Logo Kanał Krakowski
  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale

Obserwuj nas na:

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Reklama - duża
  1. Strona główna

Luźne fale

TYLKO U NAS. Gibała w gabinecie Miszalskiego! Wiemy, o czym rozmawiali

TYLKO U NAS. Gibała w gabinecie Miszalskiego! Wiemy, o czym rozmawiali

08 grudnia 2025 | 09:47

W gabinecie prezydenta Krakowa toczy się wojna bez precedensu. Łukasz Gibała, który trzykrotnie przegrał wybory, znów podnosi głowę i nie chce tylko przewrócić stolika, ale i dobrać się do fotela, w którym zasiada prezydent. Wszystko po to, by zająć jego miejsce. Kanał Krakowski dotarł do tajnych rozmów Aleksandra Miszalskiego, które ten prowadził za zamkniętymi drzwiami. *** Scena I – Gibała u Miszalskiego Za oknem szarówka, światło ulicznych latarni przebija się przez szyby. Na biurku leży stos nieotwartych teczek, obok tablet z otwartą ankietą: „Czy Kraków potrzebuje więcej ławek czy więcej koszy na śmieci?” Drzwi otwierają się bez pukania. Wchodzi Łukasz Gibała, blady, z podkrążonymi oczami, jakby od trzech lat nie spał. W ręku ściska teczkę jak tarczę. Miszalski (podnosi wzrok, uśmiechając się ciepło):– Dzień dobry! Łukasz, siadaj, siadaj. Kawy? Herbaty? A może najpierw zrobimy szybką ankietę: „Czy gość w gabinecie prezydenta powinien być częstowany kawą, herbatą czy wodą z kranu?” Już wrzucam na fanpage. Gibała (siada sztywno, zaciska zęby):– Nie chcę kawy. Chcę twojego krzesła, Aleksander. I dobrze o tym wiesz. Miszalski (lekko odchyla się w fotelu, wciąż uśmiechając się):– Oj, Łukasz… znowu te emocje. Wiesz, że zawsze stawiam na dialog. Może zrobimy konsultacje społeczne? „Czy Łukasz Gibała powinien dostać krzesło prezydenta w drodze łaski, czy poczekać na wybory?” Dwie opcje, prosty wybór. Gibała (pochyla się do przodu, głos drży z nienawiści):– Trzy razy, Aleksander. Trzy! Dwa razy ten Majchrowski… a teraz ty. Ja do tego miasta przygotowywałem się całe życie! Czytałem plany zagospodarowania w toalecie! Znałem każdy kamień na Plantach, zanim ty wiedziałeś, gdzie jest Rynek! Miszalski (wzdycha, jakby rozmawiał z trudnym dzieckiem):– Rozumiem twoją frustrację. Naprawdę. Dlatego uruchamiam nową ankietę: „Czy mieszkańcy czują empatię wobec kandydatów, którzy przegrali wybory trzykrotnie?” Wyniki będą wiążące. Gibała (uderza pięścią w biurko):– Dość tych ankiet! Kraków to nie demokracja bezpośrednia na sterydach! Ludzie chcą decyzji, a nie wiecznego „a co wy na to?” Miszalski (zastanawia się głośno):– Może masz rację. Może czasem trzeba po prostu zdecydować. Na przykład… (naciska intercom) Panie Wojtku? Proszę przygotować ankietę: „Czy prezydent powinien czasem podejmować decyzje bez konsultacji z mieszkańcami – tak czy nie?” Gibała (zrywa się z krzesła, oczy mu się szklą):– Ty… ty nawet nie potrafisz sam zdecydować, czy masz mnie wyrzucić z tego gabinetu, czy nie! Miszalski (spokojnie otwiera laptopa):– Już wrzuciłem pytanie na grupę „Kraków Decyduje”. 47% za wyrzuceniem, 51% za tym, żebyś został i napił się wody z kranu, 2% proponuje pojedynek na Plantach o świcie. Czekamy na rozwój sytuacji. Gibała stoi bez słowa. Oddycha ciężko. W końcu wyciąga z teczki plakat z napisem „MISZALSKI = PARALIŻ” i kładzie go na biurku. Gibała:– To się dopiero zaczyna. Miszalski (przygląda się plakatowi, potem uśmiecha szeroko):– Świetny projekt graficzny. Zrobimy ankietę: „Czy ten plakat powinien wisieć w gabinecie prezydenta jako przestroga czy jako dekoracja?” Łukasz… usiądź. Porozmawiamy. Jak ludzie zdecydują. Gibała powoli siada. W tle cichy dźwięk powiadomień – ankieta osiąga setny głos. 101. I wciąż rośnie. Miszalski (szeptem, prawie z troską):– Wiesz… czasem myślę, że ty jesteś jedyną osobą w tym mieście, która naprawdę chce tej roboty bardziej niż ja. Gibała wzdycha z nienawiści i wychodzi, trzaskając drzwiami tak, że portret Jana Pawła II lekko się przechyla. Aleksander Miszalski / fot. Łukasz Michalik Scena II – Rozmowa Gibały z doradcą Gibała wyciąga telefon, dzwoni. Gibała (szeptem-warknięciem):– Wyszedłem. Jak zawsze: uśmiech, woda z kranu i ankiety o powietrzu. Doradca (natychmiast):– Wracaj tam. Już. Gibała (zatrzymuje się, oczy błyszczą):– Co proszę? Doradca:– Wracaj. Powiedz, że zapomniałeś teczki. Albo że jednak chcesz tę kawę. Cokolwiek. Im dłużej będziesz siedział w środku, tym lepiej. Ludzie zobaczą: „O, nawet Gibałę przyjmuje, słucha, dialoguje…”, a my wrzucimy twoje zdjęcie z podpisem: „Rozmawiałem z prezydentem. Nic nie postanowił. Znowu.” Gibała (powoli się odwraca, uśmiecha się złośliwie):– Genialne. Doradca:– I przyspieszamy „Operację: Referendum”. Gibała (złośliwy uśmieszek):– Dobrze. Ale żadnych konkretów. Tylko emocje. Doradca:– I jeszcze coś… Musimy szukać nowej twarzy referendum. Ten, który miał nią zostać, ukradł patelnię z IKEA, a ludzie się śmieją, że nie dość, że złodziej, to jeszcze ruska onuca. Totalna kompromitacja. Gibała (zimny uśmiech):– Perfekcyjnie. Ludzie kochają chaos. Chowa telefon, poprawia krawat, bierze głęboki wdech i puka. Łukasz Gibał / fot. Łukasz Michalik Scena III – Gibała wraca do Miszalskiego Drzwi otwierają się niemal natychmiast. Miszalski (z ciepłym uśmiechem):– Wróciłeś? Świetnie! Ankieta zakończona: 52% za kawą dla ciebie. Siadaj, Łukasz. Rozmowa trwa. Gibała (wskazuje palcem na tablet, gdzie wyświetla się najnowsza uchwała rady miasta):– Podwyżka podatku od nieruchomości o 40%! Bilety MPK po 8 złotych! Opłata za wywóz śmieci 200% w górę! Ty dobijasz mieszkańców, Aleksander! Miasto tonie, a ty robisz ankiety o tym, czy ludzie wolą się utopić w wodzie z kranu czy w wodzie mineralnej. Miszalski (spokojnie popija wodę, zero emocji):– Podwyżki były trudne, ale konieczne. Dziura budżetowa po poprzedniku – pamiętasz, kto rządził ostatnie 20 lat? Ale spokojnie, właśnie uruchomiłem ankietę: „Czy mieszkańcy wolą wyższe podatki i działające tramwaje, czy niższe podatki i dziury w jezdniach większe niż kratery na Księżycu?” Wyniki za godzinę. Gibała (śmieje się gorzko, teatralnie):– Podatki w dół! Natychmiast! Komunikacja darmowa! Parkingi darmowe! Śmieci też za darmo! I seniorom dopłacimy do ogrzewania! Kraków musi być miastem dla ludzi, a nie dla deweloperów i turystów! Miszalski (unosi brew, pierwszy raz naprawdę zainteresowany):– Brzmi pięknie. Skąd weźmiesz pieniądze, Łukasz? Bo mogę ci wrzucić ankietę: „Z czego Gibała obetnie wydatki, żeby spełnić obietnice wyborcze?” Opcje: A) zamkniemy szpitale, B) zwolnimy nauczycieli, C) sprzedamy Wawel Czechom, D) wszystkie powyższe. Co wybierasz? Gibała (machnięcie ręką, jakby odganiał muchę):– Szczegóły techniczne! Najpierw wybory, potem pomyślimy. Ludzie chcą nadziei! Chcą wizji! Prezydenta, który nie pyta o wszystko Facebooka! Chcą populistycznego gadania! I ja w tym jestem mistrzem! Miszalski (otwiera excela na ekranie):– Wizja bez pieniędzy kończy się tak: 2027 rok, Kraków ogłasza upadłość, dług 20 miliardów, MPK przestaje jeździć, śmieci nieodbierane, a na Rynku wielki napis: „Na sprzedaż – tanio, bo pilne”. Gibała (wstaje, zaciśnięte pięści):– Olek! Mam program stu konkretów! (wydłubuje z teczki pogniecioną kartkę) Konkret 17: obniżymy podatki! Konkret 23: więcej pieniędzy na kulturę! Konkret 49: darmowe żłobki! Konkret 88: nowe tramwaje co roku! Miszalski (uśmiecha się smutno):– Łukasz… czytałem. Tam pod spodem drobnym drukiem: „finansowanie – przeproszę ojca, że marnuję jego pieniądze, ugnę się pokornie, przyznam, że jestem nieudacznikiem i… może znowu uda mi się go przekonać”. Chwila ciszy. Gibała patrzy na kartkę, jakby widział ją po raz pierwszy. Gibała (ciszej, z furią):– Przynajmniej ja bym nie podnosił podatków… Miszalski (prawie po ludzku):– Wiesz, co jest najgorsze? Że ty naprawdę wierzysz, że wystarczy chcieć. A ja już wiem, że chcenie to za mało. Wolę, żeby mieszkańcy mnie znienawidzili za prawdę, niż żeby później znienawidzili ciebie za kłamstwo. Gibała (zbiera papiery, głos łamie się lekko):– Zobaczymy za trzy i pół roku, Aleksander. Zobaczymy. Miszalski (cicho, gdy Gibała przy drzwiach):– Ankieta właśnie się skończyła. 68% mieszkańców uważa, że „Gibała powinien wrócić do domu i się wyspać”. Reszta domaga się drugiej tury rozmowy. Drzwi są otwarte, Łukasz. Gibała zatrzymuje się w progu. Nie odwraca się. W końcu wychodzi bez słowa. Na biurku zostaje kartka z „100 konkretami” – na dole ktoś dopisał długopisem: „Konkret 101: przestać obiecywać niemożliwe”. Gabinet prezydenta Krakowa / fot. UMK Scena IV – Majchrowski u Miszalskiego Na drzwiach gabinetu wisi kartka: „Uwaga: trwa ankieta, czy wieszać kartkę”. Majchrowski wchodzi w płaszczu, z laską. Wygląda spokojnie, jak staruszek, który widział wszystko. Miszalski (zrywa się z fotela, naprawdę zaskoczony):– Panie profesorze… Dzień dobry! To znaczy… dobry wieczór! Kawy? Herbaty? Ankieta trwa: „Czy emerytowany prezydent powinien być częstowany kawą z ekspresu czy herbatą z torebki?” Majchrowski (siada bez czekania na wynik głosowania, opiera laskę o biurko):– Daj spokój z tymi ankietami, chłopcze. Przyszedłem prywatnie. Słyszałem, że Gibała u ciebie był. Miszalski (siada z powrotem, nagle trochę speszony):– Był. Prawie wybił dziurę w blacie. Majchrowski (uśmiecha się pod nosem):– Trzeci raz z rzędu przegrywa i trzeci raz przychodzi do gabinetu zwycięzcy. U mnie też był. Dwa razy. Za pierwszym razem płakał. Za drugim przyniósł kwiaty i przepraszał, że mnie „tak ostro krytykował w kampanii”. Myślałem, że za trzecim razem przyniesie trumnę – swoją albo moją. Miszalski (śmieje się nerwowo):– To znaczy… ja myślałem, że tylko ja mam taki zaszczyt. Majchrowski (patrzy na plakat wciąż leżący na biurku):– On nienawidzi nie ciebie. On nienawidzi tego, że to krzesło jest zajęte. Przez kogokolwiek. Ja siedziałem tu dwadzieścia lat i przez dwadzieścia lat Gibała czekał, aż umrę albo popełnię błąd, żeby wreszcie mnie pokonać. Nie umarłem. Ty mnie zastąpiłeś. Teraz będzie czekał na ciebie. Miszalski (cicho):– Podwyżki go wściekły. Mówi, że prowadzę miasto do bankructwa. Majchrowski (wzdycha głęboko):– Podwyżki… Ja też je robiłem. Tylko ciszej. I bez ankiet. W 2018 podnieśliśmy strefę płatnego parkowania – Gibała krzyczał, że „Majchrowski dobija kierowców”. W 2021 podnieśliśmy podatki od nieruchomości – krzyczał, że „Majchrowski wykańcza seniorów”. (machnięcie ręką lekceważące) On nie ma poglądów, Aleksander. On ma tylko kompleksy. Miszalski (patrzy w okno):– A jak pan z nim rozmawiał, kiedy przychodził? Majchrowski (uśmiecha się szeroko, pierwszy raz naprawdę wesoło):– Za pierwszym razem dałem mu herbatę i powiedziałem: „Łukasz, jak wygrasz za cztery lata – gabinet będzie twój, a ja będę najszczęśliwszym emerytem w Krakowie”. Za drugim razem dałem mu kawę i powiedziałem: „Łukasz, jak wygrasz za kolejne cztery lata – gabinet będzie twój, a ja niedługo potem będę na cmentarzu, więc nie będę przeszkadzał”. On wtedy prawie się popłakał. Chwila ciszy. Majchrowski wstaje powoli. Majchrowski:– A ty… (wskazuje palcem na tablet z otwartą ankietą) przestań pytać ludzi o wszystko. Czasem prezydent musi być dorosły za wszystkich. I zamknij te drzwi na klucz. Jak następnym razem Gibała przyjdzie, to może przynieść siekierę. Wychodzi. Miszalski zostaje sam. Patrzy na krzesło, na plakat, na tablet. W końcu zamyka ankietę bez publikacji wyników. Po raz pierwszy od roku. *** Nota redakcyjna: powyższy tekst to satyra polityczna inspirowana realiami życia publicznego w Krakowie. Wszystkie postacie, dialogi i sytuacje są fikcyjne – choć przypominają znane twarze i znane zdania. Każde podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, nieuniknione i całkowicie zamierzone. ZOBACZ TAKŻE: TYLKO U NAS! Ujawniamy stenogram ze sztabu Gibały! "Operacja Baran"

