Przeczytasz w 5-9 minuty
Aleksander Miszalski i Łukasz Gibała / fot. Łukasz Michalik

W gabinecie prezydenta Krakowa toczy się wojna bez precedensu. Łukasz Gibała, który trzykrotnie przegrał wybory, znów podnosi głowę i nie chce tylko przewrócić stolika, ale i dobrać się do fotela, w którym zasiada prezydent. Wszystko po to, by zająć jego miejsce.

Kanał Krakowski dotarł do tajnych rozmów Aleksandra Miszalskiego, które ten prowadził za zamkniętymi drzwiami.

***

Scena I – Gibała u Miszalskiego

Za oknem szarówka, światło ulicznych latarni przebija się przez szyby. Na biurku leży stos nieotwartych teczek, obok tablet z otwartą ankietą: „Czy Kraków potrzebuje więcej ławek czy więcej koszy na śmieci?”

Drzwi otwierają się bez pukania. Wchodzi Łukasz Gibała, blady, z podkrążonymi oczami, jakby od trzech lat nie spał. W ręku ściska teczkę jak tarczę.

Miszalski (podnosi wzrok, uśmiechając się ciepło):
– Dzień dobry! Łukasz, siadaj, siadaj. Kawy? Herbaty? A może najpierw zrobimy szybką ankietę: „Czy gość w gabinecie prezydenta powinien być częstowany kawą, herbatą czy wodą z kranu?” Już wrzucam na fanpage.

Gibała (siada sztywno, zaciska zęby):
– Nie chcę kawy. Chcę twojego krzesła, Aleksander. I dobrze o tym wiesz.

Miszalski (lekko odchyla się w fotelu, wciąż uśmiechając się):
– Oj, Łukasz… znowu te emocje. Wiesz, że zawsze stawiam na dialog. Może zrobimy konsultacje społeczne? „Czy Łukasz Gibała powinien dostać krzesło prezydenta w drodze łaski, czy poczekać na wybory?” Dwie opcje, prosty wybór.

Gibała (pochyla się do przodu, głos drży z nienawiści):
– Trzy razy, Aleksander. Trzy! Dwa razy ten Majchrowski… a teraz ty. Ja do tego miasta przygotowywałem się całe życie! Czytałem plany zagospodarowania w toalecie! Znałem każdy kamień na Plantach, zanim ty wiedziałeś, gdzie jest Rynek!

Miszalski (wzdycha, jakby rozmawiał z trudnym dzieckiem):
– Rozumiem twoją frustrację. Naprawdę. Dlatego uruchamiam nową ankietę: „Czy mieszkańcy czują empatię wobec kandydatów, którzy przegrali wybory trzykrotnie?” Wyniki będą wiążące.

Gibała (uderza pięścią w biurko):
– Dość tych ankiet! Kraków to nie demokracja bezpośrednia na sterydach! Ludzie chcą decyzji, a nie wiecznego „a co wy na to?”

Miszalski (zastanawia się głośno):
– Może masz rację. Może czasem trzeba po prostu zdecydować. Na przykład… (naciska intercom) Panie Wojtku? Proszę przygotować ankietę: „Czy prezydent powinien czasem podejmować decyzje bez konsultacji z mieszkańcami – tak czy nie?”

Gibała (zrywa się z krzesła, oczy mu się szklą):
– Ty… ty nawet nie potrafisz sam zdecydować, czy masz mnie wyrzucić z tego gabinetu, czy nie!

Miszalski (spokojnie otwiera laptopa):
– Już wrzuciłem pytanie na grupę „Kraków Decyduje”. 47% za wyrzuceniem, 51% za tym, żebyś został i napił się wody z kranu, 2% proponuje pojedynek na Plantach o świcie. Czekamy na rozwój sytuacji.

Gibała stoi bez słowa. Oddycha ciężko. W końcu wyciąga z teczki plakat z napisem „MISZALSKI = PARALIŻ” i kładzie go na biurku.

Gibała:
– To się dopiero zaczyna.

Miszalski (przygląda się plakatowi, potem uśmiecha szeroko):
– Świetny projekt graficzny. Zrobimy ankietę: „Czy ten plakat powinien wisieć w gabinecie prezydenta jako przestroga czy jako dekoracja?” Łukasz… usiądź. Porozmawiamy. Jak ludzie zdecydują.

Gibała powoli siada. W tle cichy dźwięk powiadomień – ankieta osiąga setny głos. 101. I wciąż rośnie.

Miszalski (szeptem, prawie z troską):
– Wiesz… czasem myślę, że ty jesteś jedyną osobą w tym mieście, która naprawdę chce tej roboty bardziej niż ja.

Gibała wzdycha z nienawiści i wychodzi, trzaskając drzwiami tak, że portret Jana Pawła II lekko się przechyla.

Aleksander Miszalski / fot. Łukasz Michalik

Scena II – Rozmowa Gibały z doradcą

Gibała wyciąga telefon, dzwoni.

Gibała (szeptem-warknięciem):
– Wyszedłem. Jak zawsze: uśmiech, woda z kranu i ankiety o powietrzu.

