Logo Kanał Krakowski
  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale

Obserwuj nas na:

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
  1. Strona główna

Głos z kanału

Krakowski sport w ruinie! „Niszczy to, co jeszcze działało”

Krakowski sport w ruinie! „Niszczy to, co jeszcze działało”

09 września 2025 | 16:56

– Zamiast rozwijać infrastrukturę dla mieszkańców, inwestować w przyszłych sportowców i przyciągać prestiżowe imprezy, wiceprezydent Sęk wprowadza chaos i paraliżuje cały system – mówi prezes jednego z klubów sportowych. I nie jest to przesada. To brutalny cios w wizerunek miasta i przyszłość młodych talentów, którzy mogli odnosić sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej. Łukasz Sęk, 36-letni wiceprezydent Krakowa odpowiedzialny m.in. za sport, miał wnieść świeżość i energię do miejskiej polityki sportowej. Po ponad roku jego rządów rzeczywistość wygląda dramatycznie: stadion Wisły wciąż nie ma sponsora tytularnego, miasto rezygnuje z organizacji prestiżowych imprez, a ważne inwestycje sportowe dla mieszkańców zostały wstrzymane lub odłożone na czas nieokreślony. – Nic wielkiego w krakowskim sporcie się nie dzieje, nie ma żadnych fajerwerków – ocenia radny Marek Sobieraj z komisji sportu. Bardziej surowy w swojej ocenie jest prezes jednego z klubów sportowych: – To nie jest wizerunek nowoczesnego miasta, to obraz totalnego paraliżu. Decyzje wiceprezydenta zamiast wspierać sport, niszczą wszystko, co działało przez lata. Baseny, czyli marzenia zamienione w ruinę Marzenia o basenie olimpijskim przy Zespole Szkół Łączności mogły zamienić Kraków w europejską stolicę sportu wyczynowego. To miał być obiekt, w którym pływacy, skoczkowie i młodzież będą trenować w warunkach odpowiadających najlepszym europejskim standardom. CZYTAJ TAKŻE: "Idź, ucałuj Agatę". Oto kulisy prezydentury Andrzeja Dudy Co zrobił wiceprezydent Sęk? Skreślił inwestycję z planów, tłumacząc się brakiem pieniędzy w miejskim budżecie. Fakty są jednak jeszcze bardziej niepokojące: władze nie potrafiły zapewnić finansowania. Młodzi sportowcy zostali z niczym, a basen olimpijski pozostaje jedynie wizją w szufladzie, pokrytą kurzem, jakby celowo zapomnianą przez urzędników. Nie lepiej jest z innymi pływalniami. Odkryte baseny w Krakowie to element niemal prehistoryczny. – Niecka po basenie Wisły przy ul. Reymonta została zasypana ziemią ponad dekadę temu, dziś rośnie tam trawa i ćwiczą różne grupy sportowe. Basen Cracovii przy al. 3 Maja zamienił się w gruzowisko, a w jego miejscu powstał ośrodek Błonia Sport z boiskiem piłkarskim i kortami tenisowymi – pisała niedawno Gazeta Krakowska. Odległym wspomnieniem pozostają baseny Wawelu w jednostce wojskowej i obiekt w Borku. Lodowiska, czyli pustynia Zimą Kraków powinien tętnić sportem, a dzieci i młodzież trenować na nowoczesnych lodowiskach. Tymczasem rzeczywistość jest przygnębiająca: lodowiska są małe, sezonowe, drogie i niewystarczające. Młodzi sportowcy nie mają gdzie się rozwijać, a przyszłe talenty olimpijskie zostają bez możliwości treningu. – Łyżwy zamiast na lodzie, zalegają w szafach – mówi nam pani Paulina, mieszkanka Czyżyn. CZYTAJ TAKŻE: Zobaczyli prezydenta w dresie i… popuścili [ZOBACZ JAK] Brak inwestycji w lodowiska jest dramatycznym dowodem na to, że miasto marnuje szanse na rozwój sportu zimowego, który mógłby przyciągać dzieci i młodzież. – W Krakowie obserwujemy jakiś inwestycyjny dramat. No ale to mieszkańcy wybierali sobie władze miasta. Wtedy liczyli na pieniądze z centrali, a teraz ich nie ma – uważa Sobieraj. Zarządzanie obiektami, czyli pieniądze wyrzucone w błoto Sęk wielokrotnie podkreślał, że stadion Wisły potrzebuje sponsora tytularnego. Efekt? Po półtora toku rządów sponsora nie ma, a miasto zamiast zarabiać, dopłaca do obiektu grube miliony złotych. Podobnie wygląda sytuacja z halą 100-lecia KS Cracovia: brak strategii, brak sponsora, brak działań. Miasto posiada ogromny potencjał, ale nie potrafi go wykorzystać – pieniądze, możliwości i prestiż odpływają gdzie indziej, zostawiając tylko chaos i frustrację lokalnych działaczy. - Za to należy się żółta karta dla prezydenta Sęka! Przez brak sponsora tytularnego dopłacamy z