Więcej…

Dług zły, podwyżki gorsze. Opozycja odkrywa nową matematykę

Dług zły, podwyżki gorsze. Opozycja odkrywa nową matematykę

04 grudnia 2025 | 09:05

Przeczytaliście już pewnie dziesiątki nagłówków na temat przyszłorocznego budżetu miasta. Albo przynajmniej przelecieliście wzrokiem tytuły. Co roku takie same. Znacie te argumenty rządzących i opozycji na pamięć. A jeśli nie, to znaczy, że Wam się nie chce zgłębiać miejskich finansów. Dlatego my przedstawiamy Wam wczorajszą sesję budżetową w pigułce. W telegraficznym skrócie. Budżetowa sesja rady miasta zamieniła się w pokaz politycznej akrobatyki: Miszalski liczył, wyjaśniał i tłumaczył (także się), a opozycja krzyczała o długu, jednocześnie blokując wszystko, co mogłoby go zmniejszyć. Matematyka? Zostawili w domu. Operacja Budżet: Miszalski vs Opozycja SCENA 1. SALA OBRAD. GODZINA ZERO Kamery ruszają. Radni szeleszczą papierami. Owca robi sobie słit focie z Maśloną. Ktoś próbuje włączyć mikrofon, ale zamiast głosu słychać przester, jakby miasto próbowało wołać o pomoc. Maślona i Owca / fot. Łukasz Michalik Na mównicę wchodzi prezydent. Miszalski (z uśmiechem):– Szanowni Państwo, przedstawiam budżet: ambitny, odpowiedzialny, inwestycyjny. Z sali pada pierwszy szept:– A dług? Miszalski udaje, że nie słyszy. SCENA 2. OPOZYCJA WCHODZI NA RING Radny opozycji I podchodzi do mównicy jak zawodnik MMA do klatki. Przeciera czoło, poprawia krawat, patrzy w kartkę, na której widnieje tylko jedno zdanie: „Atakować dług.” Radny opozycji I– Ten budżet to… to… nieporozumienie! Kraków został zadłużony bardziej niż… niż… no bardzo! Publiczność nie wie, czy klaskać, czy współczuć. Miszalski kiwa głową z pobłażliwym uśmiechem, jak ktoś, kto słyszy dziecięcą opowieść o smokach i potworach. SCENA 3. OPOZYCJA II WJEŻDŻA NA BIAŁYM KONIU (ALE BEZ PLANU) Radny opozycji II, energiczny, pewny siebie, przynosi stos dokumentów.Na nich wielkimi literami: „Dowody”.Podchodzi do mównicy, rzuca je… i wszystko okazuje się puste. Radny opozycji II:– Panie Prezydencie! Zadłużacie miasto! Przyszłe pokolenia zapłacą! My, jako opozycja, nie pozwolimy na niszczenie budżetu! Na sali słychać „ooo”.Jest moc, jest energia.Tylko… Prowadzący sesję:– A zgłaszacie państwo jakieś poprawki? Radny opozycji II– ...to znaczy… na pewno… kiedyś… Spektakl / fot. Łukasz Michalik SCENA 4. STRZAŁ W KOLANO Miszalski (spokojnie):– Skoro martwicie się państwo o dług, proponuję podwyżki: opłat, podatków… tak, by budżet się zbilansował. Opozycja robi wielkie oczy.Jakby ktoś im zaproponował dietę bez smażonego. Radny opozycji I:– Absolutnie nie! Mieszkańcy cierpią! Nie będziemy sięgać do ich kieszeni! Miszalski:– Tak… czyli chcecie mniej długu… ale bez dodatkowych pieniędzy? Radny opozycji I i Radny opozycji II (jednocześnie):– TAAAK! W tle słychać facepalm sekretarza. SCENA 5. MATH FAIL Na ekranie pojawiają się slajdy i wykresy. Miszalski:– To są fakty.Radny opozycji I:– Ale to nie my zadłużaliśmy!Miszalski:– Próbuję to zatrzymać.Radny opozycji II:– Ale nie kosztem mieszkańców!Miszalski:– Więc… kosztem kogo? Zapada cisza.Słychać tylko echo odbijające się od pustych miejsc, gdzie powinny być pomysły opozycji. Prezydent / fot. Łukasz Michalik SCENA 6. FINAŁ. NIKT NIE WYCHODZI WYGRANY Komentarz zza kadru: „Opozycja walczyła zaciekle, ale tylko o to, by Miszalski nie miał racji.Plan? Nie przedstawiono.Alternatywa? Brak.Dług? Zły.Podwyżki? Jeszcze gorsze.Logika? Urlop. I tak zakończyła się wielka budżetowa bitwa.Prezydent – ze swoimi wyliczeniami, tabelkami i próbami ratowania finansów.Opozycja – z odwagą krytykowania wszystkiego i absolutnym brakiem propozycji czegokolwiek.” W tle widzimy radnych, którzy tłumaczą mieszkańcom, że „miasto nie może się zadłużać”, jednocześnie mówiąc „podwyżek być nie może”. Mieszkańcy patrzą jak na mema, który nie powinien istnieć, a jednak istnieje. Narrator dorzuca: „W tym budżecie najwięcej zabrakło właśnie jednego: matematyki.Bo jak się okazuje, da się jednocześnie być przeciwko długowi i przeciwko jego spłacaniu.Trzeba tylko bardzo chcieć." Widzimy ostatni kadr: Miszalski wychodzi spokojnie z sali, opozycja kłóci się o to, kto miał lepszą krytykę, a kamera unosi się nad Radą Miasta. Narrator kończy: „I to jest piękne w krakowskiej polityce:zawsze można zrobić mniej, niż się obiecywało (Miszalski)i jednocześnie więcej zamieszania, niż ktokolwiek planował (opozycja)”. Czarny ekran.

Więcej…

TYLKO U NAS. Dotarliśmy do tajnego planu Gibały w sprawie referendum

TYLKO U NAS. Dotarliśmy do tajnego planu Gibały w sprawie referendum

02 grudnia 2025 | 07:29

Łukasz Gibała siedzi w gabinecie pośród stert akt i teczek, uśmiechając się jak dyrygent chaosu. – Wygrałem! – ogłasza, a publiczność nawet nie wie, że petycje, które podpisuje, są o niczym, a każdy mail i każdy telefon tańczą w rytm jego genialnego planu na prawdziwe referendum. Polityka? To nie demokracja, to cyrk, w którym nic sprzedaje się jak wszystko, a ludzie biją brawo, zachwyceni własną bezradnością. Dotarliśmy do scenopisu z tajnego spotkania w gabinecie Łukasza Gibały. *** [Gabinet Łukasza Gibały. Na biurku stosy akt, teczki z podpisami, laptop, kubki po kawie. Gibała siedzi za biurkiem, doradca stoi obok z teczką dokumentów.] Doradca (ostrożnie): Łukasz… decyzja prokuratury już jest. Umorzyli sprawę referendum. No wie Szef... te podpisy, co je złożyliśmy, ale był sfałszowane. Gibała: No były, ale tylko trochę. Doradca: No właśnie, prokuratura też tak stwierdziła. Że tylko trochę... Gibała (wstaje, teatralnie rozkładając ręce): Czyli… wygrałem! Doradca: Jak zawsze, Szefie! Gibała: Nie szydź. Doradca: Nie, nie. Wcale nie miałem na myśli tych trzech przegranych wyborów na prezydenta Krakowa. Gibała: Wiesz… głosów ludzi nie można kupić. Ale wszystko inne już tak. Doradca: O czym Ty mówisz? Gibała: O tym, że my zagraliśmy, a prokuratura zatańczyła w rytm naszej muzyki! Doradca (marszcząc brwi): Tak, ale pamiętaj - to śledztwo trwało dziewięć lat… dziewięć! Gibała (przechadza się po pokoju, gestykulując jak dyrygent): Dokładnie! Dziewięć lat! I wiesz kto wtedy rządził? Doradca: PiS. Gibała: A kto był ministrem sprawiedliwości? Kto był wicepremierem? Doradca: No kto? Gibała: Wujek Gowin! Wujek Gowin / fot. wikimedia Doradca: Brawo dla wujka! Gibała: Pięknie dyrygował batutą! Doradca: No ale jak wujka pogonili, to prokuratura się za to wzięła. Gibała: Taaa... I prokurator pytał ludzi, co robili i co podpisywali dziewięć lat temu. Nawet ja nie pamiętam wszystkich swoich genialnych pomysłów sprzed dziewięciu lat! Doradca: No ale żeby tak po prostu umorzyli? Gibała: Gdzie ja nie mogę, tam tatusia poślę. Doradca: Przecież uchybienia były. Gibała: Ale szkoda mała! Niska szkodliwość czynu.(po chwili, wzdycha)No dobra, kuriozalne. Nawet mnie to żenuje. Doradca (powoli, odkładając dokumenty): …No dobrze. A co teraz? Gibała (klaszcze w dłonie, aż kubek podskakuje): Teraz gramy dalej! Zbieramy podpisy ponownie… tym razem pod petycjami. Sam nawet nie wiem dokładnie, o czym te petycje są. Doradca: No o kolesiostwie! Wymyśliliśmy to słowo z kumplami przy wódce. No i się rozeszło. Gibała: Genialne. I teraz chodzi nie o zebranie podpisów tylko o zbieranie danych. Ludzie podają maile, telefony… Doradca: Czyli chodzi o kontakty, a nie podpisy? Gibała (kiwa głową, triumfalnie): Dokładnie! Bo kiedy przyjdzie czas prawdziwego referendum… wtedy ich obdzwonimy, napiszemy maile, wyślemy wolontariuszy i się podpiszą. Tym razem pod prawidłową listą. Strategia, Głupcze. Ludzie nawet nie wiedzą, że są częścią planu. Petycja / źródło: screen ze strony KdM Doradca (siada powoli, jakby bał się, że krzesło też jest częścią planu): A te petycje… to one w ogóle coś znaczą? Gibała: Oczywiście! Znaczą… że istnieją. A reszta to już marketing. Doradca: Ale ludzie pytają, o co dokładnie chodzi. Gibała: I świetnie! Jak pytają, to znaczy, że są zainteresowani. A jak są zainteresowani, to zostawią maila. Doradca: A jak zostawią maila… Gibała: …to już ich mamy!(przerywa teatralnie)Wiesz, polityka to nie koncert życzeń — to koncert danych kontaktowych. Doradca: Ale nie boisz się, że się połapią? Gibała: Ludzie? Ludzie chcą emocji, Doradco. Gniew, oburzenie, poczucie misji! A „kolesiostwo” brzmi jak coś, z czym warto walczyć, nawet jeśli nikt dokładnie nie wie, co to jest. Doradca: No jest nośne. Gibała: No! A wiesz co jest jeszcze bardziej nośne?(przybliża się teatralnie)„Podpisz petycję, żeby uratować Kraków!” Doradca: Uratujemy go? Gibała: Jak już zbierzemy podpisy do prawdziwego referendum — to wtedy zobaczymy. Na razie… zbieramy orkiestrę. Doradca: Orkiestrę? Gibała: Orkiestrę poparcia!(pokazuje teczkę z kontaktami)Mailing, SMS-y, wolontariusze. Wszystko w rytmie. Doradca: W rytmie czego? Gibała: W rytmie naszej muzyki, rzecz jasna! Doradca: A prokuratura? Gibała (machając lekko ręką): Już zagrała swoją część. Teraz czas na publiczność. Doradca: Czyli mieszkańców? Gibała: Dokładnie!(dumnie siada, splata dłonie jak maestro po koncercie)A oni nawet nie wiedzą, że przyszli na spektakl. Doradca: Łukasz… a jeśli ktoś zapyta, czemu petycje są o niczym? Gibała: O niczym?(śmieje się głośno, teatralnie)Dopóki ludzie klaszczą, możemy sprzedawać… nic w taki sposób, żeby wyglądało jak wszystko! *** Nota redakcyjna: powyższy tekst to satyra polityczna inspirowana realiami życia publicznego w Krakowie. Wszystkie postacie, dialogi i sytuacje są fikcyjne – choć przypominają znane twarze i znane zdania. Każde podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, nieuniknione i całkowicie zamierzone. ZOBACZ TAKŻE: Referendalna hucpa Gibały, sfałszowane podpisy i kompromitacja prokuratury

