• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 5-10 minuty
Mateusz Jaśko

– Mateusz J. nie ukrywał, że działał na zlecenie innych osób z przeszłością kryminalną. Sąd pierwszej instancji ustalił także, że J. w ramach swojej działalności współpracował także z pseudokibicami Wisły, a to się kojarzy jednoznacznie – mówi nam sędzia Tomasz Szymański, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

Nasz rozmówca był także członkiem składu orzekającego w sprawie Mateusz Jaśki, obecnie radnego dzielnicy Krowodrza. Jaśko został prawomocnie skazany m.in. za szantażowanie dziennikarza TVN. Najpierw obecny radny proponował łapówkę (zaczął od kwoty 100 tys. zł, a skończył na milionie zł.), a później - gdy redaktor Michał Fuja odmówił jej przyjęcia w zamian za odstąpienie od tematu nad którym pracował - zaczął mu grozić. W efekcie dziennikarz wraz z rodziną musiał się ukrywać.

Sąd pierwszej instancji wymierzył Jaśce karę 20 tys. zł. grzywny, ale Sąd Apelacyjny skazał radnego dzielnicowego na cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 10 tys. złotych grzywny.

Łukasz Mordarski rozmawiał z rzecznikiem Sądu Apelacyjnego w Krakowie, a także członkiem składu orzekającego w tej sprawie.

***

Kanał Krakowski: Dlaczego Sąd Apelacyjny zaostrzył wyrok Sądu Okręgowego?

SSA Tomasz Szymański: Bo uznał, że sposób wymiaru kary przez sąd pierwszej instancji był wadliwy. I był on wadliwy z dwóch powodów. Ale chciałbym to wyjaśnić po kolei. Sąd pierwszej instancji do wymiaru kary Mateuszowi J. zastosował przepis, który przewiduje szczególny, nadzwyczajny sposób jej ukształtowania. W przeciwnym wypadku sąd powinien orzec wyłącznie karę pozbawienia wolności od 1 miesiąca do 3 lat. Sankcje alternatywne nie wchodzą tutaj w grę. 

Żeby natomiast orzec karę grzywny, tak jak się to stało, sąd pierwszej instancji skorzystał z przepisu, który mówi, że w szczególnie uzasadnionych przypadkach można wymierzyć łagodniejszą rodzajowo karę, jeśli sąd uznaje ją za wystarczającą. Na uzasadnienie zastosowania tego przepisu sąd wskazał dwie okoliczności. Po pierwsze, że Mateusz J. jest zaangażowany społecznie. Po drugie, że działania Mateusza J. nie wywołały skutków w postaci odstąpienia od publikacji. I my, jako Sąd Apelacyjny, z tymi dwoma argumentami się nie zgodziliśmy.

Dlaczego?

Po pierwsze uznaliśmy, że jeśli Mateusz J. jest tak zaangażowany społecznie, a zdecydował się podjąć działania przeciwko dziennikarzowi, który właśnie w interesie społecznym chciał nagłośnić sprawę dotyczącą giełdy kryptowalut, no to jest tu pewna niespójność. Nie możemy więc działalności społecznej oskarżonego, a teraz już skazanego, traktować jako okoliczność łagodzącą. A po drugie uznaliśmy, że przestępstwo, które popełnił, jest przestępstwem formalnym, a więc – mówiąc językiem potocznym – nie ma znaczenia, czy jego skutkiem było w tym przypadku odstąpienie od publikacji czy nie.

Na ile zatem groźby Mateusza Jaśki, na przykład „połamania nóg” dziennikarzowi były realne?

Sąd musiał je uznać za realne i tu ani sąd pierwszej instancji ani Sąd Apelacyjny nie miał wątpliwości. A na dowód tego, że były realne sąd wykazał szereg okoliczności. Na przykład takie, że pan J. był konsekwentny w swoim działaniu jeśli chodzi o propozycje przekupstwa i gróźb dziennikarza. Proszę też zwrócić uwagę, jaki był kontekst sytuacji. Dziennikarz chciał opisać działania giełdy kryptowalut, w tym pana Sylwestra S, który… nagle zaginął. Do ogłoszenia wyroku nie było zresztą wiadomo, co się z nim dzieje. Przepadł.