pieniędzy podatników do czegoś, co jest studnia bez dna. Słyszałem jakieś śmieszne zapowiedzi, że na stadionie postawimy paczkomaty czy inne cuda na kiju. To jest śmieszne! Nam naprawdę potrzeba potężnego sponsora, który wyłoży duże pieniądze. Tym bardziej, że Wisła odnosi sukcesy. Za chwilę będzie tam grała Wieczysta. Swoje mecze przy Reymonta rozgrywa ukraiński klub w ramach Ligi Mistrzów. Mamy więc odpowiedzi moment na to, by tego sponsora znaleźć. Jeśli go nie wykorzystamy, to trzeba będzie pokazać Sękowi czerwoną kartkę! – opowiada w rozmowie z Kanałem Krakowskim radny Sobieraj. Organizacyjny chaos, czyli zwolnienia i upadek kompetencji Pierwsza głośna, personalna decyzja nowego wiceprezydenta? Zwolnienie Krzysztofa Kowala, dyrektora Zarządu Infrastruktury Sportowej, który kierował jednostką od jej powstania przez ponad 15 lat. Według naszych informacji, o decyzji wyrzucenia Kowala zadecydowała osobista niechęć Sęka, choć wiceprezydent tłumaczył później, że powodem miały być zgłaszane nieprawidłowości w zarządzaniu jednostką. – Za jego czasów wszystko działało jak w zegarku. Teraz panuje chaos, brak planu i poczucie, że nikt nie wie, co robi – mówi pracownica ZIS. – Akurat zmiana dyrektora ZiS to był strzał w dziesiątkę. Nowy szef, Tomasz Marzec, sprawdza się bardzo dobrze – ocenia radny. CZYTAJ TAKŻE: Poseł, którego prawie nikt nie zna. Oto, co zrobił dla Krakowa Nie brakuje jednak głosów, że reorganizacja ZIS i przywrócenie Wydziału Sportu pogłębiły chaos. Kompetencje są niejasne, powiązania ze strukturami ZIS słabe, a realnej mocy decyzyjnej brak. Wielkie imprezy, czyli prestiż w piach Prestiż, promocja, tysiące kibiców, sponsorzy – to wszystko przepadło. Miasto zrezygnowało z organizacji Tour de Pologne, najważniejszego wydarzenia kolarskiego w Polsce. Efekt? Kryzys wizerunkowy, który trudno opisać słowami. – Rezygnacja z TdP była zbyt pochopną decyzją. Ten wyścig to świetna wizytówka, ale nie powinniśmy płacić aż tyle pieniędzy. Warto się więc było potargować, byśmy dopłacali jak najmniej, ale nie powinniśmy rezygnować z tego wyścigu na zasadzie: nie, bo nie – mówi nam Sobieraj. A co w zamian? Kraków nie przyciągnął żadnych innych dużych imprez. Chwali się tylko tymi, które są już organizowane od lat (Cracovia Maraton czy Memoriał Wagnera). Miasto stoi więc w miejscu, podczas gdy inne ośrodki rozwijają się dynamicznie. Brak inicjatywy, brak strategii, brak wizji. Kraków, dysponując ogromnym potencjałem, staje się prowincją sportową. Cztery na sześć Choć nie wszyscy są takiego zdania. – W szkolnej skali, za działania prezydenta Sęka w dziedzinie sportu, dałbym mu mocną czwórkę – ocenia radny Michał Ciechowski, także członek komisji sportu.   – Miał kilka fajnych pomysłów, w tym zorganizowanie na Rynku Głównym zawodów wspinaczkowych. Co prawda stadion Wisły nie ma jeszcze sponsora tytularnego, ale widzę sporą aktywność, by ten obiekt przywrócić do życia. Rezygnację z Tour de Pologne także oceniam pozytywnie, bo wiązała się ona z ogromnymi kosztami, a niekoniecznie budziła duży entuzjazm wśród mieszkańców. Wydaje mi się, że prezydent dostosowuje swoje działania do realiów i sytuacji finansowej miasta – podsumowuje. CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS! Tak mogą wyglądać wagony krakowskiego metra – Prezydent Sęk, jeszcze jako radny, bardzo aktywnie brał udział w działalności komisji sportu w poprzedniej kadencji. Sam także zawodowo grał w szachy. Wywodzi się ze środowiska sportowego, a jego obecna działalność udowadnia, że problemy tego środowiska nie są mu obce - komentuje radny Tomasz Daros.  Chaos i pustka Wiele osób uważa jednak, że miasto ma znacznie większy potencjał, niż zakres, w którym wykorzystają go ludzie odpowiedzialni za sport. Kraków mógł się stać europejskim liderem, a zostaje w tyle. Nasze miasto zasługuje na sport, inwestycje, rozwój i sukces. Tymczasem dostaje chaos, brak strategii, pustkę i urzędnicze wymówki. Czas jednak na realne decyzje i odpowiedzialność. Bo młodzież, kluby i mieszkańcy nie mają czasu na eksperymenty polityczne. Potrzebne są odważne działania, inwestycje i przywrócenie Krakowowi sportowego prestiżu, który miasto miało przez dziesięciolecia.