Więcej…

TYLKO U NAS! Ujawniamy stenogram ze sztabu Gibały! "Operacja Baran"

TYLKO U NAS! Ujawniamy stenogram ze sztabu Gibały! "Operacja Baran"

14 listopada 2025 | 09:06

W Krakowie znów rozgrywa się polityczny teatr, w którym główną rolę gra człowiek, który nigdy nie wygrał wyborów, ale nieustannie próbuje zmieniać los miasta. Tym razem w centrum uwagi znalazł się Jan Baran – przypadkowy obywatel, który stał się twarzą referendum, pod którym nikt oficjalnie nie chciał się podpisać. Operacja „oddolna inicjatywa” ma w praktyce tylko jeden cel: dać pozór ruchu społecznego, a w rzeczywistości zrealizować pomysł strategów i wiecznego przegrywa kandydata. To opowieść o tym, jak zespół wiecznego kandydata próbuje po raz kolejny wymyślić Kraków od nowa. Z humorem, konspiracją i budżetem w kopercie. Bo jak mówi klasyk: jeśli nie możesz wygrać wyborów – zrób referendum. A jeśli nie możesz zrobić referendum sam – znajdź barana, który zrobi to za ciebie. Nota redakcyjna: „Operacja Baran” to satyra polityczna inspirowana realiami życia publicznego w Krakowie. Wszystkie postacie, dialogi i sytuacje są fikcyjne — choć przypominają znane twarze i znane zdania. Każde podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, nieuniknione i całkowicie zamierzone. „Operacja Baran" Tajne zebranie sztabu Gibały(satyryczny skrypt w trzech aktach) AKT I Scena 1: „Think Tank dla Krakowa” Miejsce: podziemna sala, w której od lat pachnie kawą, flipchartem i niespełnionymi ambicjami. Czas: późny wieczór – gdy nawet gołębie z Rynku śpią, a sztab Gibały jeszcze nie. Obecni: Łukasz Gibała – lider, wiecznie „na progu zwycięstwa”, lecz nigdy za tym progiem.Spin-doktor 1 – specjalista od PR, ironicznie zwany „Mistrzem Narracji”.Spin-doktor 2 – ekspert od badań opinii publicznej, w sztabie znany jako „Pan Procent”.Asystentka od entuzjazmu – klaszcze zawsze, nawet gdy plan płonie.Anonimowy Baran – jeszcze nie znaleziony, ale już potrzebny. (W tle dźwięk ekspresu do kawy. Ktoś przynosi flipchart z napisem: „Jak obalić prezydenta i nie dać się złapać”. W kącie ktoś przestawia plastikową owieczkę – talizman sztabu.) Gibała (konspiracyjnym tonem):Panowie, pani… Kraków dojrzewa. Ludzie mówią, że Miszalski zawiódł.Czas na ruch! Czas na… referendum za jego odwołaniem! Spin-doktor 1 (z westchnieniem):Świetnie, szefie. Ale to już raz było, pamięta pan?Chcieliśmy odwołać Majchrowskiego. I nam… nie wyszło.Płacił pan ludziom, żeby zbierali podpisy, a oni – no cóż – zbierali, tylko że fikcyjnych obywateli.Potem się okazało, że połowa Krakowa to widmo, a druga połowa nie wiedziała, że podpisała.Prokuratura nadal o to pyta, szefie. Naprawdę nie możemy sobie pozwolić na drugą taką wtopę. Gibała (uderzając w stół):To nie moja wina, że Kraków nie zrozumiał mojej wizji! Spin-doktor 2:No właśnie, szefie… Trzy razy przegrał pan wybory na prezydenta Krakowa,raz wtopił pan referendum, a teraz sondaże mówią, że ludzie widzą w panu… serialowego przegrywa.A jeszcze jak drugie referendum nie wyjdzie… wolę nie myśleć. Gibała (po chwili milczenia):Czyli co? Spin-doktor 1 (z uśmiechem konsultanta, który już coś knuje):No jak co? Znajdźmy barana. Gibała (wybałusza oczy):Proszę?! Spin-doktor 1 (spokojnie):Jana Barana. Albo innego barana. Z krwi i kości.Człowieka, który da twarz temu przedsięwzięciu. Spin-doktor 2 (przytakuje):Doskonałe! Znajdziemy barana, który wystąpi jako inicjator referendum,a my ogłosimy, że to oddolna inicjatywa obywateli!Lud krakowski wstaje, by walczyć o demokrację,a pan, panie Łukaszu, tylko popiera z boku, z gracją i głębią. Gibała (marszczy brwi):No… ruch oddolny, wiadomo. (pauza) Czyli znowu ja, tylko przez kogoś innego. Spin-doktor 2 (mrucząc):Czyli szukamy barana. Gibała (ostro):Nie „barana”! Mówmy: „społecznik z inicjatywą”. Asystentka (entuzjastycznie):Tak! Taki z pasją! Może student socjologii?Albo pan z Rynku, co karmi gołębie i mówi, że „trzeba coś z tym zrobić”? Gibała (melancholijnie):To nie moja wina, że Kraków nie zrozumiał mojej wizji… Spin-doktor 2:Oczywiście, panie Łukaszu. Kraków zawsze spóźnia się z uznaniem geniuszy.Ale nasze badania są bezwzględne: jeśli pan sam ogłosi referendum,zdecydowana większość powie „aha, znowu on” i pójdzie karmić kaczki zamiast głosować.Frekwencja spadnie, referendum będzie nieważne. Gibała (teatralnie):Czyli muszę poprzeć, ale nie zainicjować. Spin-doktor 1:Jak Mickiewicz – „mówić nie mówiąc, działać nie działając”. Spin-doktor 2:Dokładnie. My stworzymy tego Jana Barana.Założy komitet, a pan przypadkiem polubi jego post na Facebooku. Asystentka (notując):I wrzuci story z kawą: „Popieram ludzi, którzy chcą zmian!” Gibała:A potem, kiedy referendum ruszy… Spin-doktor 2:Wtedy pan wchodzi cały na biało.„To oddolny zryw mieszkańców, ja tylko stoję z boku, oklaskując demokrację.” Spin-doktor 1 (pisze na tablicy):Strategia: Zainspirować – Zaprzeczyć – Zgarnąć chwałę. Gibała (z samozadowoleniem):Genialne. A jak się uda, powiem, że Kraków wreszcie mnie zrozumiał.Jak nie – to wiadomo, „obywatele nie byli gotowi”. Spin-doktor 2 (pod nosem):Czyli jak zawsze. (Słychać dźwięk owieczki-zabawki. Asystentka sprawdza telefon.) Asystentka (z ekscytacją):Szefie, znalazłam jednego!Chce „ratować Kraków od układów”, ma konto na Twitterze i czternastu followersów! Gibała:Bierzemy go! Spin-doktor 2:A w mediach już zacznijmy prowadzić narrację, że czekamy na oddolną inicjatywę. (Asystentka coś pisze na telefonie) Asystentka:Szefie, zrobione! (Asystentka pokazuje telefon z odpowiedzią na komentarz jednego z użytkowników): Źródło: FB Łukasza Gibały Spin-doktor 1 (zadowolony):No to ruszyła maszyna. Frajerzy na pewno się nabiorą! (Światło przygasa, na ekranie pojawia się logo „Think Tank dla Krakowa”.Z głośników rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego pomieszany z beczeniem barana.) Narrator (z offu):I tak oto rozpoczęła się „Operacja Baran” –referendum, którego nikt nie zainicjował,ale wszyscy wiedzieli, kto miał pomysł.W Krakowie znów zawiał wiatr zmian –delikatny, nieśmiały i dziwnie znajomy. AKT II Scena 2: Konferencja prasowa Jana Barana Miejsce: Plac Wszystkich Świętych, przed wejściem do Urzędu Miasta Krakowa. Na tle rozwianego baneru: „Mieszkańcy dla prawdziwej zmiany – Kraków bez układów!”.Wokół kilku dziennikarzy, troje turystów i jedna pani z psem, która przyszła tylko po cień. Obecni: Jan Baran – samozwańczy lider obywatelskiej inicjatywy.Łukasz Gibała – „tylko przechodził”, ale akurat ma mikrofon w dłoni.Spin-doktorzy – w tłumie, notują, udają dziennikarzy.Asystentka od entuzjazmu – robi zdjęcia, wrzuca relacje z hasztagiem #DemokracjaSięBudzi.(Kamery szumią. Baran poprawia marynarkę. Wygląda, jakby sam nie wiedział, po co tu jest.) Baran (bohatersko):Drodzy mieszkańcy! Zebraliśmy się tu, żeby… no… zrobić coś, czego nikt jeszcze nie zrobił odważnie.Bo Kraków zasługuje na więcej! Na świeżość, uczciwość i… no, na coś nowego! (Asystentka klaszcze. Ktoś z tłumu pyta, co dokładnie chce zrobić.) Baran:Chcemy odwołać prezydenta Miszalskiego!Ale to nie jest polityczne!To inicjatywa oddolna, spontaniczna, zrodzona w sercach mieszkańców! (Spin-doktor 1 kiwa głową. Spin-doktor 2 notuje: „brzmi naiwnie, ale autentycznie”). Reporter:A czy ma pan jakieś wsparcie polityczne? Baran (nerwowo):Absolutnie nie! Nie mam żadnych powiązań, nikogo za sobą nie mam! (Zza baneru wychyla się Gibała, z mikrofonem i sztucznym zdziwieniem.) Gibała:O! A cóż to za piękna, obywatelska inicjatywa?Jak Kraków żyje! Jak ludzie biorą sprawy w swoje ręce! Baran (cicho):Szefie, mieliśmy się nie znać… Gibała (do kamer):Ja tylko popieram mieszkańców!Zawsze mówiłem: to krakowianie powinni decydować o Krakowie!To wspaniałe, że są tacy jak pan… jak pan… Baran (niepewnie):…Baran. Gibała (z błyskiem w oku):Tak! Pan Baran! Symbol odwagi i