Radny dzielnicowy z Krowodrzy, który oferował milion złotych łapówki dziennikarzowi TVN za milczenie, a następnie został skazany m.in. za groźby karalne, właśnie stał się najsławniejszym politykiem lokalnym w historii Polski. Piszą i mówią o nim największe ogólnopolskie media, a sprawa, w którą był zamieszany, trafia na biurko premiera i prezydenta. Oto Mateusz Jaśko. W niektórych doniesieniach medialnych występujący jako Mateusz J.
W Polsce widzieliśmy już różne kurioza. Posłów, którzy nie wiedzieli, gdzie są. Ministrów, którzy nie wiedzieli, co podpisują. Celebrytów, którzy nie wiedzieli, dlaczego są sławni. Ale radnego dzielnicowego, który staje się ogólnopolskim celebrytą, ikoną newsów i bohaterem poważnych dyskusji na szczeblu państwowym? Tego jeszcze nie grali.
Oto Mateusz Jaśko. Radny Mateusz Jaśko. I to nie radny miejski, nie radny wojewódzki, nie członek żadnej komisji ministerialnej. Nie. To radny jednej z osiemnastu krakowskich dzielnic. Po prostu radny dzielnicowy. A precyzyjniej pisząc: członek rady Dzielnicy V Krowodrza.
Człowiek, którego funkcja normalnie daje rozpoznawalność co najwyżej w kolejce do Żabki, gdy akurat kupuje mleko i hot doga.
A tymczasem? Jaśko to najbardziej znany radny dzielnicowy w Polsce.
Media piszą o nim tak często, jakby był co najmniej marszałkiem Sejmu.
Najpierw Wirtualna Polska – cała Polska czyta: Kryptowaluty, groźby wobec dziennikarza i próba korupcji. Niedoszły prezydent Krakowa skazany
Potem TVN24 – cały kraj ogląda: Krakowski aktywista skazany za szantażowanie dziennikarza
Następnie RMF FM – cały kraj słyszy, nawet w samochodach, stojąc w korku: Siekiera w Ferrari, gangsterskie porachunki i tajemnicze zniknięcie
A teraz, gdy rząd bierze się za kryptowaluty, do sprawy wraca największy portal w Polsce: Onet.
Onet przy okazji dyskusji na szczeblu państwowym wyciągnął temat tajemniczego zaginięcia (według członków rodziny – morderstwa) Sławomira Suszki, założyciela giełdy kryptowalut, za którą – jak się okazało – stoją bandyci.
No i kiedy czytelnik już przebrnął przez sceny żywcem wyjęte z gangsterskiego filmu, nagle wjeżdża on – cały na biało – krakowski radny dzielnicowy Mateusz Jaśko. Choć w tym artykule Onetu ukryty pod skrótem „Mateusz J.”
Przy okazji dziennikarza TVN pojawia się jeszcze jeden zaskakujący wątek dotyczący BitBay, a obecnie Zondacrypto. W pewnym momencie z Fują skontaktował się Mateusz J. z Krakowa, który miał twierdzić, że działa w imieniu osób powiązanych z BitBay. Przekazał dziennikarzowi, że jego mocodawcy nie chcą, by ich przeszłość została powiązana z giełdą kryptowalut. Zasugerował też Fui, że zapłaci mu za rezygnację z prac nad materiałem. Ostatecznie zaproponował dziennikarzowi milion złotych łapówki i zagroził, że jeśli nie odpuści, stanie mu się krzywda.
Całość tutaj: "Sprawa jest tak paskudna". O co chodzi w aferze z kryptowalutami
Inni politycy walczą o rozpoznawalność. Biją się o czas antenowy. Płacą agencjom PR. Opłacają kampanie w mediach. Błagają o wywiady, spotkania, debaty.
A Mateusz Jaśko? Ten sprawia wrażenie, jakby to media siedziały w jego kieszeni. Wygląda to tak, jakby sterował nie budżetem na ławki i kosze na śmieci na osiedlu, ale budżetem państwa.
Bo sprawą zajmują się także właśnie najważniejsze osoby w państwie. To już nie tylko portale. Nie tylko telewizje. Nie tylko radiowi giganci.
Sprawa, z którą Jaśko się zderzył, trafia na biurka ministrów, regulatorów, urzędników najwyższego szczebla. Na biurko premiera i prezydenta. Poziom, którego radny dzielnicowy normalnie nie zobaczyłby nawet przez szybę samochodu pod ministerstwem.
W normalnym kraju nazwisko radnego dzielnicowego pojawia się raz: podczas liczenia głosów. W Polsce?