Więcej…

Po trupach do celu. Echa wielkiej afery. Grozili prezydentowi śmiercią

Po trupach do celu. Echa wielkiej afery. Grozili prezydentowi śmiercią

05 września 2025 | 11:57

Krakowska polityka znowu płonie! Prezydent Krakowa otrzymał groźby śmierci, a odpowiedzialnością za nakręcanie spirali nienawiści nasi rozmówcy obarczają Łukasza Gibałę i jego środowisko. - Służby ustaliły tożsamość tego internetowego anonima. Zgadnijcie jak tłumaczył swoje postępowanie! Wskazał na "polityczną motywację", a więc hejt i nienawiść wymierzone we mnie, które skłoniły go do takich działań - stwierdził Aleksander Miszalski.   Patodziennikarze w akcji Politycy, z którymi rozmawialiśmy, wskazują jednoznacznie, że za nakręcenie spirali nienawiści odpowiedzialny jest Łukasz Gibała i jego środowisko. Radny, który trzykrotnie przegrał wybory na prezydenta Krakowa, ostatnio porównał Kraków do "sycylijskiej mafii". Dał do zrozumienia, że miastem - i to od wielu lat - rządzi jakiś wyimaginowany układ oraz zasugerował, że dochodzi do przestępstw. - Jeśli tak jest, niech Gibała zgłosi to do prokuratury. Tymczasem on i jego środowisko, w tym patodziennikarze podający się za obiektywnych i niezależnych, robią wszystko, by komuś dokopać, realizując jakieś ukryte cele - komentuje Jakub Kosek, przewodniczący rady miasta. - W całym kraju język debaty publicznej posuwa się za daleko, ale w Krakowie przekroczył już granice przyzwoitości - dodaje w rozmowie z Kanałem Krakowskim. Inny radny, który chciał zachować anonimowość, twierdzi, że Gibała nie potrafi sobie poradzić z przegraną. - Każda kolejna porażka w wyborach wywołuje w nim coraz więcej złych emocji. Widać to choćby po jego zachowaniu w stosunku do kolegów z rady - twierdzi. Konfabuluje, kłamie, insynuuje - Jestem przerażona tym, co dzieje się w lokalnej polityce - przyznaje w rozmowie z nami krakowska radna Alicja Szczepańska. - Wartości takie jak honor i uczciwość straciły na znaczeniu. Przegrany w wyborach prezydenckich i jego sfrustrowany układem politycznym klub zaczęli prowadzić brudną kampanię. Wobec braku argumentów po prostu hejtują prezydenta. Budują tę atmosferę tylko po to, by doprowadzić do referendum i wszelkimi sposobami przejąć władzę w mieście. Ostatnio bardzo zaostrzyli swoją narrację - dodaje była policjantka. Jej zdaniem Gibała i jego ludzie nie używają merytorycznego języka, a opierają się wyłącznie na nienawiści i personalnych atakach. - Jeżeli ktoś ma domniemanie popełnienia przestępstwa, to niech to zgłosi do prokuratury, a nie robi z tego jakiejś hucpy. Bo teraz przypomina to dożynanie ludzi poprzez oczernianie, mówienie, że są winni i zmuszanie, by tę swoją niewinność udowadniali. A to, zgodnie z konstytucją, powinno działać dokładnie odwrotnie. Dla mnie to niedopuszczalne, że obóz polityczny Gibały tak bardzo nakłania ludzi do nienawiści poprzez konfabulacje, jawne kłamstwa, obwinienia i insynuacje. Przemoc rodzi przemoc, a ja - jako radna - nie mogę pozwolić na dzielenie Krakowa. Nie mogę też milczeć, bo to przyzwolenie na dalsze takie działania. Miejsce takich osób jest na Białorusi, a nie w magicznym Krakowie - mówi Szczepańska. To już nie jest krytyka - Jestem szczególnie wyczulona na takie rzeczy, bo gdy doszło do morderstwa Pawła Adamowicza, to miałam maleńkie dziecko. Akurat wtedy był czas kampanii wyborczej do rady dzielnicy, więc razem z dzieckiem w wózku chodziłam po mieście, rozmawiałam z ludźmi, rozdawałam ulotki... I w tym samym czasie, nagle doszło do brutalnego morderstwa prezydenta miasta. Bardzo to przeżyłam - przyznaje radna Anna Bałdyga. - Jestem wyczulona na groźby kierowane w stronę osób publicznych, bo przecież czytają to ich rodziny i one także są narażone na niebezpieczeństwo. Mowę nienawiści trzeba więc dusić w zarodku - mówi. Była zszokowana, gdy przeczytała oświadczenie Miszalskiego, w którym prezydent ujawnia, że dostawał groźby śmierci, między innymi po wpisie Gibały, w którym ten połączył Kraków z sycylijską mafią. - To przekracza jakiekolwiek granice! To nie jest krytyka decyzji, ale jawne namawianie do popełniania czynów zabronionych - stanowczo protestuje Bałdyga. - Tak niestety wyglądają efekty codziennego nakręcania spirali hejtu i nienawiści. Żadnej tego typu gróźb nie zostawimy bez odpowiedzi i bez wszczęcia odpowiednich procedur - zapowiada wiceprezydent Łukasz Sęk. Hipokryzja i obłuda Przeciwnicy obecnego prezydenta sugerują, by ten najpierw... sięgnął do Biblii. Konkretnie do Nowego Testamentu i fragmentu o belce i drzazdze w oku. - Miszalski, który sam hejtował, nagle oburza się na hejt! Hipokryzja i obłuda. Oczywiście nie ma miejsca na wyzwiska, groźby względem kogokolwiek, ale niech prezydent najpierw poszuka belki w swoim i swojego środowiska oku - komentuje w rozmowie z Kanałem Krakowskim Michał Drewnicki, wiceprzewodniczący rady miasta z PiS. O komentarz do tej bulwersującej sprawy zwróciliśmy się także do Łukasza Gibały. Oto jego stanowisko przesłane do redakcji Kanału Krakowskiego: - Aleksander Miszalski jest zupełnie bezradny, nie radzi sobie z zarządzaniem naszym miastem. Dlatego atakuje mnie, żeby odwrócić uwagę mieszkańców. W niedawnym rankingu prestiżowego portalu Business Insider, Kraków po raz pierwszy w historii znalazł się naostatnim miejscu wśród wszystkich dużych miast pod względem jakości życia. Mamy coraz więcej korków, ceny mieszkań rosną w galopującymtempie, kolejki do lekarzy są coraz dłuższe, postępuje betonowanie miasta, a dodatkowo Aleksander Miszalski co rusz podnosi opłaty, np.ostatnio za parkowanie i odbiór śmieci. Takie ataki na mnie, jak ten piątkowy, mają odwrócić uwagę mieszkańców od realnych problemówi od tego, że Aleksander Miszalski sobie z nimi nie radzi. Radny odniósł się też do wpisu prezydenta na swoim profilu na FB. - Gdy to przeczytałem, to opadły mi ręce. Trudno o większy przykład cynizmu i obłudy. Diabeł się w ornat ubrał i na mszę dzwoni - napisał. I sam także opublikował groźby, jakie dostaje pod swoim adresem. Więcej o spirali nienawiści przeczytacie tutaj.