Doradca (natychmiast):
– Wracaj tam. Już.

Gibała (zatrzymuje się, oczy błyszczą):
– Co proszę?

Doradca:
– Wracaj. Powiedz, że zapomniałeś teczki. Albo że jednak chcesz tę kawę. Cokolwiek. Im dłużej będziesz siedział w środku, tym lepiej. Ludzie zobaczą: „O, nawet Gibałę przyjmuje, słucha, dialoguje…”, a my wrzucimy twoje zdjęcie z podpisem: „Rozmawiałem z prezydentem. Nic nie postanowił. Znowu.”

Gibała (powoli się odwraca, uśmiecha się złośliwie):
– Genialne.

Doradca:
– I przyspieszamy „Operację: Referendum”.

Gibała (złośliwy uśmieszek):
– Dobrze. Ale żadnych konkretów. Tylko emocje.

Doradca:
– I jeszcze coś… Musimy szukać nowej twarzy referendum. Ten, który miał nią zostać, ukradł patelnię z IKEA, a ludzie się śmieją, że nie dość, że złodziej, to jeszcze ruska onuca. Totalna kompromitacja.

Gibała (zimny uśmiech):
– Perfekcyjnie. Ludzie kochają chaos.

Chowa telefon, poprawia krawat, bierze głęboki wdech i puka.

Łukasz Gibał / fot. Łukasz Michalik

Scena III – Gibała wraca do Miszalskiego

Drzwi otwierają się niemal natychmiast.

Miszalski (z ciepłym uśmiechem):
– Wróciłeś? Świetnie! Ankieta zakończona: 52% za kawą dla ciebie. Siadaj, Łukasz. Rozmowa trwa.

Gibała (wskazuje palcem na tablet, gdzie wyświetla się najnowsza uchwała rady miasta):
– Podwyżka podatku od nieruchomości o 40%! Bilety MPK po 8 złotych! Opłata za wywóz śmieci 200% w górę! Ty dobijasz mieszkańców, Aleksander! Miasto tonie, a ty robisz ankiety o tym, czy ludzie wolą się utopić w wodzie z kranu czy w wodzie mineralnej.

Miszalski (spokojnie popija wodę, zero emocji):
– Podwyżki były trudne, ale konieczne. Dziura budżetowa po poprzedniku – pamiętasz, kto rządził ostatnie 20 lat? Ale spokojnie, właśnie uruchomiłem ankietę: „Czy mieszkańcy wolą wyższe podatki i działające tramwaje, czy niższe podatki i dziury w jezdniach większe niż kratery na Księżycu?” Wyniki za godzinę.

Gibała (śmieje się gorzko, teatralnie):
– Podatki w dół! Natychmiast! Komunikacja darmowa! Parkingi darmowe! Śmieci też za darmo! I seniorom dopłacimy do ogrzewania! Kraków musi być miastem dla ludzi, a nie dla deweloperów i turystów!

Miszalski (unosi brew, pierwszy raz naprawdę zainteresowany):
– Brzmi pięknie. Skąd weźmiesz pieniądze, Łukasz? Bo mogę ci wrzucić ankietę: „Z czego Gibała obetnie wydatki, żeby spełnić obietnice wyborcze?” Opcje: A) zamkniemy szpitale, B) zwolnimy nauczycieli, C) sprzedamy Wawel Czechom, D) wszystkie powyższe. Co wybierasz?

Gibała (machnięcie ręką, jakby odganiał muchę):
– Szczegóły techniczne! Najpierw wybory, potem pomyślimy. Ludzie chcą nadziei! Chcą wizji! Prezydenta, który nie pyta o wszystko Facebooka! Chcą populistycznego gadania! I ja w tym jestem mistrzem!

Miszalski (otwiera excela na ekranie):
– Wizja bez pieniędzy kończy się tak: 2027 rok, Kraków ogłasza upadłość, dług 20 miliardów, MPK przestaje jeździć, śmieci nieodbierane, a na Rynku wielki napis: „Na sprzedaż – tanio, bo pilne”.

Gibała (wstaje, zaciśnięte pięści):
– Olek! Mam program stu konkretów! (wydłubuje z teczki pogniecioną kartkę) Konkret 17: obniżymy podatki! Konkret 23: więcej pieniędzy na kulturę! Konkret 49: darmowe żłobki! Konkret 88: nowe tramwaje co roku!

Miszalski (uśmiecha się smutno):
– Łukasz… czytałem. Tam pod spodem drobnym drukiem: „finansowanie – przeproszę ojca, że marnuję jego pieniądze, ugnę się pokornie, przyznam, że jestem nieudacznikiem i… może znowu uda mi się go przekonać”.

Chwila ciszy. Gibała patrzy na kartkę, jakby widział ją po raz pierwszy.

Gibała (ciszej, z furią):
– Przynajmniej ja bym nie podnosił podatków…

Miszalski (prawie po ludzku):
– Wiesz, co jest najgorsze? Że ty naprawdę wierzysz, że wystarczy chcieć. A ja już wiem, że chcenie to za mało. Wolę, żeby mieszkańcy mnie znienawidzili za prawdę, niż żeby później znienawidzili ciebie za kłamstwo.