determinacji!Prosty człowiek, który powiedział: „dość!” (Asystentka wrzuca tweet: „Gibała wspiera oddolną inicjatywę! #KrakówBezUkładów #BaranMówiDość”.) Reporter (z przekąsem):Czyli jednak pan, panie Łukaszu, ma coś wspólnego z referendum? Gibała (uśmiech nr 3 – „nic nie ukrywam”):Ależ skąd! Ja tylko popieram mieszkańców.Kiedy obywatel działa – ja klaskam.Kiedy obywatel marzy – ja kibicuję.Kiedy obywatel zbiera podpisy – ja… trzymam kciuki. Tylko kciuki. (Spin-doktor 2 mruczy: „I budżet”). Baran:Tak, tak… pan Łukasz po prostu inspiruje. Ale to ja wszystko robię!Sam! Całkowicie sam! No, z kolegą, co ma drukarkę. (Śmiech wśród dziennikarzy.) Gibała (na pożegnanie):Trzymam za pana kciuki, panie Baranie. Kraków potrzebuje takich ludzi.A jak już referendum ruszy, to wie pan – dam znać, że popieram.Z boku. Ale z sercem. (Kamery gasną. Spin-doktorzy klaszczą z ulgą. Baran ociera pot.) Narrator (z offu):I tak oto narodziła się legenda „oddolnego zrywu”,który narodził się na górze, a potem udawał, że spadł z nieba.Kraków patrzył, kiwał głową i mówił:„Znamy te sztuczki, panie Łukaszu. Znamy.” (Beczenie barana przechodzi w oklaski.) AKT III Scena 3: Noc po konferencji Miejsce: biuro sztabu, godzina 21:37. Światło z laptopów, kubki po kawie, stosy notatek.Na ścianie telewizor pokazuje paski newsowe: „Baran zainicjował referendum!”„Gibała: wspieram, ale się nie wtrącam.” Obecni: Gibała – zadowolony z siebie jak nigdy.Spin-doktorzy – analizują reakcje mediów.Asystentka – odświeża Twittera co cztery sekundy.Jan Baran – wreszcie zaproszony „na podsumowanie działań”.(Szum laptopów, dźwięk SMS-ów. Na stole koperta z napisem „Fundusz obywatelski”). Spin-doktor 1:Sukces połowiczny. TVP mówi, że to spisek, TVN – że oddolność,a Radio Kraków pyta, czy Baran to prawdziwe nazwisko. Gibała:Czyli balans medialny zachowany.Nikt nie wie, o co chodzi – znaczy, że działa. Spin-doktor 2:Na Facebooku 732 komentarze.500 pyta, czy Baran to ten od memów,200 pisze: „znowu Gibała”. Gibała:Świetnie! Wzbudzamy emocje! A emocje to początek zmiany. Asystentka:Szefie, #OperacjaBaran trenduje!Tylko niektórzy piszą, że to nazwa nowego kabaretu. Gibała:Kabaret też forma edukacji obywatelskiej. (Wchodzi Baran z reklamówką z Żabki.) Baran:Dobry wieczór. Przyniosłem pączki.Nie wiem, czy to już „po wszystkim”, czy jeszcze „w trakcie wszystkiego”. Spin-doktor 1:Panie Janie, pan dziś zrobił kawał historii.Miasto mówi o panu. Pan jest głosem ludu. Baran:No tak, ale ten lud dzwonił, że nie wiedział, że coś podpisał. Gibała (śmiejąc się):Taki urok demokracji! Najpierw lud nie wie, że coś chce,a potem dziwi się, że już to ma. (Spin-doktor 2 przerywa, trzymając tabelkę.) Spin-doktor 2:Panie Baranie, ma pan zasięg.Wczoraj 14 obserwujących, dziś 240. Jest pan influencerem! Baran:To znaczy, że mam teraz odpowiadać na komentarze? Gibała (łagodnie):Nie, nie. Pan ma po prostu być. Być sobą.Być symbolem. Być… no, baranem – w sensie metaforycznym, oczywiście. (Asystentka podaje kopertę z napisem „Zwrot kosztów za druk ulotek”). Spin-doktor 1:Tu ma pan rekompensatę za poświęcony czas i nerwy.Formalnie – faktura za „obsługę obywatelską”. Baran:O, dziękuję. Ale ja myślałem, że to wszystko oddolne… Gibała (klepie go po ramieniu):Jest, panie Janie.Tylko czasem oddolność trzeba delikatnie… podlewać. Baran:A jak się to nie uda? Gibała:Wtedy powiemy, że Kraków nie był gotowy.A pan zostanie symbolem odwagi.Może radnym. Zobaczymy, co pokażą sondaże. (Śmiech. Asystentka pokazuje mem z Baranem w koronie laurowej.) Spin-doktor 2:Nowy mem! „Baran poprowadzi Kraków… na pastwisko demokracji.”Działa, viral rośnie! Gibała (z patosem):Niech rośnie, niech płonie!Historia zapamięta nas jako tych,którzy zaczęli od barana, a skończyli jako… liderzy zmian. Baran (cicho):Albo kozły ofiarne. (Śmiech cichnie. Na ekranie TV pojawia się tytuł:„Kraków: Kto stoi za referendum? Tajemniczy Baran i jego mentorzy.”) Spin-doktor 1:No to chyba czas zniknąć z mediów na tydzień. Gibała:Na tydzień. Potem wrócimy jako głos rozsądku.Bo jak kurz opadnie, ludzie zapomną, kto był baranem,a zapamiętają, kto mówił o demokracji. (Światło gaśnie. Z głośników dobiega beczenie i tykanie zegara – czas do referendum ruszył.) Narrator (z offu):Tak zakończyła się noc, w której obywatele mieli działać sami,ale ktoś im wcześniej napisał scenariusz.A Kraków, jak zwykle, patrzył z dystansem i mówił:„Spokojnie, my już swoje referenda widzieliśmy.” (Kurtyna. Ostatni dźwięk: beczenie barana i szelest banknotu.) Łukasz Gibała. Ten prawdziwy / fot. Łukasz Michalik EPILOG: „Rok później – Kronika z Operacji Baran” (parodia programu „Kraków w Skrócie”, nadawanego z kartonowego studia, gdzie tło udaje Sukiennice) [Czołówka](Motyw muzyczny przypomina „Teleexpress”, ale z beczeniem w tle. Na ekranie logo: „KRAKÓW 24 – Niezależnie, oddolnie, spontanicznie.”) Prezenterka (uśmiech nr 7 – „wiem więcej niż powinnam”):Dobry wieczór państwu. Mija dokładnie rok od pamiętnej inicjatywy „referendalnej”,znanej szerzej jako Operacja Baran.Dla jednych – przejaw obywatelskiej odwagi,dla innych – lekcja z serii „Jak nie robić polityki lokalnej po raz czwarty”. (Plansza: „Rok po referendum: co zostało?”) REPORTAŻ 1: Baran wraca do źródeł (Ujęcie: Jan Baran w sklepie spożywczym, odkłada ulotki do kartonu po bananach.) Reporter:Panie Janie, rok temu mówił pan, że walczy pan o Kraków. Co pan robi dziś? Baran:Dziś walczę o świeżość w warzywach.Ale duch demokracji został.Czasem ktoś mnie jeszcze pyta: „To pan od tego referendum?”,a ja wtedy odpowiadam: „Nie, ja tylko zbierałem podpisy.” Reporter:Czy dostał pan wsparcie ze strony inicjatora projektu, pana Łukasza Gibały? Baran (z uśmiechem):Pan Łukasz zawsze mnie wspiera… moralnie.Mówił, że „historia nas oceni”.No i oceniła – ja wróciłem do pracy, a on do kampanii. (Cięcie. Z offu głos reportera: „Baran planuje założyć fundację edukacyjną ‘Nie Daj Się Wciągnąć’.”)  REPORTAŻ 2: Gibała na nowej ścieżce (Ujęcie: konferencja prasowa, za Gibałą baner „Nowy Ruch Obywatelski 2.0 – Bez Układów, Bez Baranów.”) Reporter:Panie Łukaszu, minął rok od „referendum obywatelskiego”.Jak pan dziś ocenia tamtą inicjatywę? Gibała (z powagą, ręce na sercu):To był ważny moment w historii Krakowa.Dowód, że mieszkańcy potrafią wziąć sprawy w swoje ręce…z moją drobną pomocą.Oczywiście nie wszystko wyszło, jak planowaliśmy –ale każda rewolucja ma swoje ofiary. Reporter:A pan Baran? Gibała:Wspaniały człowiek. Prawdziwy obywatel.Pokazał, że w demokracji nawet prosty człowiek może zostać symbolem.Zresztą, teraz planujemy nową inicjatywę –„Kraków Przebudzony”, tym razem naprawdę oddolnie. (Zza kulis ktoś szepcze: „A może jednak znajdziemy innego barana?”)  REPORTAŻ 3: Krakowianie komentują (Mikrofon wśród przechodniów na Rynku Głównym.) Pani Zofia (lat 74):Aaa, pamiętam! To był ten chłopak, co mówił, że obali prezydenta.A potem zniknął. Ale i tak wolę go niż tych od rowerów. Student (lat 22):To był performance polityczny.My na zajęciach z marketingu politycznego analizowaliśmy to jako „przykład kontrolowanego chaosu”. Pan Marian (lat 61):Baran, Gibała, referendum…To wszystko brzmi jak kabaret, tylko że bilety były za darmo. STUDIO: podsumowanie Prezenterka:I tak po roku od Operacji Baran Kraków znów żyje swoim rytmem.Nie ma nowego referendum,ale wciąż jest nadzieja, że ktoś, kiedyś,zrobi coś oddolnie – naprawdę. A pan Łukasz?Szykuje się do kolejnej kampanii.Niektórzy mówią, że to jego pasja.Inni – że to hobby, które trwa już dekadę. (Na ekranie pojawia się plansza: „W przyszłym tygodniu: Ekskluzywny wywiad z Janem Baranem – Jak przeżyć rok po oddolności.”) Prezenterka (z uśmiechem):A my życzymy państwu spokojnego wieczoru.Niech wasze inicjatywy będą naprawdę wasze.Dobranoc. (Czołówka końcowa, beczenie w rytmie hejnału z Wieży Mariackiej.)