Więcej…

W Krakowie powstaje kościelna bojówka! Będą rekrutować kiboli?!

W Krakowie powstaje kościelna bojówka! Będą rekrutować kiboli?!

03 września 2025 | 23:30

Nie, nie śnicie. To nie satyra, choć aż bije od tego absurdem. Kraków. Kolebka polskiej kultury. Forteca polskiej historii. Symbol nieprzemijającej Polski. Miasto koron i konspiracji. Perła polskiej cywilizacji. W 2025 roku cofa się do mroków średniowiecza, gdzie dzwon Zygmunta staje się bronią masowego rażenia w rękach arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, naczelnego inkwizytora moralności. "Spiżowa Gwardia Rezerwy Dzwonu Zygmunta"? Serio? To nie żart z kabaretu podupadłej parafii, to reality show polskiej teokracji! Gniewomir Rokosz-Kuczyński, konfederacki wizjoner z wąsami dłuższymi niż jego zdrowy rozsądek, wymyślił bojówkę, która będzie walić w dzwon na skinienie hierarchy. Bo po co dialog, po co XXI wiek, skoro można mieć armię fanatyków w habitach, gotowych szarpać liny jak opętani, gdy tylko Jędraszewski krzyknie: „Bijcie, bracia, bo tęcza nad Wisłą!”? By zostać bojówkarzem arcybiskupa należy: przejść testy lojalności (proboszcz musi wystawić opinię, jakbyśmy wracali do czasów Świętej Inkwizycji), płacić składki finansowe, co łaska, ale nie mniej niż 50 złotych miesięcznie (bo bez kasy nawet dzwon nie zadzwoni), złożyć przysięgę na posłuszeństwo arcybiskupowi (bo w końcu chodzi o władzę, a nie o wiarę). Wyobraźcie sobie ten cyrk: faceci w sile wieku, z zaświadczeniem od proboszcza w kieszeni i różańcem w garści, przechodzą testy lojalności. Pytanie pierwsze: „Czy jesteś gotów bić w dzwon o 3 nad ranem, bo arcybiskup miał sen o genderowym Antychryście?” Pytanie drugie: „Czy zapłacisz 50 złotych składki, bo spiż nie tani, a dzwon sam się nie sfinansuje?” Ci, co zdadzą, dostaną odznakę „Rycerz Dzwonu” i prawo do szturmu na Wawel, gdy tylko krnąbrni dzwonnicy ośmielą się powiedzieć „nie” rozkazom z kurii. A wszystko to, bo starzy dzwonnicy ośmielili się nie klepnąć spiżu na zaprzysiężenie prezydenta Nawrockiego. Nieposłuszeństwo? Herezja! Do lochu z nimi, a na ich miejsce – gwardia Jędraszewskiego, gotowa rozedrzeć krakowskie niebo spiżowym rykiem! Kibole vs weganie i rowerzyści Ale dajmy się ponieść absurdom, bo to dopiero początek. Skoro mamy bojówkę dzwonową, to czemu nie pójść na całość? Niech Jędraszewski ogłosi „Świętą Ligę Kropideł” do polewania wodą święconą każdego, kto nosi tęczową torbę. Wyobraźcie sobie: gwardziści w stalowych hełmach z krzyżem, maszerujący Plantami, sprawdzający, czy przechodnie znają „Ojcze nasz” na pamięć. A co, jeśli dzwon Zygmunta ma bić codziennie o świcie, bo arcybiskup uznał, że to odstraszy demony aborcji? Kraków zamieni się w orkiestrę chaosu, gdzie każdy dzwon w diecezji będzie dudnił na rozkaz, aż tynk posypie się z Sukiennic. A potem ekspansja: gwardie w każdym kościele, od Pcimia po Gdańsk, każda z własnym dzwonem i własnym Jędraszewskim-bis, gotowym ogłosić świętą wojnę przeciw rowerzystom, weganom i użytkownikom Netflixa. A co, jeśli arcybiskup marzy o czymś w rodzaju własnej Gwardii Szwajcarskiej, tyle że w wersji krakowskiej? I zamiast z wyszkolonych żołnierzy zacznie rekrutować kiboli? Wszak zaplecze klubów piłkarskich w Krakowie jest już gotowe, doświadczenie bojowe w rękach, a teraz wystarczy jedynie opatrzeć to sakramentem posłuszeństwa. Lunapark średniowiecznych obsesji To nie jest już nawet parodia – to kabaret na sterydach, gdzie Kościół, zamiast gasić pożary własnej niewiarygodności, dolewa benzyny do ogniska absurdu. A Jędraszewski? On już widzi siebie jako naczelnego dzwonnika Rzeczypospolitej, dyrygującego narodem jak orkiestrą strachu. Polska 2025: kraj, gdzie dzwon zastępuje konstytucję, a prawo kanoniczne wygrywa z prawem świeckim. Bijcie w dzwony, bracia, bo oto narodziła się nowa hierarchia: Bóg, Jędraszewski i absolutny chaos. A reszta? Reszta to tylko trybiki w machinie kabaretu, który wkrótce zamieni kraj w lunapark średniowiecznych obsesji.

