No to jak tam biedacy łowcy okazji? Nadal przy każdej podróży obiecujecie sobie, że to ostatni raz Ryanairem, a potem i tak klikacie "kup bilet" za 39,99 zł? No cóż… Teraz czeka Was kolejny level przygody.
Bo owszem, bilet kupicie taniej niż kebaba w Krakowie, ale na lotnisku czeka Was prawdziwy "sąd ostateczny" przy bramce. A wiecie dlaczego? Bo Ryanair właśnie podniósł premie dla swoich pracowników za przyłapanie Was z walizką większą o dwa centymetry.
Do tej pory dostawali 1,50 €, teraz już 2,50 €. Mało? Pomyślcie, że na jednym locie można zgarnąć prowizję od kilkunastu takich jak Wy.
Nie zamierzamy odpuszczać, aż wszyscy się nauczą - powtarza właściciel irlandzkiego przewoźnika, Michael O’Leary.
Cóż, wygląda na to, że linia znalazła nowy sposób, by zarabiać na Waszym roztargnieniu (albo cichym liczeniu, że “jakoś przejdzie”).
I teraz najlepsze:
- jedni mówią "to wyzysk pracowników",
- inni: "no ale halo, wystarczy stosować się do wymiarów",
- a spryciarze już liczą, ile można dać w łapę, żeby nie płacić 70 € oficjalnie.
Krótko mówiąc: Ryanair znalazł kolejną złotą żyłę, a Wy macie nową anegdotę do opowiedzenia znajomym: "Myślałem, że lecę tanio, a skończyło się na tym, że plecak kosztował więcej niż sam bilet".
Rewolucja na lotnisku
Ale żeby nie było tak ponuro, mamy też dobrą wiadomość dla podróżnych. Kraków Airport jako pierwsze lotnisko w Polsce pozwala już na przewóz do 2 litrów płynów w bagażu podręcznym. Czyli koniec z żałosnym liczeniem, czy Twoje perfumy mają ma 90 ml, czy może już 105. Teraz możesz spakować normalny żel, krem czy butelkę wody i nikt nie będzie robił afery.
Do całej sprawy, w swoim stylu, odniósł się... Ryanair:

I to jest właśnie ta mała iskierka nadziei w świecie tanich linii i absurdalnych regulaminów. Ryanair dalej będzie mierzył Wam walizki linijką, ale przynajmniej w Krakowie możecie wziąć ze sobą normalny szampon czy wodę i nie czuć się, jakbyście szmuglowali kontrabandę. Mała zmiana, a podróż od razu wydaje się trochę mniej uciążliwa.