Więcej…

 „To naprawdę jest zły człowiek”. Głośna książka o Jędraszewskim

„To naprawdę jest zły człowiek”. Głośna książka o Jędraszewskim

20 września 2025 | 03:05

„Ten szaleniec z Krakowa” – miał o nim powiedzieć jeden z poważnych polskich biskupów (tak się składa, że nie podpisany pod dokumentami, w których broniono arcybiskupa), a inny w żartach sugerował, że odkąd Marek Jędraszewski został – za czasów PiS – współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu i Episkopatu, coraz mniej jasne było, kogo na spotkaniach reprezentował: rząd czy episkopat - pisze Tomasz P. Terlikowski. „To naprawdę jest zły człowiek” – mówił mi, oczywiście anonimowo, pewien ksiądz, który współpracował blisko z arcybiskupem Jędraszewskim, a inny duchowny uzupełnia, że metropolita tak zajęty jest walką o ideową i doktrynalną czystość, tak pochłonięty walką z ideologiami, że niknie mu z oczu człowiek.  Ostrożniej, bo pod nazwiskiem, a do tego próbując ważyć racje, wypowiada się na temat arcybiskupa ojciec profesor Jacek Prusak SJ. „(…) abp Jędraszewski jest dla innych hierarchów wyrazicielem pewnej wizji. To oczywiście wizja tylko pewnej części Kościoła – zalęknionej, niepotrafiącej zmierzyć się z tym, co przyniesie jutro, więc próbującej się od tego odgrodzić” – wyjaśnia Prusak. A Zbigniew Nosowski uzupełnia ten obraz istotnymi elementami. „Biskupom nie przeszkadza historia z Kpinomirem, która kompromituje arcybiskupa jako intelektualistę i naukowca [abp Marek Jędraszewski w pracy naukowej powołał się na rzekomego kronikarza, wymyślonego dla żartu przez historyka Philipa Steele’a w primaaprilisowym artykule dla »Rzeczpospolitej« – dop. TP], bo oni nie rozumieją jej znaczenia w świecie intelektualnym. Wielu rozumuje tak: może z tą »tęczową zarazą« to trochę przesadził, ale jednak daje nam poczucie pewności w zmieniającym się świecie; diagnozę, której potrzebujemy, bo jesteśmy zagubieni” – zauważa redaktor naczelny „Więzi”. ARCYBISKUP NA WOJNIE KULTUR Analogia do amerykańskiej religijnej prawicy i jej „kapelanów”, którą posłużył się Adam Szostkiewicz, a także rzetelna analiza Nosowskiego znakomicie ilustrują specyfikę rozumienia własnej posługi biskupiej przez arcybiskupa Jędraszewskiego, a to wyznacza perspektywę jej postrzegania. Marek Jędraszewski, i na tym polega jego siła, jest – mimo całej swojej niechęci do mediów – typowym przedstawicielem postawy, którą w Stanach Zjednoczonych prezentują ewangelikalni telekaznodzieje czy też obecnie w większym jeszcze stopniu przedstawiciele ewangelikalnej prawicy. I on, i oni są głęboko przekonani, że wokół toczy się „wojna kulturowa”, w której chrześcijaństwo ma do odegrania istotną rolę jako obrońca wartości. Metropolita krakowski uznał sam siebie (przy istotnym wsparciu tożsamościowej prawicy) za reprezentanta tego właśnie nurtu katolicyzmu, który ma się stać zaporą dla rewolucji neomarksistowskiej, przed jaką z podziwu godną konsekwencją ostrzegają reprezentanci populistycznej prawicy w całym świecie zachodnim. Ten język i tę argumentację arcybiskup stosuje od dawna. --  Fragment pochodzi z książki "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski" Tomasza P. Terlikowskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.

Więcej…

Smoczy szlak skrywa mroczną tajemnicę - turyści nie mają o tym pojęcia!

Smoczy szlak skrywa mroczną tajemnicę - turyści nie mają o tym pojęcia!

19 września 2025 | 17:51

Smoczy Szlak w Krakowie to nie tylko niewinna atrakcja. To mapa pełna znaków, których nikt nie chce odczytać. Każdy przystanek jest jak ostrzeżenie, a ziejący ogniem smok pod Wawelem to tylko wierzchołek lodowej góry. Plotki głoszą, że kto przejdzie cały szlak, ten już nigdy nie patrzy na Kraków tak samo – bo widzi to, czego inni nie powinni byli zobaczyć. Każdy mieszkaniec i turysta odwiedzający Kraków zna Smoka Wawelskiego i jego historię.  Legenda, którą opowiada się dzieciom od pokoleń, zyskała odsłonę w formie Smoczego Szlaku, który składa się z 25 (łącznie ze Smokiem Wawelskim) figurek gadów, reprezentujących charakterystyczne miejsca na mapie Krakowa, stąd Smok Lekarz pod szpitalem, Smok Astronom przy ul. Mikołaja Kopernika czy Smok w towarzystwie zwierząt przy wejściu do krakowskiego zoo. Pomysł zrodził się za sprawą budżetu obywatelskiego, za jej projekt odpowiadali krakowscy artyści - Andrzej Mleczko i Edward Lutczyn, a wykonanie nadzorowali prof. Jan Tutaj i dr Jacek Dudek z Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.  Wyobraźmy sobie spacer po Krakowie, gdzie każdy krok przypomina o dawnych tajemnicach. Po drodze mijamy pomniki, rzeźby i instalacje, które niczym okruszki chleba prowadzą w głąb legendy. Najsłynniejszy punkt? Oczywiście ziejący ogniem Smok przy Smoczej Jamie – obowiązkowy przystanek dla każdego, kto chce zrobić zdjęcie, które zdobędzie serca na Instagramie i uznanie rodziny przy wspomnieniach z podróży. Ale Smoczy Szlak to nie tylko selfie i pamiątkowe figurki. Coraz więcej osób zastanawia się, czy pod turystyczną fasadą nie kryje się prawdziwa historia, o której mało kto mówi. Czy smok był jedynie metaforą – symbolem wrogów, chorób, a może... rzeczywiście w Krakowie przed setkami lat żyło coś mrocznego? Nie brakuje też teorii spiskowych. Niektórzy przekonują, że szlak został wytyczony tak, by układał się w tajemniczy wzór widoczny tylko z lotu ptaka. Inni twierdzą, że to element tajemniczej energii, która od wieków przyciąga do Krakowa nie tylko turystów, ale i artystów, wizjonerów czy poszukiwaczy przygód. Jedno jest pewne – Smoczy Szlak to coś więcej niż atrakcja dla dzieci. To podróż w świat legendy, historii i miejskich mitów, która sprawia, że Kraków staje się jeszcze bardziej magiczny. Więc jeśli następnym razem będziesz w stolicy Małopolski, nie ograniczaj się tylko do Wawelu. Rusz w drogę i sam sprawdź, dokąd naprawdę zaprowadzą Cię smoki. A oto lista wszystkich smoków w Krakowie, wraz z lokalizacjami: Czerwony Smok - ul. Lubomirskiego 16 Kraków Smoczyca Przekupka - Plac Na Stawach Kraków Smok Astronom - ul. Kopernika 27 Kraków Smok Emausowy - ul. Kościuszki 88 Kraków Smok Filmowiec - Aleja Krasińskiego Kraków Smok Fotograf - ul. Rakowicka 22a Kraków Smok Geodeta - Aleja Dembowskiego 12 Kraków Smok Kazimierz - ul. Podgórska 34 Kraków Smok Lajkonik - Skwer Konika Zwierzynieckiego Kraków Smok Lekarz - ul. Kopernika 40 Kraków Smok Malarz - Plac Axentowicza Kraków Smok Muzyk - ul. Fałata Kraków Smok przy zoo - przy zoo Smok Romantyk - Kładka Ojca Bernatka Kraków Smok Sportowiec - ul. Marszałka Piłsudskiego 27 Kraków Smok Stradomski - ul. Stradomska 12-14 Kraków Smok Turysta - Park Bednarskiego Kraków Smok Wawelski - Zamek Wawel Kraków Smok Wodny - Plac Na Groblach Kraków Smok z latawcem - Park Jordana Kraków Smok z literą K - ul. Rybaki Kraków Smok z mapą - Park Krakowski Kraków Smok z metrem - ul. Kopernika 9 Kraków Smok zjeżdżający z górki - ul. Jodłowa Kraków Smok Żołnierz CK - Rondo Mogilskie Kraków

Więcej…

Duda: "Źle podziękowałem partii za wsparcie. Zbyt mało wylewnie."

Duda: "Źle podziękowałem partii za wsparcie. Zbyt mało wylewnie."