Więcej…

Emocje zamiast rozumu. Jak poseł z Krakowa chce budować kolejny stadion

Emocje zamiast rozumu. Jak poseł z Krakowa chce budować kolejny stadion

02 września 2025 | 23:04

Poseł z Krakowa po meczu Wieczystej: „Budujmy stadion!”. Czy ten sam polityk po kolacji zakrapianej winem powie: „Zaatakujmy Putina!”? Oto emocjonalna polityka w pełnej krasie. Kraków się śmieje, Polska się boi. Polityk działający pod wpływem impulsu to nie absurd – to realne zagrożenie dla państwa. Wieczysta wygrywa swój mecz w 1. lidze piłkarskiej, a Dominik Jaśkowiec, krakowski poseł koalicji rządzącej, natychmiast ma „genialny” pomysł: „Zróbmy im ten stadion”. Tak, dokładnie tak. Jeden mecz i już planuje inwestycję, która w normalnym świecie wymagałaby miesięcy analiz, kosztorysów i debat. Przy okazji przypomnijmy: Wieczysta to klub prywatny, należący do miliardera, który wcale nie potrzebuje publicznych pieniędzy. Natychmiast do parteru Jaśkowca sprowadził redaktor naczelny portalu Lovekrakow.pl, Patryk Salamon: Mam nadzieję, że skończyły się czasy emocjonalnego podejmowania decyzji. Najlepszymi przykładami są stadiony Wisły i Cracovii. Wtórowali mu internauci: „Nie za moje pieniądze. Właściciel jest multimilionerem. Niech sam sobie buduje.” Całą dyskusję możecie przeczytać tutaj: I tu zaczyna się prawdziwy dramat. Jaśkowiec to nie zwykły kibic. To polityk, który decyduje o podatkach, budżetach, bezpieczeństwie narodowym, a w razie eskalacji – nawet o tym, czy Polska wchodzi w międzynarodowe konflikty. I teraz pytanie, które nie daje spokoju: jeśli jeden gol (OK, w tym meczu akurat sześć goli, ale nie ma to żadnego znaczenia) wywołał u niego impuls do budowy stadionu, to czy o innych rzeczach także decyduje pod wpływem emocji? Czy jego proces decyzyjny wygląda tak? Jaśkowiec po spaleniu kiełbaski na grillu: "Trzeba złożyć projekt ustawy o zakazie sprzedaży węgla drzewnego". Jaśkowiec po przegranym meczu w Fifę na Playstation: "Polska powinna kupić Messiego, bo się przyda do kadry”. Jaśkowiec po obejrzeniu serialu o wikingach: "Wybudujmy flotę długich łodzi na Wiśle". Jaśkowiec po staniu w korku na Zakopiance: "Przenieśmy Tatry gdzieś bliżej Krakowa”. Jaśkowiec po kolacji: "Zaatakujmy Putina!". Jeden impuls w Krakowie i cała Polska może odczuć konsekwencje. To nie żart. To polityczny horror. Jacek Bartosiak, ekspert ds. geopolityki i strategii, wielokrotnie podkreślał: emocjonalne rządy są jednym z największych problemów polskich polityków, zwłaszcza w niespokojnych czasach i przy trwającej wojnie o wpływy. Kraków może się podśmiewać z propozycji Jaśkowca, ale Polska powinna drżeć. Polityk, który nie potrafi oddzielić emocji od rozsądku, może jednym ruchem zmienić nie tylko 1. ligę piłkarską, ale losy całego państwa. A najbardziej przerażające? Nikt nie wie, gdzie kończy się stadion, a zaczyna światowa polityka.

Więcej…

Dlaczego w Krakowie nie ma wieżowców? "Tu nie chodzi tylko o przepisy"

Dlaczego w Krakowie nie ma wieżowców? "Tu nie chodzi tylko o przepisy"

