Łukasz Gibała siedzi w gabinecie pośród stert akt i teczek, uśmiechając się jak dyrygent chaosu. – Wygrałem! – ogłasza, a publiczność nawet nie wie, że petycje, które podpisuje, są o niczym, a każdy mail i każdy telefon tańczą w rytm jego genialnego planu na prawdziwe referendum. Polityka? To nie demokracja, to cyrk, w którym nic sprzedaje się jak wszystko, a ludzie biją brawo, zachwyceni własną bezradnością.
Dotarliśmy do scenopisu z tajnego spotkania w gabinecie Łukasza Gibały.
***
[Gabinet Łukasza Gibały. Na biurku stosy akt, teczki z podpisami, laptop, kubki po kawie. Gibała siedzi za biurkiem, doradca stoi obok z teczką dokumentów.]
Doradca (ostrożnie): Łukasz… decyzja prokuratury już jest. Umorzyli sprawę referendum. No wie Szef... te podpisy, co je złożyliśmy, ale był sfałszowane.
Gibała: No były, ale tylko trochę.
Doradca: No właśnie, prokuratura też tak stwierdziła. Że tylko trochę...
Gibała (wstaje, teatralnie rozkładając ręce): Czyli… wygrałem!
Doradca: Jak zawsze, Szefie!
Gibała: Nie szydź.
Doradca: Nie, nie. Wcale nie miałem na myśli tych trzech przegranych wyborów na prezydenta Krakowa.
Gibała: Wiesz… głosów ludzi nie można kupić. Ale wszystko inne już tak.
Doradca: O czym Ty mówisz?
Gibała: O tym, że my zagraliśmy, a prokuratura zatańczyła w rytm naszej muzyki!
Doradca (marszcząc brwi): Tak, ale pamiętaj - to śledztwo trwało dziewięć lat… dziewięć!
Gibała (przechadza się po pokoju, gestykulując jak dyrygent): Dokładnie! Dziewięć lat! I wiesz kto wtedy rządził?
Doradca: PiS.
Gibała: A kto był ministrem sprawiedliwości? Kto był wicepremierem?
Doradca: No kto?
Gibała: Wujek Gowin!
Doradca: Brawo dla wujka!
Gibała: Pięknie dyrygował batutą!
Doradca: No ale jak wujka pogonili, to prokuratura się za to wzięła.
Gibała: Taaa... I prokurator pytał ludzi, co robili i co podpisywali dziewięć lat temu. Nawet ja nie pamiętam wszystkich swoich genialnych pomysłów sprzed dziewięciu lat!
Doradca: No ale żeby tak po prostu umorzyli?
Gibała: Gdzie ja nie mogę, tam tatusia poślę.
Doradca: Przecież uchybienia były.
Gibała: Ale szkoda mała! Niska szkodliwość czynu.
(po chwili, wzdycha)
No dobra, kuriozalne. Nawet mnie to żenuje.
Doradca (powoli, odkładając dokumenty): …No dobrze. A co teraz?
Gibała (klaszcze w dłonie, aż kubek podskakuje): Teraz gramy dalej! Zbieramy podpisy ponownie… tym razem pod petycjami. Sam nawet nie wiem dokładnie, o czym te petycje są.
Doradca: No o kolesiostwie! Wymyśliliśmy to słowo z kumplami przy wódce. No i się rozeszło.
Gibała: Genialne. I teraz chodzi nie o zebranie podpisów tylko o zbieranie danych. Ludzie podają maile, telefony…
Doradca: Czyli chodzi o kontakty, a nie podpisy?
Gibała (kiwa głową, triumfalnie): Dokładnie! Bo kiedy przyjdzie czas prawdziwego referendum… wtedy ich obdzwonimy, napiszemy maile, wyślemy wolontariuszy i się podpiszą. Tym razem pod prawidłową listą. Strategia, Głupcze. Ludzie nawet nie wiedzą, że są częścią planu.
Doradca (siada powoli, jakby bał się, że krzesło też jest częścią planu): A te petycje… to one w ogóle coś znaczą?
Gibała: Oczywiście! Znaczą… że istnieją. A reszta to już marketing.
Doradca: Ale ludzie pytają, o co dokładnie chodzi.
Gibała: I świetnie! Jak pytają, to znaczy, że są zainteresowani. A jak są zainteresowani, to zostawią maila.
Doradca: A jak zostawią maila…
Gibała: …to już ich mamy!
(przerywa teatralnie)
Wiesz, polityka to nie koncert życzeń — to koncert danych kontaktowych.
Doradca: Ale nie boisz się, że się połapią?
Gibała: Ludzie? Ludzie chcą emocji, Doradco. Gniew, oburzenie, poczucie misji! A „kolesiostwo” brzmi jak coś, z czym warto walczyć, nawet jeśli nikt dokładnie nie wie, co to jest.
Doradca: No jest nośne.
Gibała: No! A wiesz co jest jeszcze bardziej nośne?
(przybliża się teatralnie)
„Podpisz petycję, żeby uratować Kraków!”
Doradca: Uratujemy go?
Gibała: Jak już zbierzemy podpisy do prawdziwego referendum — to wtedy zobaczymy. Na razie… zbieramy orkiestrę.
Doradca: Orkiestrę?
Gibała: Orkiestrę poparcia!
(pokazuje teczkę z kontaktami)
Mailing, SMS-y, wolontariusze. Wszystko w rytmie.
Doradca: W rytmie czego?
Gibała: W rytmie naszej muzyki, rzecz jasna!
Doradca: A prokuratura?
Gibała (machając lekko ręką): Już zagrała swoją część. Teraz czas na publiczność.
Doradca: Czyli mieszkańców?
Gibała: Dokładnie!
(dumnie siada, splata dłonie jak maestro po koncercie)
A oni nawet nie wiedzą, że przyszli na spektakl.
Doradca: Łukasz… a jeśli ktoś zapyta, czemu petycje są o niczym?
Gibała: O niczym?
(śmieje się głośno, teatralnie)
Dopóki ludzie klaszczą, możemy sprzedawać… nic w taki sposób, żeby wyglądało jak wszystko!
***
Nota redakcyjna: powyższy tekst to satyra polityczna inspirowana realiami życia publicznego w Krakowie. Wszystkie postacie, dialogi i sytuacje są fikcyjne – choć przypominają znane twarze i znane zdania. Każde podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, nieuniknione i całkowicie zamierzone.
ZOBACZ TAKŻE: Referendalna hucpa Gibały, sfałszowane podpisy i kompromitacja prokuratury











![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_152.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