14 września 2025 | 11:11

Po moim zwycięstwie, jeszcze przed objęciem funkcji prezydenta, rozmawiałem z Jarosławem o tym, co dalej. Chciałem, żeby Beata Szydło, z którą bardzo się zżyliśmy w czasie kampanii, została szefową kancelarii prezydenta. Szybko się okazało, że nic z tego nie będzie — wspomina Andrzej Duda, odsłaniając kulisy swojej prezydentury. Jarosław wierzył w mój dobry wynik w drugiej turze, ale długo nie zakładał, że wygram wybory. Miał plan, aby natychmiast po minimalnej przegranej z Bronisławem Komorowskim ogłosić mnie kandydatem na premiera — i pociągnąć tym kampanię. Rozpędzony Dudabus można było wykorzystać w kolejnych miesiącach przed wyborami parlamentarnymi. Zwycięstwo zaburzyło ten plan. Jarosław musiał znaleźć alternatywę. I szybko ją znalazł. Beata przyjechała do mnie i powiedziała: — Dostałam propozycję. Mam zostać kandydatką na premiera. W tej sytuacji nie mogę być szefową twojej kancelarii. Zaproponowała na swoje miejsce Małgorzatę Sadurską — posłankę z Puław, która pomagała w mojej kampanii. Przystałem na tę propozycję. Moje stosunki z Nowogrodzką od pierwszych dni były niełatwe. Niektórzy — raczej ci ze sfery osób krytycznych wobec mnie niż życzliwych — mówią, że jestem człowiekiem otwartego serca. Nazywając rzecz mniej dyplomatycznie: naiwnym. W czasie prezydentury systematycznie pozbywałem się jednak naiwności. A pierwszą lekcję odebrałem bardzo szybko. Jarosław wierzył w mój dobry wynik w drugiej turze, ale długo nie zakładał, że wygram wybory. Miał plan, aby natychmiast po minimalnej przegranej z Bronisławem Komorowskim ogłosić mnie kandydatem na premiera - i pociągnąć tym kampanię.Myślałem, że zwycięstwo w wyborach prezydenckich zostanie przyjęte przez aparat partyjny PiS-u jednoznacznie pozytywnie. Oto po latach ciężkich doświadczeń, po traumie Smoleńska, stracie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wielu przyjaciół, zwyciężamy! I to w momencie, gdy wydawało się, że już nigdy nie odzyskamy dawnej pozycji. Pokonujemy Bronisława Komorowskiego, który po pięciu latach urzędowania był przekonany, że druga kadencja zwyczajnie mu się należy. Nagle zostaje pozbawiony Pałacu, przywilejów, splendoru. Zostaje po prostu wdeptany w ziemię. PiS wraca. Wydawało mi się, że na Nowogrodzkiej wszyscy będą mnie klepali po plecach, że będą przeszczęśliwi — tak jak nasi wyborcy. Dziś śmieję się z własnej naiwności i z tego, jak szybko sprowadzono mnie na ziemię.  Pretensje zaczęły się w zasadzie od razu po zwycięstwie. Część działaczy, którzy wcześniej kopali dołki pod kampanią, teraz robiła wszystko, by skonfliktować mnie z partią. Pojawiały się absurdalne zarzuty… Źle podziękowałem partii za wsparcie. Zbyt mało wylewnie. Za szybko zrezygnowałem z członkostwa w PiS, już dzień po wyborze, i do tego w sposób mało uroczysty. Lech Kaczyński czekał do zjazdu partii i dopiero wtedy złożył rezygnację. Nie brali pod uwagę, że Lech Kaczyński był współtwórcą PiS-u, że bez niego ta partia by nie zaistniała. Ja wstąpiłem do PiS-u zaledwie parę lat wcześniej. Miałem oczywiście świadomość, że wzajemne podgryzanie się, sztuczne generowanie konfliktów to natura partyjnego życia. Jednak wtedy byłem zdegustowany postawą kolegów. PiS odniósł pierwszy od lat sukces, miał przed sobą kluczowe wybory do parlamentu i właśnie w takim momencie członkowie partii — zamiast skupić się na walce o jak najlepszy rezultat — toczyli walki w obrębie własnego środowiska. Było to smutne. Z jednej strony uważałem, że głowa państwa nie powinna otwarcie wspierać kampanii wyborczej jednej opcji politycznej. Z drugiej — zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy było nieodzowne dla realizacji moich zapowiedzi. Zdecydowałem się na wariant pośredni. W dniu zaprzysiężenia jako pierwszy polityk w Polsce odpowiadałem na pytania internautów za pośrednictwem Facebook Live, wówczas zupełnej nowinki. — Co ma pan do powiedzenia młodym? Czy muszą czuć się jak stracone pokolenie i uciekać z Polski? — pytali mnie uczestnicy czatu. — Czy będzie pan pamiętał o młodych, którzy panu zaufali? Wykształceni, kreatywni, pełni marzeń, nie widzieli w Polsce dla siebie szans. „Nie ma dla nas pracy, a nawet jeśli, to tak marnie płatna, że nie da się za to żyć, a co dopiero mówić o założeniu rodziny” — słyszałem. Dwa dni po zaprzysiężeniu odwiedziłem województwa małopolskie i lubelskie. W Kopaninie Kaliszańskiej spotkałem się z sadownikami, w Janowie Lubelskim wziąłem udział w rozpoczęciu Festiwalu Kaszy „Gryczaki”.— Co z obniżeniem wieku emerytalnego, co z 500+? — te pytania słyszałem wszędzie.— To już od was zależy — odpowiadałem. — Mam gotowe projekty ustaw. Zostaną uchwalone, jeśli będzie większość parlamentarna. Znów złapałem wiatr w żagle. Rozmowy z ludźmi, ich energia, wiara w zmianę poprawiały mój nastrój. Robiłem wszystko, by nie dać się wciągnąć w rozgrywki Platformy Obywatelskiej, która od pierwszych dni zaczęła się ze mną konfrontować, a zarazem pozornie zachęcała do współpracy. Premier Ewa Kopacz skarżyła się w mediach, że bezskutecznie zabiega o rozmowę ze mną. Nie miałem zamiaru godzić się na instrumentalne wykorzystywanie mnie przez PO w ich kampanii wyborczej. Nie dałem się sprowokować, a jednocześnie wykonywałem swoje obowiązki. Spotykałem się z ministrami — Grzegorzem Schetyną, Tomaszem Siemoniakiem czy Teresą Piotrowską — by omawiać konkretne kwestie merytoryczne, szczególnie te prezentowane na arenie międzynarodowej zarówno przez rząd, jak i przez prezydenta. Pomijając zachowania części działaczy wobec mnie, PiS przeprowadził dobrą kampanię. W odniesieniu spektakularnego zwycięstwa pomogły też szczęśliwe zbiegi okoliczności, w tym te, które zdecydowały o wyeliminowaniu SLD z parlamentu. Zjednoczona Prawica otrzymała dodatkową premię w mandatach i mogła samodzielnie stworzyć rząd. Uważam, że sukces nie byłby możliwy, gdyby nie moje zwycięstwo i energia Beaty Szydło, która poprowadziła kampanię i podbiła serca wyborców. Nasz prezydent, nasza większość w parlamencie. Pełnia politycznego szczęścia? Nic podobnego. Szybko zaczęły docierać do mnie informacje z Nowogrodzkiej, najpierw pokątne i nieoficjalne, że Beata Szydło nie będzie premierem. Zamurowało mnie, wręcz nie wierzyłem — aż do momentu spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, który przyjechał do Pałacu, żeby porozmawiać o tworzeniu rządu. Miałem oczywiście świadomość, że wzajemne podgryzanie się, sztuczne generowanie konfliktów to natura partyjnego życia. Jednak wtedy byłem zdegustowany postawą kolegów.— Długo zastanawiałem się nad tym i nie jestem pewien, czy Beata powinna zostać premierem — zagaił.— Jarosławie, PiS wygrał pod hasłem „premier Szydło”! Ludzie wam zaufali, oddali głosy. Chcecie zacząć rządy od oszustwa? Nie zgadzam się na to.— To jest polityka. Trzeba być elastycznym. Jest dużo opinii — przede wszystkim w partii, ale nie tylko — że Beata na czele rządu to nie jest dobre rozwiązanie.Przypomniałem sobie naszą rozmowę po tym jak zwyciężyłem w drugiej turze. Na fali euforii i szczerego wzruszenia powiedziałem wówczas Jarosławowi:— Dzięki temu zwycięstwu jest nadzieja, że będziesz mógł znowu być premierem.Wiedziałem, że marzeniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego było, żeby jego brat ponownie został szefem rządu. I ja także tego chciałem.Jarosław wkrótce zdecydował jednak, że oprze kampanię na Beacie Szydło i wskaże ją jako przyszłą szefową rządu. Nawiązałem do tego w rozmowie w Pałacu:— Powiesz teraz wyborcom, że się rozmyśliliście? Że wasza pierwsza obietnica była kłamstwem? Nawet nie dopuszczam takiej myśli, że rządy Zjednoczonej Prawicy zaczną się od oszustwa wyborczego.Jarosław zdenerwowany opuścił Pałac Prezydencki. Rozumiałem, z czego wynika jego podejście. Po mojej wygranej wśród działaczy PiS pojawiło się ciśnienie, by po ewentualnym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych nie oddawać kolejnego stanowiska komuś spoza starej gwardii. Najpierw Duda został prezydentem, a teraz Szydło wprowadzi się do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów? Co to, to nie! Wkrótce przyjechała do mnie Beata. Też zdenerwowana, żaliła się, że chcą ją odsunąć. Zrelacjonowałem Beacie spotkanie z Jarosławem i powtórzyłem swoje stanowisko:— Nie ma mojej zgody na premiera innego niż ty. Stanowczość poskutkowała tym, że w listopadzie 2015 r. Beata stanęła na czele Rady Ministrów. Zjednoczona Prawica jako pierwsza i jedyna formacja po 1989 roku objęła samodzielnie rządy. To była epokowa szansa, by w końcu upomnieć się o sprawy Polaków, by postawić kraj na nogi. --- * Ten fragment pochodzi z książki "To ja - Andrzej Duda", która dostępna jest pod tym linkiem.

Więcej…

Ciepły, miękki i z dziurką w środku. Krakowska pyszność

Ciepły, miękki i z dziurką w środku. Krakowska pyszność

14 września 2025 | 10:36

Niech pierwszy rzuci kamieniem kto choć raz postawił stopę w Krakowie i nie spotkał starszej pani w fartuszku, z niebieskim wózeczkiem, za którego szybą kryją się pyszne (o ile świeże) obwarzanki. Mielibyśmy wtedy dokładnie zero kamieni. Ale heretycy i tak powiedzą, że „to przecież tylko bajgle”.  A czym właściwie różni się od hamerykańskiego kuzyna? Oprócz wizualnych aspektów, głównie tym, że obwarzanek jest obwarzany, czyli po odpowiednim uformowaniu i odpoczęciu ciasto zanurzane jest na chwilę we wrzątku i obgotowane, a dopiero później posypane wybranym dodatkiem i pieczone na ruszcie.  Tak przynajmniej powinno to wyglądać, bo jedynie wyroby oznaczone symbolem unijnych produktów o chronionym pochodzeniu geograficznym są tymi oryginalnymi, które spełniają wszystkie wymogi prawdziwego obwarzanka. Dodatkowo wpis do takiego rejestru chroni też wytwórców, gwarantując im ochronę prawną przed podrabianiem ich produktów.  Idąc tym tropem, jakie posypki spełniają wymagania rodowitego Krakusa? Akceptowalne są wyłącznie mak, sól i sezam, ale pamiętajmy, że równie ważnym aspektem są charakterystyczne podłużne ślady po wcześniej wspomnianym ruszcie, na którym wypiekane były smakołyki.  Pierwsze wzmianki o obwarzankach pochodzą z XIV wieku, z rachunków dworu Władysława Jagiełły i Jadwigi, w których 2 marca 1394 zapisano „Dla królowej pani pro circulis obrzanky 1 grosz". Wtedy obwarzanki mogły być wypiekane jedynie w okresie Wielkiego Postu przez wyznaczonych w tym celu piekarzy. Sto lat później Jan Olbracht wydał werdykt zezwalający na to, aby obwarzanki mogli piec i sprzedawać jedynie krakowscy piekarze. Te i wiele innych historii na temat małopolskiego wypieku można poznać odwiedzając Żywe Muzeum Obwarzanka przy Rynku Kleparskim, gdzie pod czujnym okiem instruktora, każdy może przygotować swojego własnego, idealnego i... poprawnego obwarzanka.  Smacznego. 

Więcej…

TYLKO U NAS! Tak mogą wyglądać wagony krakowskiego metra

TYLKO U NAS! Tak mogą wyglądać wagony krakowskiego metra

08 września 2025 | 07:51

Tak, dobrze czytacie. Jako piersi pokazujemy, jak będą wyglądały wagony krakowskiego metra! I powiemy jedno: niektóre z tych projektów to prawdziwe skandale estetyki! Zapomnijcie o planach i wizualizacjach z urzędniczych broszur – my mamy prawdziwe, brutalnie szczere projekty wagonów. Metro jeszcze stoi w polu, a my już pokazujemy, jak będą wyglądały pojazdy, które będą gnębić tunelowe potwory, irytować minimalistów i bawić nostalgików. Dzięki sztucznej inteligencji możemy Wam pokazać, że niektóre wagony to wizualny horror, a inne – futurystyczna kpina z Krakowa. 1. Bestia z podziemia Wygląda jakby Wawelski Smok nażarł się kebabów z Kazimierza i teraz zieje ogniem na turystów. Neonowe oczy świecą jakby szukał ofiar, a gotyckie zdobienia pod spodem robią wrażenie, że wagon został sponsorowany przez sklep z pamiątkami z Sukiennic. Kraków w wersji „strasz i jedź”. Bestia z podziemia 2. Pustka Premium Ten projekt jest tak pusty, że aż boli. Biały wagon, cienki niebieski pasek i herb tak malutki, że trzeba lupy, żeby go zauważyć. Wygląda jak metro wzięte z katalogu IKEA – tylko czekasz aż wyskoczy karteczka z napisem „Złóż sam”. Tyle kasy, a efekt? „Elegancka nuda”. Pustka premium 3. Pocztówka XXL Ktoś stwierdził: „zróbmy metro, które wygląda jak sprzedawane pod dworcem magnesy za 5 zł”. No i jest: Mariacki, Sukiennice, Lajkonik i napis „Kraków” – jakbyśmy nie wiedzieli, gdzie jesteśmy. Idealne, żeby turysta wrzucił na Insta i już nie musiał iść na Rynek. Pocztówka XXL 4. Tesla po ukraińsku Ten wagon wygląda, jakby Elon Musk wpadł do Lwowa i postanowił tam zostać. Błyszczące srebro, ostre kształty, pomarańczowe akcenty – futurystycznie do bólu, ale w Krakowie będzie wyglądać jak kosmita, który zabłądził w tunelu. Czekam aż ktoś go ochrzci „Cybertram”. Tesla po ukraińsku 5. Metro dla Towarzyszy Retro-beż i zieleń, a do tego herb Nowej Huty – jakby ktoś wyjął wagon z kroniki filmowej z lat 50. Trochę straszy, trochę bawi, ale na pewno przyciąga uwagę. Idealny dla tych, którzy uważają, że najlepsze lata Krakowa skończyły się razem z Gomułką. Metro dla Towarzyszy Który wagon rządzi, a który powinien zostać zakopany w ziemi razem z metrem? Bestia, Pustka, Pocztówka, Tesla czy Towarzysz?  