31 sierpnia 2025 | 17:20

Klasyczną pocztówkę z Krakowa zdobią: Kościół Mariacki, zamek na Wawelu i brukowany Rynek - w dużej mierze niezmienne od lat. Dlaczego drugie największe miasto w Polsce nie może rozwijać się tak prężnie jak Warszawa, Wrocław czy Gdańsk - o co chodzi i gdzie leży granica dobrego smaku? Kraków jako jedyne duże polskie miasto zachował centrum całkowicie wolne od wieżowców. Wynika to głównie z tego, że nie został on tak dotkliwie zniszczony w trakcie drugiej wojny światowej, dzięki czemu do dziś możemy podziwiać historyczną zabudowę miasta. UNESCO i polskie przepisy konserwatorskie ustanowiły „strefy wysokościowe”, czyli obszary, na których nie wolno stawiać budowli przekraczających określoną wysokość. Dzięki regulacjom panorama miasta nie zostanie zakłócona przez nowoczesne drapacze chmur.  W latach 60. władze PRL zaczęły tworzyć nowe plany urbanistyczne dla Krakowa - a najciekawszym punktem miał być Biurowiec Naczelnej Organizacji Technicznej, dziś znany mieszkańcom jako „Szkieletor”. Na skutek kryzysu oraz późniejszego uzyskania przez miasto wpisu na listę UNESCO, pojawiły się ograniczenia, które utrudniły dokończenie budowy w pierwotnej formie. Budowa została wstrzymana, a wieżowiec pozostał niedokończony do 2016 roku, kiedy ruszyła przebudowa zakończona cztery lata później. Równolegle, miasto uzyskało prestiżowy wpis na listę UNESCO, a wraz z nim pojawiły się ograniczenia, które utrudniły dokończenie budowy w pierwotnej formie.   Zaprojektowany by pokazać, że Kraków też potrafi być nowoczesny. Wyobraźcie sobie sytuację: jesteście deweloperem, a oczami wyobraźni już widzicie szklane biurowce, a w nich wielki potencjał. Wychodzicie z planami na 150-metrowy gmach, licząc na ogromny zysk - i BUM! Wasz plan lega w gruzach - lokalne przepisy mówią „stop”. Bo miasto zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a za wielkim wyróżnieniem idą też pewne zobowiązania. Dokumenty organizacji i miejska uchwała mówią jasno: centrum Krakowa ma pozostać niskie. Tak narodził się konflikt: wolność inwestycji kontra ochrona dziedzictwa, którego odzwierciedleniem było odrzucenie budowy „Nowego Miasta” w oddalonym kilka kilometrów od zabytkowego centrum rejonie Rybitw i Płaszowa. Kiedy mówimy o wieżowcach w Krakowie, musimy zrozumieć jedno - tu nie chodzi tylko o przepisy. Tu chodzi o coś więcej, o sposób myślenia o mieście.  Co to oznacza w praktyce? Z jednej strony wyjątkowy klimat, spójność architektoniczną, dziedzictwo nietknięte przez betonowy chaos, ale z drugiej ograniczenia w rozwoju przestrzennym, presję na infrastrukturę oraz konieczność myślenia „projektowo i strategicznie” przy każdej inwestycji. Czy więc faktycznie nie można pogodzić tych dwóch światów? A może to lepiej, że chroni się ten „prawdziwy” Kraków? Bo przecież wysokość nie zawsze oznacza wielkość. W Krakowie najwyższe są kościelne wieże, nie biurowce. Tutaj nie dominuje szkło i beton, tylko Wawel i bazylika Mariacka. Nie skyline, tylko linia dachu z XIV wieku. Więcej w tym temacie dowiecie się z filmu: 

Więcej…

Najgorsi lokatorzy Krakowa - jest ich coraz więcej i uprzykrzają życie mieszkańcom!

Najgorsi lokatorzy Krakowa - jest ich coraz więcej i uprzykrzają życie mieszkańcom!

29 sierpnia 2025 | 14:09

Znienawidzona przez krakowian fontanna, ale ulubiona toaleta gołębi - czy "kryształ" niedługo dokona żywota?  Już 8. września odbędą się konsultacje społeczne w sprawie nowej fontanny na Rynku Głównym. W Krakowie żyje około 50 tysięcy gołębi, których największe skupiska można zobaczyć na Starym Mieście, ale są uciążliwe także dla mieszkańców pozostałych dzielnic. Trudno o czystą ławkę na plantach, niezniszczony pomnik czy „bezpieczne” miejsce na osiedlu.  Choć w Budżecie Obywatelskim z roku 2024 zaznaczono problem zbyt dużej liczby ptaków w stolicy Małopolski i zaproponowano zamontowanie 120 siodełek i 10 półek zewnętrznych dla gołębi, problem wciąż doskwiera krakowianom. Mieszkanka bloku w pobliżu Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej komentuje - Za dokarmianie ich powinny być jakieś kary, codziennie mijam przynajmniej kilka babć karmiących je suchymi bułkami, a później wszystko dookoła jest obsrane. Zbierają się przy ulicach i ciężko nie trafić na jakiegoś rozjechanego gołębia, co nie jest moim ulubionym widokiem z rana. One są jak szczury - Problem jest na tyle duży, że niektórzy kończą z gniazdami i jajkami na balkonie, a inni muszą pozbyć się ulubionej koszuli zbombardowanej podczas spaceru.  Jak zadbać o komfort na własnym balkonie? Warto postawić na niezbyt estetyczne, ale skuteczne siatki, przez które szkodniki się nie przedostaną. Dodatkową pomocą mogą okazać się również straszące z okien większości krakowskich kamienic kolce i odstraszacze w kształcie kruków. Gołębie / fot. Pixabay Jednak dla turystów odwiedzających Kraków są wręcz symbolem miasta - dzieci kochają ganiać za uciekającymi gołębiami, rodzice zachęcają do „rzucenia ptaszkowi kawałka chlebka”, a na koniec rodziny fotografują się na tle sukiennic z ich dzikimi lokatorami.  Problem gołębi dostrzegają również władze miasta. Jak zaznacza prezydent Aleksander Miszalski, we wrześniu mają rozpocząć się konsultacje społeczne w sprawie nowej fontanny, mającej zastąpić straszący pod Kościołem Mariackim „Kryształ”. Obecnie bowiem spełnia ona jedynie funkcję toalety dla krakowskich gołębi. Mieszkańcy pod opublikowanym przez prezydenta postem są zgodni - Jak dobrze! Na ten kryształ nie da się patrzeć. - pisze jeden z komentujących.    Warto pamiętać, że mimo trudności sprawianych przez gołębie nie wolno wyładowywać na nich swoich frustracji, gdyż są one objęte ochroną gatunkową. Za zachowanie uznane za znęcanie się nad zwierzętami może grozić nawet kara pozbawienia wolności do lat 3. 

Więcej…

Była radna: "To przerost formy nad treścią. Dlaczego to się organizuje?"