Gibała (zbiera papiery, głos łamie się lekko):
– Zobaczymy za trzy i pół roku, Aleksander. Zobaczymy.

Miszalski (cicho, gdy Gibała przy drzwiach):
– Ankieta właśnie się skończyła. 68% mieszkańców uważa, że „Gibała powinien wrócić do domu i się wyspać”. Reszta domaga się drugiej tury rozmowy. Drzwi są otwarte, Łukasz.

Gibała zatrzymuje się w progu. Nie odwraca się. W końcu wychodzi bez słowa. Na biurku zostaje kartka z „100 konkretami” – na dole ktoś dopisał długopisem: „Konkret 101: przestać obiecywać niemożliwe”.

Gabinet prezydenta Krakowa / fot. UMK

Scena IV – Majchrowski u Miszalskiego

Na drzwiach gabinetu wisi kartka: „Uwaga: trwa ankieta, czy wieszać kartkę”. Majchrowski wchodzi w płaszczu, z laską. Wygląda spokojnie, jak staruszek, który widział wszystko.

Miszalski (zrywa się z fotela, naprawdę zaskoczony):
– Panie profesorze… Dzień dobry! To znaczy… dobry wieczór! Kawy? Herbaty? Ankieta trwa: „Czy emerytowany prezydent powinien być częstowany kawą z ekspresu czy herbatą z torebki?”

Majchrowski (siada bez czekania na wynik głosowania, opiera laskę o biurko):
– Daj spokój z tymi ankietami, chłopcze. Przyszedłem prywatnie. Słyszałem, że Gibała u ciebie był.

Miszalski (siada z powrotem, nagle trochę speszony):
– Był. Prawie wybił dziurę w blacie.

Majchrowski (uśmiecha się pod nosem):
– Trzeci raz z rzędu przegrywa i trzeci raz przychodzi do gabinetu zwycięzcy. U mnie też był. Dwa razy. Za pierwszym razem płakał. Za drugim przyniósł kwiaty i przepraszał, że mnie „tak ostro krytykował w kampanii”. Myślałem, że za trzecim razem przyniesie trumnę – swoją albo moją.

Miszalski (śmieje się nerwowo):
– To znaczy… ja myślałem, że tylko ja mam taki zaszczyt.

Majchrowski (patrzy na plakat wciąż leżący na biurku):
– On nienawidzi nie ciebie. On nienawidzi tego, że to krzesło jest zajęte. Przez kogokolwiek. Ja siedziałem tu dwadzieścia lat i przez dwadzieścia lat Gibała czekał, aż umrę albo popełnię błąd, żeby wreszcie mnie pokonać. Nie umarłem. Ty mnie zastąpiłeś. Teraz będzie czekał na ciebie.

Miszalski (cicho):
– Podwyżki go wściekły. Mówi, że prowadzę miasto do bankructwa.

Majchrowski (wzdycha głęboko):
– Podwyżki… Ja też je robiłem. Tylko ciszej. I bez ankiet. W 2018 podnieśliśmy strefę płatnego parkowania – Gibała krzyczał, że „Majchrowski dobija kierowców”. W 2021 podnieśliśmy podatki od nieruchomości – krzyczał, że „Majchrowski wykańcza seniorów”. (machnięcie ręką lekceważące) On nie ma poglądów, Aleksander. On ma tylko kompleksy.

Miszalski (patrzy w okno):
– A jak pan z nim rozmawiał, kiedy przychodził?

Majchrowski (uśmiecha się szeroko, pierwszy raz naprawdę wesoło):
– Za pierwszym razem dałem mu herbatę i powiedziałem: „Łukasz, jak wygrasz za cztery lata – gabinet będzie twój, a ja będę najszczęśliwszym emerytem w Krakowie”. Za drugim razem dałem mu kawę i powiedziałem: „Łukasz, jak wygrasz za kolejne cztery lata – gabinet będzie twój, a ja niedługo potem będę na cmentarzu, więc nie będę przeszkadzał”. On wtedy prawie się popłakał.

Chwila ciszy. Majchrowski wstaje powoli.

Majchrowski:
– A ty… (wskazuje palcem na tablet z otwartą ankietą) przestań pytać ludzi o wszystko. Czasem prezydent musi być dorosły za wszystkich. I zamknij te drzwi na klucz. Jak następnym razem Gibała przyjdzie, to może przynieść siekierę.

Wychodzi. Miszalski zostaje sam. Patrzy na krzesło, na plakat, na tablet. W końcu zamyka ankietę bez publikacji wyników. Po raz pierwszy od roku.

***

Nota redakcyjna: powyższy tekst to satyra polityczna inspirowana realiami życia publicznego w Krakowie. Wszystkie postacie, dialogi i sytuacje są fikcyjne – choć przypominają znane twarze i znane zdania. Każde podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, nieuniknione i całkowicie zamierzone.

ZOBACZ TAKŻE: TYLKO U NAS! Ujawniamy stenogram ze sztabu Gibały! "Operacja Baran"

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także