Więcej…

Posłanka z Krakowa otwiera sezon! To nowa, jesienna religia

Posłanka z Krakowa otwiera sezon! To nowa, jesienna religia

07 września 2025 | 09:14

Skoro nawet Małgorzata Wassermann wrzuciła zdjęcie z dynią, to nie ma co dyskutować – sezon na dynie oficjalnie uznajemy za otwarty! Kraków i okolice oszalały na punkcie pomarańczowych kul, więc przygotowaliśmy dla Was listę miejsc, które trzeba odwiedzić, by być w trendach i zgarnąć genialne foty na Insta. W tym roku wszystko zaczęło się właśnie od niej. Posłanka z Krakowa wrzuciła jesienną fotkę z dynią – i szczęki nam opadły. Co za klasa! Co za elegancja! Co za vibe! To się nazywa wyczucie trendów. Gdyby dynie mogły rozdawać lajki, już dawno zasypałyby jej profil.  Nie dziwią więc i takie komentarze, jak ten pani Gizeli: - Jest Pani nie tylko mądra (oglądałam całą Komisję ds .Amber Gold), ale I piękna. Ale ostrzegamy: ta moda wciąga. Social media zalewają zdjęcia z dyniami, a farmy wokół Krakowa rosną szybciej niż same dynie. Jeszcze niedawno kojarzyły się głównie z Halloween w amerykańskich filmach, a teraz? Weekend w Małopolsce bez foty na dyniowym polu to jak obwarzanek bez maku czy soli. Jedni jadą po idealną dynię na zupę krem, inni po perfekcyjne zdjęcia na Insta, a jeszcze inni po oba naraz (bo kto by się ograniczał). Wybór jest spory – pola pełne dyń, labirynty w kukurydzy, jesienne aranżacje i odmiany niczym z bajki. Krótko mówiąc: klimat idealny na jesienny wypad. Najlepsze miejsca na dyniową misję wokół Krakowa: 1. Farma Dyniowa Modlnica 12 km od centrum, a czujesz się jak w Hogwarcie – tu dynie mają klimat magii. Insta-spoty? Są. Harry Potter vibes? Są. Dynie na zupę i do zdjęcia? Też są. Wstęp 10–15 zł, a wspomnienia bezcenne. 2. Farna Dyniowa JEdynie – Wawrzeńczyce Królowa wszystkich farm. 90 odmian dyni, labirynt w kukurydzy i gratisowa dynia w cenie biletu (20 zł). Trochę dalej, ale tu się nie jedzie po jedno selfie, tu robisz pełną dyniową sesję życia. 3. Brzoskwinia Ogród (Brzoskwinia) Nazwa brzmi słodko, a klimat jest totalnie hygge. Dekoracje, relaks i chill w jesiennej scenerii.Idealne miejsce, jeśli wolisz spokojny vibe zamiast dyniowego Disneylandu. 4. Ogród dyniowy przy Lime & Spicy (Kraków) Tak, w mieście (konkretnie przy ul. Babińskiego 25) też masz dyniowy spot! Labirynt, dekoracje i jedzenie, które jesienią smakuje dwa razy lepiej. Idealne, jeśli chcesz dynię zaliczyć między pracą a kolacją. Dynia z farmy w Modlnicy / fot. KK Podsumowując: dynia to już nie warzywo. Dynia to nowa jesienna religia. A pytanie brzmi: czy zostaniesz wiernym wyznawcą… czy heretykiem bez zdjęcia w polu?

Więcej…

"Idź, ucałuj Agatę". Oto kulisy prezydentury Andrzeja Dudy

"Idź, ucałuj Agatę". Oto kulisy prezydentury Andrzeja Dudy

06 września 2025 | 11:27

— W piątek 22 maja, na zakończenie kampanii, zorganizowaliśmy spotkanie z ludźmi na Rynku Głównym w Krakowie. Patrzyłem ze sceny na masę ludzi, którzy wylewali się z każdej bocznej uliczki. Przypomniałem sobie, jak stałem w tym samym miejscu prawie 28 lat wcześniej (...) Stanąłem na wysokości kościoła Świętego Wojciecha. Za plecami mieliśmy opanowany przez gołębie pomnik Adama Mickiewicza. Przed sobą — wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. To był ostatni z czterech dni wizyty George’a H.W. Busha w Polsce. Przed Wierzynek zajechała kolumna kilku samochodów. Z mniejszych wysiedli agenci Secret Service... — wspomina Andrzej Duda. Były prezydent RP wrócił już do Krakowa, gdzie osiedli się na stałe. — W dniu pierwszej tury wyborów, po oddaniu głosów w Krakowie, przyjechaliśmy z żoną i córką do Warszawy. Podczas wieczoru wyborczego, gdy zobaczyłem wyniki, byłem tak zszokowany, że stałem przez chwilę osłupiały. Ze stuporu wyrwała mnie Beata Szydło: — Idź ucałuj Agatę! Tłum wiwatował, a mnie się wydawało, że oglądam wszystko przez szybę. Pobiegłem przerażony na górę do gabinetu Jarosława.— Boże święty! Źle się stało. Przecież oni rzucą teraz wszystkie siły, żeby mnie pokonać.— Chyba żartujesz! — zaśmiał się Jarosław. — To sukces większy, niż mogliśmy zakładać. Wybory przechylają się na naszą stronę. Podczas wieczoru wyborczego, gdy zobaczyłem wyniki, byłem tak zszokowany, że stałem przez chwilę osłupiały.Czułem wdzięczność wobec sztabu, w dużej mierze złożonego z młodych ludzi. Przypominał mi się rok 1989, gdy Polska przygotowywała się do pierwszych częściowo wolnych wyborów. Ogromny entuzjazm udzielił się również nam, licealistom — nie mogliśmy jeszcze głosować, ale chcieliśmy pomagać w kampanii wyborczej Solidarności. Razem z przyjaciółmi, Joanną, Szymonem i Michałem, poszliśmy do komitetu obywatelskiego przy ul. Siennej w Krakowie, gdzie mieścił się też Klub Inteligencji Katolickiej. Kampanijna machina z gadżetami z logo Solidarności działała pełną parą. Zabraliśmy trochę plakatów, by rozwiesić je w szkole, i poszliśmy do gabinetu dyrektora powiadomić go o naszych planach. Było dla nas jasne, że dyrektor jest z nadania komunistów, ale rozmawiał z nami grzecznie i delikatnie. Poprosił, byśmy zostawili plakaty i wrócili do niego za kilka godzin. Po lekcjach zjawiliśmy się w gabinecie, ale zastaliśmy rozmówcę w zupełnie innym nastroju. Zrugał nas, że chcemy mu upolitycznić szkołę. Nie życzy sobie żadnych plakatów, bo szkoła nie bierze udziału w agitacji. Wyrzucił nas z gabinetu. „Stary komuch!” — wzruszyliśmy ramionami i pobiegliśmy do komitetu obywatelskiego. Niezrażeni roznosiliśmy plakaty i ulotki po mieście. Wierzyliśmy w zwycięstwo. Biegałem przez Kraków w koszulce Solidarności z hasłem „Głosuj na Jana Rokitę”. Rokita został wybrany wówczas posłem, a potem przez lata był prominentnym parlamentarzystą. Poznałem go znacznie później, gdy sam już uczestniczyłem w polityce. Teraz patrzyłem na chłopaków i dziewczyny w koszulkach z napisem „Andrzej Duda 2015” i ten widok dodawał mi energii. Anna Komorowska, Bronisław Komorowski, Andrzej Duda i Agata Kornhauser-Duda w gmachu Sejmu po zakończeniu obrad Zgromadzenia Narodowego zwołanego w celu odebrania przysięgi od nowo wybranego prezydenta / fot. Kancelaria Senatu RP (wikimedia) Po pierwszej turze Bronisław Komorowski zgodził się w końcu na debatę telewizyjną. Wcześniej prosiłem go o to przez cztery miesiące. Pierwszy pojedynek, w TVP, przegrałem. Byłem podobno zbyt grzeczny, zwracałem się do kontrkandydata „panie prezydencie”, co nie zostało dobrze odebrane. Niektórzy mówili, że wygrałem kulturą i spokojem, ale pewnie chcieli mnie po prostu pocieszyć. Na drugą debatę, tym razem w TVN, przyjęliśmy inną taktykę. Spotkałem się z Beatą, Marcinem Mastalerkiem i z jednym z najlepszych ekspertów od wystąpień publicznych. — Nie może pan zachowywać się w uniżony sposób. Proszę nie tytułować Bronisława Komorowskiego „panem prezydentem”.— Tak zostałem wychowany. Jak można inaczej mówić do prezydenta?— Wystarczy „proszę pana”. Też jest grzecznie, a jesteście równorzędnymi rywalami.Miałem wątpliwości, jednak Beata i Marcin popierali taką zmianę.— Musimy uzyskać przewagę psychologiczną. Andrzej, posłuchaj rady.Nie pozostało mi nic innego, jak się przełamać — choć rywal był w wieku mojego ojca i uważałem, że należy mu się szacunek. Po namowach sztabowców wszedłem do studia z chorągiewką Platformy Obywatelskiej i wręczyłem ją konkurentowi, co wyraźnie zdenerwowało Bronisława Komorowskiego. Taktyka „na mniej grzecznego” sprawdziła się. Wygrałem to starcie.Dzień wcześniej niektórzy uznali, że mało grzeczna, tym razem wobec Jarosława, okazała się Agata, która wystąpiła podczas konwencji w Warszawie.— Wszyscy się zastanawiają, kto stoi za Andrzejem Dudą. Z całym szacunkiem, panie prezesie, ja się pana nie boję — wypaliła. — Jedno jest pewne: niezależnie od wyniku wyborów za Andrzejem stoimy ja i moja córka, nic tego nie zmieni. Jarosław lekko się uśmiechnął, najważniejsi działacze PiS również, ale za kulisami dawali do zrozumienia, że odebrali słowa mojej żony jako buńczuczne. Choć sens wypowiedzi był inny — chodziło o wykpienie przeciwników rysujących szefa PIS w czarnych barwach — dla niektórych taka deklaracja, wypowiedziana w formie żartu, była czymś niewyobrażalnym. W piątek 22 maja, na zakończenie kampanii, zorganizowaliśmy spotkanie z ludźmi na Rynku Głównym w Krakowie. Patrzyłem ze sceny na masę ludzi, którzy wylewali się z każdej bocznej uliczki. Przypomniałem sobie, jak stałem w tym samym miejscu prawie 28 lat wcześniej. Wtorek, 29 września 1987 roku, był pochmurny, mżyło, ale gromadzący się tłum zdawał się tego nie zauważać. Ludzie byli podekscytowani, bo czekali na niezwykłego gościa. Urwaliśmy się ze szkoły z Marcinem Kędryną, kolegą z klasy, który dowiedział się od kogoś, że warto tu przyjść. Stanąłem na wysokości kościoła Świętego Wojciecha. Za plecami mieliśmy opanowany przez gołębie pomnik Adama Mickiewicza. Przed sobą — wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. To był ostatni z czterech dni wizyty George’a H.W. Busha w Polsce. Przed Wierzynek zajechała kolumna kilku samochodów. Z mniejszych wysiedli agenci Secret Service, z największego (naprawdę ogromnego!) wyłonił się wiceprezydent. Doskonale rozumiał, że dla ludzi, którzy przyszli go zobaczyć, to wielki moment — stanął na stopniu limuzyny i pomachał do nas. Ktoś podał mu do ręki mikrofon, powiedział parę słów. Wysoki, szczupły, uśmiechnięty, w dobrym garniturze — nie przypominał ponurych oficjeli komunistycznej Polski. Pomyślałem, że tak wygląda człowiek wolności. Na osobistą wolność cieszyłem się po finale kampanii. Byliśmy szczęśliwi z żoną i córką, że już po wszystkim — opadnie kurz, nastanie cisza i nikt już nie będzie w nas uderzał. W końcu odpoczniemy. W wyborczą niedzielę odwiedziliśmy znajomych pod Krakowem, zjedliśmy ciasto, porozmawialiśmy. Mam do dzisiaj w telefonie zdjęcie z tamtego dnia, z ich córeczką na rękach. Parę godzin później byliśmy w samochodzie do Warszawy. W aucie dostawałem sygnały, że sytuacja jest dobra i mogę wygrać. Wieczorem, gdy ogłoszono, że głosowanie zostaje przedłużone i nie można ujawnić na razie sondażowych wyników, pojawiła się nerwowość. — Próbują skręcić wybory! — mówili niektórzy. Nie wierzyłem w to. Czekałem. Gdy wszystko było już jasne, siedziałem w piwnicy Reduty Banku Polskiego. Na górze ustawiono scenę, na którą miałem wyjść po ogłoszeniu wyników. Są! Popatrzyliśmy na siebie z Kingą i Agatą z niedowierzaniem. Wiedzieliśmy, że za chwilę nasze życie się zmieni. Wygrałem, a jednocześnie czułem się, jakby ktoś mnie znokautował potwornie silnym ciosem w głowę. Szedłem na górę jak na autopilocie, w ogóle nie docierały do mnie bodźce z zewnątrz; ktoś mnie trącał, ktoś coś krzyczał, wielki hałas, szaleństwo. Ocknąłem się na scenie, bo musiałem przemówić. --- * Powyższy tekst jest fragmentem książki "To ja - Andrzej Duda", dostępnej pod tym linkiem.