Była radna: "To przerost formy nad treścią. Dlaczego to się organizuje?"

29 sierpnia 2025 | 13:39

Pamiętacie Małgorzatę Jantos? Nie?! No to przypominamy. To kobieta, która niegdyś była krakowską radną i miała ambicje, by zostać zastępcą prezydenta Krakowa. Przywdziewała różne barwy klubowe (ostatnio chyba reprezentowała Nowoczesną), ale wyborcy powiedzieli dość, gdy wystartowała z ugrupowania Łukasza Gibały. Od czasu wyborów słuch więc o niej zaginął, ale co jakiś czas próbuje przypominać o sobie na Facebooku lub za sprawą swojego obecnego politycznego guru, który usilnie walczy, by znalazła się dla niej jakaś "funkcja".  To tyle tytułem wstępu. Tym razem pani radna, była już radna, postanowiła powalczyć o atencję przy okazji tragicznej śmierci pilota F-16, majora Macieja Krakowiana, który zginął podczas ćwiczeń do Air Show Radom 2025. Zawsze uważałam takie pokazy za przerost formy nad treścią. Nie rozumiem w jakim celu są organizowane takie akrobatyczne pokazy i to dla publiczności - napisała Jantos na FB. - Może ktoś mi odpowie, z uzasadnieniem: dlaczego to się organizuje: narażając mnóstwo publiczności - zapytała i wywołała dyskusję. - Pokazy lotnicze są wpisane w naturę pilota, to nie fanaberia – to święto pilotów i całego lotniczego środowiska. Na cywilnych airshow na świecie tragedie zdarzają się niezwykle rzadko, bo tam organizacja stoi na pierwszym miejscu. Problemem nie są pokazy, tylko sposób, w jaki wojsko w Polsce je organizuje. Patologia polega na tym, że zamiast realnych procedur bezpieczeństwa mamy presję na efekt ‘wow’ - odpowiedział jej pan Maciej. - A była Pani, Pani Małgorzato, w Muzeum Lotnictwa, Czyżyny? A widziała Pani pokazy w Krakowie, jak latały stare samoloty nad Krakowem? Był taki pokaz, cały Kraków oglądał - komentuje pan Jacek. Całą dyskusję możecie sobie poczytać tutaj: Pani Jantos znana jest w Krakowie z tego, że zna się na wszystkim – od kultury, przez politykę, aż po wojsko i lotnictwo. Jej byli koledzy z ław rady miasta często mieli do niej żal, że przypisuje sobie zasługi za rzeczy, nad którymi pracował ktoś inny. - To dzięki mnie... - mawiała. Kiedyś od jednego z radnych usłyszałem nawet taki nieśmieszny żart, że to dzięki  Małgorzacie Jantos wbudowano kamień węgielny inaugurujący budowę Wawelu. Dziś, po tym, jak wyborcy stwierdzili, że powinna przejść na polityczną emeryturę, nadal nie przepuści żadnej medialnej okazji, by się wypowiedzieć. Szkoda tylko, że ekspertka od wszystkiego zwykle brzmi jak specjalistka od niczego. Śmieszy mnie, jak ktoś – zgodnie z zasadą ‘nie znam się, to się wypowiem’ – zabiera głos w tematach, o których nie ma pojęcia. Pani Jantos nie zna przyczyn katastrofy (a na pewno nie znała ich w momencie publikowania swojego wpisu), nie wie, dlaczego do niej doszło, ale już wie, że winne są… pokazy lotnicze. To mniej więcej tak, jakby po pożarze teatru zakazać wystawiania spektakli, po kolizji tramwaju z autobusem zlikwidować komunikację miejską, a po wypadku na pasach zamalować wszystkie przejścia dla pieszych. Logika z gatunku ‘wylejmy dziecko z kąpielą’. I tu zaczyna się problem. Bo tragedia wydarzyła się nie w trakcie pokazu, lecz podczas treningu, w warunkach całkowicie kontrolowanych, bez udziału widzów. Żadne życie cywila nie było zagrożone. A więc zakazanie pokazów lotniczych w reakcji na ten wypadek brzmi jak pomysł rodem z groteski. To tak, jakby po pożarze teatru zakazać wystawiania sztuk, po wypadku tramwaju zlikwidować komunikację miejską, a po potrąceniu pieszego zamalować wszystkie przejścia dla pieszych. Żeby było jeszcze prościej – oto 15 powodów, dla których postulaty pani Jantos to absurd: Jedno zdarzenie nie definiuje całości. Miliony widzów na całym świecie oglądają pokazy bezpiecznie – incydenty są ekstremalną rzadkością. Pokazy nie były przyczyną wypadku. Katastrofa zdarzyła się podczas ćwiczeń, nie pokazu. Treningi są niezbędne. Każdy zawód wysokiego ryzyka – od strażaka po chirurga – wymaga prób i ćwiczeń. Bezpieczeństwo publiczności nie było zagrożone. Ćwiczenia odbywały się bez udziału widzów. Pokazy są świętem pilotów i lotnictwa. To nie fanaberia, lecz tradycja i forma uhonorowania ich pracy. Pełnią rolę edukacyjną. Młodzi ludzie odkrywają pasję do lotnictwa, nauki i techniki. Wspierają gospodarkę. Air Show to tysiące turystów i ogromny zastrzyk pieniędzy dla gminy. Podnoszą morale sił powietrznych. To element budowania prestiżu wojska i zachęta do wstępowania w szeregi armii. Pokazują profesjonalizm pilotów. Każde ćwiczenie i każdy pokaz zwiększają umiejętności i standardy bezpieczeństwa. Ryzyko jest wpisane w zawód. Pilot wojskowy ryzykuje zawsze – także podczas misji bojowych. To nie powód, by zakazywać całej dziedziny. Na świecie pokazy są standardem. Nigdzie nie zakazuje się ich po pojedynczym wypadku – przeciwnie, poprawia się procedury. Zdarzenia losowe są wszędzie. Gdyby stosować logikę pani Jantos, trzeba by zamknąć drogi, zlikwidować transport i teatry. Pokazy rozwijają technologię. Publiczne demonstracje mobilizują do doskonalenia maszyn i systemów bezpieczeństwa. Każda tragedia uczy. Z każdego wypadku wyciąga się wnioski, dzięki czemu kolejne pokazy są jeszcze bezpieczniejsze. Decyzje powinny być racjonalne, nie emocjonalne. Zakaz pokazów to reakcja pod publiczkę, nie realna troska o bezpieczeństwo. Zamiast zrozumieć więc tragedię i uszanować pamięć pilota, politycy często wybierają łatwy poklask, mądrząc się w sprawach, o których nie mają pojęcia. Tymczasem od polityków, także tych byłych, oczekuje się jednak czegoś więcej niż facebookowych ‘ekspertyz na każdy temat’.

