Nie, nie śnicie. To nie satyra, choć aż bije od tego absurdem. Kraków. Kolebka polskiej kultury. Forteca polskiej historii. Symbol nieprzemijającej Polski. Miasto koron i konspiracji. Perła polskiej cywilizacji. W 2025 roku cofa się do mroków średniowiecza, gdzie dzwon Zygmunta staje się bronią masowego rażenia w rękach arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, naczelnego inkwizytora moralności.
"Spiżowa Gwardia Rezerwy Dzwonu Zygmunta"? Serio? To nie żart z kabaretu podupadłej parafii, to reality show polskiej teokracji! Gniewomir Rokosz-Kuczyński, konfederacki wizjoner z wąsami dłuższymi niż jego zdrowy rozsądek, wymyślił bojówkę, która będzie walić w dzwon na skinienie hierarchy. Bo po co dialog, po co XXI wiek, skoro można mieć armię fanatyków w habitach, gotowych szarpać liny jak opętani, gdy tylko Jędraszewski krzyknie: „Bijcie, bracia, bo tęcza nad Wisłą!”?
By zostać bojówkarzem arcybiskupa należy:
- przejść testy lojalności (proboszcz musi wystawić opinię, jakbyśmy wracali do czasów Świętej Inkwizycji),
- płacić składki finansowe, co łaska, ale nie mniej niż 50 złotych miesięcznie (bo bez kasy nawet dzwon nie zadzwoni),
- złożyć przysięgę na posłuszeństwo arcybiskupowi (bo w końcu chodzi o władzę, a nie o wiarę).
Wyobraźcie sobie ten cyrk: faceci w sile wieku, z zaświadczeniem od proboszcza w kieszeni i różańcem w garści, przechodzą testy lojalności. Pytanie pierwsze: „Czy jesteś gotów bić w dzwon o 3 nad ranem, bo arcybiskup miał sen o genderowym Antychryście?” Pytanie drugie: „Czy zapłacisz 50 złotych składki, bo spiż nie tani, a dzwon sam się nie sfinansuje?” Ci, co zdadzą, dostaną odznakę „Rycerz Dzwonu” i prawo do szturmu na Wawel, gdy tylko krnąbrni dzwonnicy ośmielą się powiedzieć „nie” rozkazom z kurii.
A wszystko to, bo starzy dzwonnicy ośmielili się nie klepnąć spiżu na zaprzysiężenie prezydenta Nawrockiego. Nieposłuszeństwo? Herezja! Do lochu z nimi, a na ich miejsce – gwardia Jędraszewskiego, gotowa rozedrzeć krakowskie niebo spiżowym rykiem!
Kibole vs weganie i rowerzyści
Ale dajmy się ponieść absurdom, bo to dopiero początek. Skoro mamy bojówkę dzwonową, to czemu nie pójść na całość? Niech Jędraszewski ogłosi „Świętą Ligę Kropideł” do polewania wodą święconą każdego, kto nosi tęczową torbę. Wyobraźcie sobie: gwardziści w stalowych hełmach z krzyżem, maszerujący Plantami, sprawdzający, czy przechodnie znają „Ojcze nasz” na pamięć.
A co, jeśli dzwon Zygmunta ma bić codziennie o świcie, bo arcybiskup uznał, że to odstraszy demony aborcji? Kraków zamieni się w orkiestrę chaosu, gdzie każdy dzwon w diecezji będzie dudnił na rozkaz, aż tynk posypie się z Sukiennic. A potem ekspansja: gwardie w każdym kościele, od Pcimia po Gdańsk, każda z własnym dzwonem i własnym Jędraszewskim-bis, gotowym ogłosić świętą wojnę przeciw rowerzystom, weganom i użytkownikom Netflixa.
A co, jeśli arcybiskup marzy o czymś w rodzaju własnej Gwardii Szwajcarskiej, tyle że w wersji krakowskiej? I zamiast z wyszkolonych żołnierzy zacznie rekrutować kiboli? Wszak zaplecze klubów piłkarskich w Krakowie jest już gotowe, doświadczenie bojowe w rękach, a teraz wystarczy jedynie opatrzeć to sakramentem posłuszeństwa.
Lunapark średniowiecznych obsesji
To nie jest już nawet parodia – to kabaret na sterydach, gdzie Kościół, zamiast gasić pożary własnej niewiarygodności, dolewa benzyny do ogniska absurdu. A Jędraszewski? On już widzi siebie jako naczelnego dzwonnika Rzeczypospolitej, dyrygującego narodem jak orkiestrą strachu. Polska 2025: kraj, gdzie dzwon zastępuje konstytucję, a prawo kanoniczne wygrywa z prawem świeckim.
Bijcie w dzwony, bracia, bo oto narodziła się nowa hierarchia: Bóg, Jędraszewski i absolutny chaos. A reszta? Reszta to tylko trybiki w machinie kabaretu, który wkrótce zamieni kraj w lunapark średniowiecznych obsesji.