Więcej…

Długonogie blondynki z wielkim biustem będą dostarczać urzędowe pisma

Długonogie blondynki z wielkim biustem będą dostarczać urzędowe pisma

04 września 2025 | 19:37

Na razie będzie to pilotażowy program, ale jak się przyjmie, wówczas każdy mieszkaniec będzie mógł sobie wybrać z katalogu, czy z urzędowym pismem ma do niego przyjść blondynka, brunetka czy rudowłosa. Krakowianki z kolei będą mogły wybierać spośród mniej lub bardziej umięśnionych panów, oczywiście każdy z nich będzie miał minimum 180 cm wzrostu. Wygląda bowiem na to, że to jedyny sposób, aby mieszkańcy przestali narzekać, że znowu o czymś nie wiedzą. Urząd chce wyjść naprzeciw oczekiwaniom i zadowolić wszystkich, oferując osobiste zawiadomienia podane w atrakcyjnej formie. To pokłosie narzekań krakowian, że ci nie wiedzą o inicjatywach podejmowanych przez magistrat. Weźmy takie organizowane od roku Ławeczki Dialogu, których terminy znane są ze sporym wyprzedzeniem. Mimo to zawsze trafi się ktoś, kto napisze: „Ojoj, ojoj, szkoda, że nie dali znać wcześniej”. Przed chwilą zajrzeliśmy na przykład na profil KRKnews.pl, który wrzucił na FB filmik z rozprawy administracyjnej dotyczącej budowy metra w Krakowie. – Na sali jest mniej niż 30 osób, z czego część to urzędnicy, radni i dziennikarze – czytamy. A przypomnijmy, że to ważny etap postępowania administracyjnego, bo KAŻDY mógł zabrać głos i wpłynąć na inwestycję. Ale, jak to zwykle bywa i co widać po frekwencji choćby na konsultacjach społecznych w sprawach wszelkich, co do zasady mieszkańcy mają to gdzieś. A jeśli nie mają, to utyskują. I zawsze to utyskiwanie związane jest z tym samym: – Jak zwykle na czas się wszyscy dowiadują, a i godzina jest świetna – pisze pan Michał. – Celowe działania... Urzędnicy mają nas w tyle, im jesteśmy potrzebni TYLKO do płacenia podatków i do głosowania co kilka lat, do niczego więcej – wtóruje mu pani Iwona. źródło: FB KRKnews.pl To jedynie przykład. Takie komentarze pojawiają się bowiem od lat. Urząd wreszcie postanowił coś z tym zrobić. Teraz zawiadomienia o działaniach na terenie miasta będą przychodziły bezpośrednio do domów i mieszkań i to nie w formie nudnych pism, które większość i tak wyrzuca do kosza lub ignoruje. Mają być „atrakcyjnie podane”, a więc z udziałem wspomnianych hostess i hostów. Śpiewają, tańczą, recytują... Co więcej, trwają rozmowy o dodatkowych opcjach. Mieszkańcy mogliby np. zaznaczać, czy chcą, aby urzędowe pismo zostało im odczytane na głos w domu, czy może wręcz przeciwnie – dostarczone w dyskretny sposób, np. wsunięte do skrzynki, ale opatrzone zapachem perfum. – Trzeba wyjść poza schemat, skoro klasyczne sposoby zawiadamiania nie działają – tłumaczy w nieoficjalnej rozmowie z Kanałem Krakowskim jeden z urzędników, pragnący zachować anonimowość. – Chodzi o to, aby mieszkaniec czuł się wyjątkowo i aby miał pewność, że nic mu nie umknęło. Pojawiły się też propozycje, by obok wyboru wyglądu doręczycieli, mieszkańcy mogli wskazać formę wręczenia zawiadomienia: od klasycznego podania do ręki, przez krótki występ artystyczny, aż po dostawę w rytmie samby albo walca. Hostessy ku chwale miasta Pilotaż ma ruszyć już jesienią i obejmie kilka dzielnic Krakowa. Jeśli się sprawdzi, urzędnicy zapowiadają rozszerzenie programu na całe miasto. Jak dowiedział się Kanał Krakowski, wszystkie hostessy i hości mają pracować za darmo, ku chwale Krakowa. – Oczywiście, że nie wezmę za to żadnych pieniędzy, by nie narazić się na zarzut, że robię sobie sztuczny biust czy powiększam usta na koszt podatników - mówi nam Dżesika (24 l.), jedna z przyszłych, urzędowych hostess. Same władze miasta na razie nie odpowiedziały na nasze pytania dotyczące szczegółów pilotażu. Bazujemy więc wyłącznie na niepotwierdzonych informacjach. I nocnych fantazjach autora tego tekstu. -- * Powyższy tekst ma charakter ironiczny, a niektóre "fakty" powstały wyłącznie w wyobraźni autora. Tych, którzy poczuli się urażeni, nie przepraszamy.

Więcej…

Zero Talentu. Krakowski kabareciarz obraża Andrzeja Dudę!

Zero Talentu. Krakowski kabareciarz obraża Andrzeja Dudę!

04 września 2025 | 09:50

Były prezydent RP Andrzej Duda dostał własny program w Kanale Zero. Wiadomość wywołała falę komentarzy internautów, ale jeden szczególnie próbował zabłysnąć. Michał Leja, kabareciarz z Krakowa, wyskoczył na socialach z żartem. Mam pomysł na nazwę: ZERO DECYZYJNE. - napisał Leja na Facebooku. No cóż, jak na artystę sceny komediowej to trochę tak, jakby student pierwszego roku politologii napisał mema po nieprzespanej nocy. Oryginalność? Zero. Śmiech publiczności? Raczej też zero. Wielu internautów zaczęło się zastanawiać, czy Leja faktycznie żartuje z Dudy, czy raczej z samego siebie. Bo jeśli najlepszym pomysłem na ciętą ripostę jest kalka z twitterowych wpisów sprzed dekady, to mamy do czynienia z komediowym „Zero Talentu”. Eksperci od satyry już przewidują, że Leja może nawet dostać swój program. Tytuł? „Zero Śmiechu”. Format? Godzina niezręcznej ciszy przerywanej próbami dowcipów, które zna już Twoja ciotka z Facebooka. Jak widać, bycie kabareciarzem w Krakowie to czasem trudniejsza rola niż bycie prezydentem w Warszawie. Bo tu nie wystarczy podpisywać – tu trzeba rozbawić. A to, jak pokazuje Michał Leja, jest zadaniem o wiele trudniejszym niż granie na długopisie. I tu pojawia się też problem większy niż sam nieudany żart. Bo próba budowania popularności na plecach byłego prezydenta, – to jeszcze wybitnego krakowianina – jest po prostu żałosna. Andrzej Duda swoje miejsce w historii ma już zapisane. Michał Leja? On najwyraźniej wciąż desperacko próbuje dopisać się choćby przypisem, korzystając z najtańszego chwytu: fali hejtu zakamuflowanej żałosnym żartem. Obleśne. Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych! To pomaga nam zarabiać. Jesteśmy tutaj: Facebook / Instagram / X / YouTube / TikTok

Więcej…

Gwiazda porno w Krakowie. Czy doszła (do Jezusa)?

Gwiazda porno w Krakowie. Czy doszła (do Jezusa)?

04 września 2025 | 00:21

Na to pytanie z pewnością może odpowiedzieć internetowa gwiazda raczej nocnego nieba - Sasha Grey, która przyjechała na wycieczkę po stolicy Małopolski, żeby na końcu obrazić Polaków i naszczekać na turystów.  Kraków widział już wiele: królewskie koronacje, najazdy, smogowe dramaty i tłumy turystów z całego świata. Ale tak specjalnej gościni chyba nikt się nie spodziewał. Sasha Grey - była gwiazda filmów dla dorosłych, obecnie DJ-ka i internetowa celebrytka - pojawiła się w Krakowie z kamerą i elektrycznym rowerem.  Kobieta na początku przypadkowo trafiła na protest antyimigracyjny i skomentowała go podczas transmisji na żywo, na platformie Twitch. Stwierdziła, że uczestnicy protestu byli „opłaconymi aktorami" i określiła ich mianem „faszystów i rasistów", co wywołało niemałe kontrowersje. Dalej stwierdziła, że powiedziano jej, iż protest ten miał być skierowany przeciwko „nielegalnym imigrantom”, ale jej zdaniem chodziło o każdego, kto „nie jest stąd”, czyli generalnie o imigrację, co skwitowała stwierdzeniem: „Tak robią wszyscy faszyści i rasiści”. Całe zajście możecie obejrzeć w zapisanym fragmencie jej transmisji: Grey pojechała swoim elektrycznym rowerem do Kościoła Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, gdzie słuchając koncertu organowego, wykonała tradycyjny znak krzyża i dziwiła się, że nie spłonęła po wejściu do świątyni. Gwiazda wspominała też za co ceni katolicyzm, choć jej podejście zdecydowanie odbiega od tego, które znamy z polskiego podwórka.  Po powrocie do miasta, podczas spaceru Sasha zauważyła, że grupka mężczyzn czai się na pamiątkową fotografię, więc postanowiła zrobić ich w konia i.. naszczekała na nich. Po wszystkim żartowali, wykonali upragnione przez fanów selfie, a streamerka wyruszyła w dalszą podróż, zachwycając się uroczymi uliczkami Krakowa. 

Więcej…

Za ten film Miszalski dostał... 9,3! Idźcie na spacer śladami Vinci 2

Za ten film Miszalski dostał... 9,3! Idźcie na spacer śladami Vinci 2

27 sierpnia 2025 | 21:20

Czy znacie Kraków z perspektywy bohaterów kultowych filmów Vinci i Vinci 2? Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, to najwyższy czas to zmienić! Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych ma dla Was świetny pomysł – spacer po Krakowie śladami bohaterów filmu Vinci 2.  To nie tylko okazja, by zobaczyć na własne oczy miejsca, które znalazły się na ekranie, lecz także by odkryć je na nowo – w atmosferze kina, tajemnicy i przygody. Podczas spaceru możecie przejść trasą, którą poruszali się bohaterowie filmu i poczuć klimat krakowskich ulic i zakamarków. To doskonała propozycja zarówno dla fanów Janusza Machulskiego, jak i dla wszystkich, którzy kochają Kraków w jego filmowym wydaniu. Na profilu WFDiF znajdziecie zdjęcia ze spaceru – w tym znakomite zdjęcia inspirowane najnowszą częścią serii. Kadry te oddają niepowtarzalny klimat filmu i stanowią świetną zachętę, by samemu wyruszyć na filmowy szlak. Jeśli jeszcze nie oglądaliście filmu, którego akcja dzieje się w Krakowie, z Robertem Więckiewiczem i Borysem Szycem w rolach głównych, tutaj macie zwiastun: A teraz jeszcze jedna ciekawostka. W filmie Vinci 2 wystąpił prezydent Krakowa Aleksander Miszalski. Musicie bardzo uważnie oglądać produkcję, bo można przeoczyć tę znakomitą grę aktorską. I to określnie nie jest to żadnym nadużyciem, bo Miszalski - jako aktor - na czas pisania tego tekstu uzyskał na portalu Filmweb średnią ocenę.... 9.3, co plasuje go w absolutnym topie najlepszych aktorów na świecie! Profil aktorski Aleksandra Miszalskiego na portalu Filmweb Czyżby to był początek wielkiej aktorskiej kariery obecnego prezydenta Krakowa? Na razie nie znamy jego planów w tym zakresie, ale skoro w polityce trzeba umieć grać różne role, to kto wie – może z magistratu do Hollywood droga jest krótsza, niż się wydaje.

Więcej…

Social Media

Reklama - sidebar

Na fali

  • Wantuch miażdży hipokryzję.

    W nurcie rozmowy

    Wantuch miażdży hipokryzję. "Wszyscy...

    Informacja
    28 listopada 2025 | 07:20
  • Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]

    Fala faktów

    Stadion Wisły do rozbiórki. W jego...

    Informacja
    20 listopada 2025 | 10:53
  • Kraków płacze po Krokusie, czyli jak zabić miasto

    Głos z kanału

    Kraków płacze po Krokusie, czyli jak...

    Informacja
    22 października 2025 | 08:50

Kanał Krakowski

Płyniemy pod prąd. Z prądem płyną śmieci.

Menu

  • Strona główna
  • O nas
  • Reklama
  • Kontakt
  • Polityka prywatności

Działy

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Copyright © 2025 Kanał Krakowski. Wszelkie prawa zastrzeżone.