Więcej…

Cracovia Platka. Amerykański sen czy krakowski kabaret?

Cracovia Platka. Amerykański sen czy krakowski kabaret?

25 sierpnia 2025 | 16:20

Nowy właściciel Cracovii, Robert Platek, to facet, który w Krakowie ma być zbawcą. Amerykanin z portfelem, wizją i, jak twierdzą niektórzy, planem. No właśnie – „planem”. W Polsce każdy nowy właściciel zaczyna od planu. Zwykle kończy się na tym, że plan ma jedną stronę, a na dole wielkimi literami dopisane jest „sprzedać, zanim się znudzę”. Na razie jednak Platek wygląda na gościa, który wie, że piłka to biznes, a biznes to kasa. Więc będzie kasa? Pewnie tak. Ale nie łudźmy się – Cracovia nie stanie się nagle Manchesterem United, choć przy odrobinie szczęścia może dorównać… Rakowowi. Właściciel właścicielem, ale to trener robi robotę. Luka Elsner – w świecie Ekstraklasy wygląda jak ktoś, kto przypadkiem zabłądził w drodze na casting do serialu Netflixa. A tu proszę: chłop nie tylko ma styl, ale i piłkarze biegają za niego tak, jakby naprawdę dostawali premię za każdy sprint. I co najgorsze dla rywali – to działa. „Pasy” grają ładnie i skutecznie. Szok. Transfery? Nagle okazuje się, że można sprowadzać ludzi, którzy nie mają jeszcze piłkarskich emerytur w kieszeni. Na boisku nie ma więc kolejnego „doświadczonego ligowca”, który przez 90 minut truchta i pokazuje młodszym, jak poprawnie zakładać getry, tylko faktycznie widać futbol. Kibice? W szoku. Przez lata przychodzili, żeby ponarzekać, a teraz zaczynają klaskać. Niepokojący trend. Więcej o tym, jak szpetna ropucha zmienia się w księcia możecie posłuchać w tym materiale: A teraz crème de la crème: Kamil Kosowski stwierdził, że Cracovia to główny kandydat do mistrzostwa. I powiem tak: jeśli były piłkarz Wisły mówi, że Cracovia jest mocna, to albo naprawdę jest mocna… albo po prostu Kosa miał gorszy dzień. Jego argumenty są logiczne – „Pasy” nie grają w pucharach, więc będą świeższe. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: w Krakowie świeże to są co najwyżej obwarzanki. I to tylko wtedy, jak dobrze traficie. Tutaj macie całe nagranie z Kanału Sportowego z wypowiedzią Kosy: Czy Cracovia wejdzie do Europy? W teorii – za dwa sezony. W praktyce – wtedy, gdy wreszcie przestaną remisować u siebie z zespołami pokroju Radomiaka czy Stali. A mistrzostwo? Brzmi pięknie, ale czy naprawdę ktoś wyobraża sobie, że Cracovia uniesie trofeum? Owszem, wyobraża sobie. Ale zwykle jest to kibic po trzecim piwie. Na razie więc cieszmy się, że „Pasy” wreszcie grają jak drużyna z ambicjami, a nie jak skansen piłkarski. Ale spokojnie – Ekstraklasa już niejednego takiego optymistę sprowadzała na ziemię szybciej niż listopadowa mżawka w Krakowie.”

Więcej…

Social Media

Na fali

  • Referendum Zabrze Kraków

    W nurcie rozmowy

    Fala z Zabrza dotrze do Krakowa?...

    Informacja
    30 sierpnia 2025 | 09:12
  • Zero Talentu. Krakowski kabareciarz obraża Andrzeja Dudę!

    Luźne fale

    Zero Talentu. Krakowski kabareciarz...

    Informacja
    04 września 2025 | 09:50
  • Emocje zamiast rozumu. Jak poseł z Krakowa chce budować kolejny stadion

    Głos z kanału

    Emocje zamiast rozumu. Jak poseł z...

    Informacja
    02 września 2025 | 23:04

Płyniemy pod prąd. Z prądem płyną śmieci.

Menu

  • Strona główna
  • O nas
  • Kontakt
  • Polityka prywatności

Działy

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Copyright © 2025 Kanał Krakowski. Wszelkie prawa zastrzeżone.