• Pozycja: Box 2
Przeczytasz w 2-4 minuty
fot. Pixabay

W Krakowie właśnie trwają konsultacje społeczne na temat… konsultacji społecznych. Tak, to nie żart. Miasto zaprasza nas, mieszkańców, żebyśmy podyskutowali, jak chcemy, żeby z nami dyskutowano. I wiecie co? Jeśli nie pójdziemy, to znowu się skończy jak zwykle – najpierw cisza, potem decyzja, a na końcu święte oburzenie w komentarzach na Facebooku, że „nikt nas o nic nie pytał”.

Od 3 do 28 listopada urząd zaprasza mieszkańców, żeby powiedzieli, jak chcą, żeby ich pytano o zdanie. Bo obecna uchwała ma już siedem lat, a przez ten czas więcej ludzi zdążyło zmienić dzielnicę niż Kraków zmienił sposób słuchania mieszkańców. Więc teraz miasto mówi: – Ludzie, chodźcie. Powiedzcie nam, jak to zrobić lepiej. A ludzie jak zwykle odpowiadają: – Eee… i tak nic z tego nie będzie.

No i potem będzie klasyka. Najpierw nikt nie pójdzie. Potem nikt nie przeczyta. Później ktoś się oburzy, że przecież nie wiedział. A za pół roku ktoś postawi słup, mur albo blok i rozpęta się święta wojna w komentarzach: „Nikt nas nie pytał!”, „Znowu bez konsultacji!”, „Kraków betonują!”. A urzędnik wtedy spokojnie wyciągnie kartkę i powie: – Były konsultacje.

I będzie miał rację. Bo były. Tylko, że ty miałeś wtedy pilniejsze sprawy, na przykład robienie mema o Kaczyńskim.

Nie zostawiajmy Krakowa pseudoaktywistom

Bo wiecie, kto pójdzie? Nie wy. Nie ja. Nie sąsiadka z psem. Tylko dwóch samozwańczych „aktywistów miejskich”, co wiedzą lepiej od wszystkich, jak ma wyglądać wasza ulica. To oni przyjdą, wpiszą swoje postulaty, zrobią notatkę prasową, a potem media napiszą: „Mieszkańcy Krakowa chcą więcej zakazów ruchu i donic na drogach.”

Mieszkańcy. Tak, kur*a. Dwóch. 

I to jest dramat Krakowa.  Nie beton, nie korki, nie smog — tylko bierność. Bo dopóki większość siedzi cicho, mniejszość decyduje za wszystkich. I wtedy ktoś wam zablokuje ulicę, bo „mieszkańcy chcieli”. A kto chciał? No przecież… mieszkańcy. Dwóch.

„Bo ja byłem i mnie nie posłuchali”

A teraz chwila dla tych, co jednak przyszli i mówią: „Ja byłem na konsultacjach, zgłosiłem swoje uwagi i nic nie zrobili!”

No serio? Myślałeś, że po jednym komentarzu w ankiecie cały plan miasta się zmieni? To nie jest koncert życzeń, tylko proces. Nie jesteś królem Krakowa, tylko jego mieszkańcem. Konsultacje nie polegają na tym, że każdy dostanie, co chce, tylko że każdy może powiedzieć, co chce. A potem ktoś musi złożyć to do kupy, bo Kraków to nie twoje podwórko z trzema drzewami, tylko miasto, w którym żyje osiemset tysięcy ludzi. I każdy ma inną wizję raju.

Ale jeśli nie pójdziesz to wtedy nie masz prawa mówić, że twój głos nie został wzięty pod uwagę.

„Bo konsultacje są fikcyjne!”

Kolejny hit. „Konsultacje w Krakowie to fikcja!” No może i fikcja, ale jak bierze w nich udział pięć osób, to trudno, żeby nie były fikcją. Nie da się budować demokracji w mieście, gdzie połowa mieszkańców uważa, że udział w konsultacjach to „strata czasu”. Więc jak się pytają – idź.

Bo jeśli w konsultacjach bierze udział trójka ludzi, to jasne, że będą fikcyjne. To tak, jakby wybory do Sejmu miały frekwencję 0,8%. I potem zdziwienie, że rządzą wariaci. No rządzą, bo tylko oni przyszli.

Jak to naprawić?

Nie trzeba rewolucji. Trzeba tylko ruszyć dupę i powiedzieć urzędnikom, co zrobić, żeby ludzie chcieli brać udział. Powiedzcie im, żeby:

  • przestali ogłaszać wszystko na BIP-ie, którego nikt nie otwiera bez przypływu masochizmu,
  • przestali robić spotkania o 10:00 rano w środku tygodnia,
  • przenieśli konsultacje tam, gdzie są ludzie – do szkół, kawiarni, parków, online, a nie w Sali Portretowej urzędu,
  • mówili po ludzku, a nie po paragrafach, bo nikt nie ma siły czytać o „§5 ust. 2 uchwały nr 208/VI/17”.

Ale żeby im to powiedzieć trzeba pójść. Nie przyjdziesz? Przyjdą za ciebie. I potem obudzisz się w mieście, w którym nie możesz zaparkować, przejść ani żyć, ale za to masz na każdym rogu nową „strefę relaksu” z trzema donicami i napisem „Kraków słucha mieszkańców”. I wtedy znowu lament:

– Kto to wymyślił?!
– A byliście na konsultacjach?
– Eee… nie, ale…

No właśnie. Nie ma demokracji z kanapy. Nie ma wpływu z komentarza. Nie ma miasta bez ludzi, którzy się w nim odzywają.

A na koniec – brutalna, krakowska prawda

Jeśli my, zwykli mieszkańcy, nie zaczniemy chodzić na te spotkana, to Kraków zostanie w rękach tych, którzy mają czas i parcie, żeby decydować za wszystkich. Nie dlatego, że są mądrzejsi. Tylko dlatego, że byli jedyni, którzy przyszli.

Więc idź. Nie po to, żeby urzędnik cię pokochał. Idź, żeby powiedzieć, jak chcesz, żeby cię pytano o zdanie. Bo jak nie powiesz teraz, to potem znowu przeczytasz w mediach: „Mieszkańcy chcieli”.

A ty będziesz mógł tylko westchnąć: „No tak, kur*a. Chcieli. Dwóch.”

I tyle z twojego wpływu na Kraków.

***

Tu macie info, jak wziąć udział w konsultacjach na temat konsultacji: Jak rozwijać konsultacje społeczne w Krakowie?

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także