – jak wiemy – ma świetny humor, ale fatalne skutki.
***
Powyższy tekst powstał także z czystej, gorącej, paraliżującej zawiści. Jako portalik, który od pierwszych dni istnienia gryzie klawiaturę z zazdrości o zasięgi Lovekraków, tym razem po prostu pękliśmy. Zazdrościmy im tego wywiadu jak cholera. Bo niby nic wielkiego – Filipiak mówi same oczywiste oczywistości, zero rewelacji, zero mięsa, sama woda z kranu. Ale wystarczyło, że wrzucili – i bum! – pod spodem zlatują się stada wyznawców Gibały, hejterzy na sterydach, tropiciele spisków z profilówkami z mordą konia. Nakręcają komentarze, nakręcają ruch, nakręcają kasę z reklam. A my tu siedzimy z naszymi ambitnymi tekstami, które czyta mama, tata i trzech kumpli z osiedla, i tylko zaciskamy zęby: kur*a, dlaczego nie my?!
Wywiad macie tutaj: 5 funkcji i jedna osoba. Szef krakowskiej PO tłumaczy się z pracy w miejskiej spółce











![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_152.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