Możesz być:
- premierem i połowa kraju cię nie kojarzy,
- ministrem i nikt nie wie, jak wyglądasz,
- posłem i nawet twoja dzielnica cię nie pozna,
ale radny dzielnicowy Jaśko? O nim słyszeli wszyscy.
W normalnym państwie taki poziom rozpoznawalności osiąga się po dostaniu Nobla albo po spektakularnej ucieczce z więzienia. Choć Jaśko na razie Nobla nie zdobył. Nie uciekł także z więzienia, bo wyrok ma w zawiasach, więc chodzi po ulicach i kreuje politykę dzielnicy.
Ale i bez tego Mateusz Jaśko już przeszedł do historii. To pierwszy radny dzielnicowy, którego zna cała Polska.
Co dalej?
Przed nim więc – jakby nie patrzeć – kariera. Być może ktoś (dajmy na to Łukasz Gibała) wciągnie go na swoje listy, by zapewnić mu mandat w Radzie Miasta? A może wystartuje na posła? A przy takim, nazwijmy to elegancko, bandyckim CV, droga do najwyższych stanowisk w państwie stoi przed nim otworem. Wybory na prezydenta RP już za cztery lata.
Jedno jest pewne: Mateusz Jaśko to pierwszy radny dzielnicowy, który stał się ogólnopolskim fenomenem medialnym. I wygląda na to, że wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
ZOBACZ TAKŻE: Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD]
I tu zaczyna się najśmieszniejsza, a zarazem najsmutniejsza część tej historii. Bo o ile medialna kariera naszego bohatera jest wręcz kosmiczna jak na radnego dzielnicowego, o tyle prawdziwy pazur tego spektaklu kryje się gdzie indziej – w polskim prawie.
A dokładniej: w tym, jak bardzo jest ono… elastyczne. Rozciągliwe. Gimnastyczne. Tak giętkie, że gdyby paragrafy miały kręgosłupy, dawno leżałyby u fizjoterapeuty.
Polska to kraj, w którym możesz zostać prawomocnie skazany i… nic. Zero. Okazuje się bowiem, że przepisy są skonstruowane tak, że i po prawomocnym wyroku skazującym nadal możesz kreować politykę dzielnicy.
W praktyce wygląda to tak:
- Proponowałeś milion złotych łapówki? Nadal możesz być radnym.
- Groziłeś komuś tak, że musiał się ukrywać z całą rodziną? Nadal możesz być radnym.
- Współpracowałeś z bandytami i kibolami? Nadal możesz być radnym.
- Uderzyłeś kobietę pięścią w twarz? Nadal możesz być radnym.
W rozmowach z Kanałem Krakowskim wielu polityków przyznawało, że człowiek skazany prawomocnym wyrokiem nie powinien pełnić żadnych funkcji publicznych. I co? I nic.
Bo znawcy prawa tłumaczą, że w Krakowie nie istnieje coś takiego jak „radny dzielnicowy”. Jest tylko „członek rady dzielnicy”, a różnica jest taka, że ten drugi nie traci mandatu po wyroku. Czyli typowe kruczki prawne.
Skoro prawo jest wadliwe, może warto je zmienić, zamiast zasłaniać się durnymi paragrafami?
A gdyby Jaśko jednak odsiadywał wyrok w więzieniu, to co wtedy? Nadal brałby udział zdalnie w posiedzeniach rady dzielnicy? Głosowałby zza krat?
Prawo w Polsce ma tyle wyjątków, „ale” i dopisków gwiazdkami, że wychodzi na to, iż lokalna funkcja publiczna potrafi być bardziej odporna na wyroki niż bruk odporny na sól drogową.
I tak docieramy do punktu kulminacyjnego tej farsy: nasz najbardziej znany radny dzielnicowy w historii kraju nie tylko stał się celebrytą, tematem ogólnopolskich newsów, bohaterem nagłówków i politycznych komentarzy, ale do tego wszystkiego… nadal zasiada w radzie dzielnicy. Legalnie.
Gdyby Monty Python pisał scenariusz do serialu o polskim samorządzie, miałby problem, bo nawet oni nie wymyśliliby czegoś równie absurdalnego.
A tymczasem my mamy to na żywo.
Tu.
W Polsce.
W Krakowie.
W Krowodrzy.
I jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że polskie prawo potrafi być bardziej elastyczne niż kontorsjonistka w cyrku… cóż – oto dowód.









![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_152.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)






![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