Dodatkowo Mateusz J. nie ukrywał, że działał na zlecenie innych osób z przeszłością kryminalną. Sąd pierwszej instancji ustalił także, że J. w ramach swojej działalności współpracował także z pseudokibicami Wisły, a to się kojarzy jednoznacznie, zważywszy także na wiedzę orzeczniczą sądu.  Poza tym w grę wchodziły też duże pieniądze, bo skończyło się na propozycji miliona złotych za „odpuszczenie” tematu. Mateusz J. mówił też, że są w stanie wszystko zrobić, żeby publikacja się nie ukazała. Trudno więc, biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, by poszkodowany dziennikarz się nie przestraszył i nie uznał gróźb jako realne.

Skoro osoba, która stara się o funkcję publiczną, nie może być karana, to skazanie za przestępstwo powinno powodować, że ta osoba takiej funkcji nie powinna piastować.

Po ogłoszeniu wyroku media pisały, że „wyrok musiał zostać zaostrzony z uwagi na między innymi społeczną szkodliwość czynu skazanego”.

Ta społeczna szkodliwość czynu, co wynika z uzasadnienia wyroku, była średnia. Natomiast ja bym zwrócił uwagę na coś innego. Mianowicie na to, że sam ustawodawca uznał, że tego typu czyny, właśnie mające wpływać na czwartą władzę, są istotnie społecznie szkodliwe, skoro zdecydował się na ich odrębną penalizację, a więc nadał mu niejako wyższą rangę.

A jakie przesłanki przesądziły o tym, że sąd nie zdecydował się na orzeczenie wobec Jaśki dodatkowych sankcji w postaci pozbawienia praw publicznych? 

To sprawa czysto formalna. Tę sankcję można orzec tylko za określone przestępstwa, a przestępstwo popełnione przez J. do tego katalogu nie należało. Ponadto, aby orzec pozbawienie praw publicznych, trzeba skazać sprawcę za przestępstwo popełnione z motywacji zasługującej na szczególne potępienie na ponad 3 lata pozbawiania wolności. Więc już nie ma co rozważać, czy w opisie czynu i tego orzecznictwa powinno się znaleźć to sformułowanie, że ta motywacja zasługiwała na szczególne potępienie, bo i tak nie został spełniony ten drugi warunek. Ostatecznie pan J. został skazany na cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 10 tys. złotych grzywny.

No a tak po ludzku nie razi Pana to, że Jaśko nadal jest radnym dzielnicowym, bierze udział w życiu społecznym, kształtuje politykę miasta?

Musi się pan zwrócić do biura wyborczego, jakie tam są regulacje. Natomiast mnie się wydaje, że przy skazaniu za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, a takim jest przez przestępstwo z artykuł 43 prawa prasowego, mandat radnego powinien zostać wygaszony. Nie mam jednak pewności i taką decyzję podejmuje biuro wyborcze.

Poseł Dominik Jaśkowiec, autor książki „Dzielnice Krakowa i ich rola znaczenia w ustroju samorządowym miasta”, stwierdził w rozmowie Lovekraków.pl, że wygaszenie mandatu mogłoby nastąpić jedynie w sytuacji, gdyby sąd pozbawił skazanego praw publicznych. 

Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie. Ale skoro osoba, która stara się o taką funkcję publiczną, nie może być karana, to skazanie za przestępstwo powinno powodować, że ta osoba takiej funkcji nie powinna piastować.

Mogą być różne interpretacje w tym zakresie?

Pewnie mogą, co znamy już z przeszłości. Biorąc pod uwagę aktualną sytuację dotyczącą wykładni prawa, to, że ktoś zaproponuje inną interpretację przepisu, mnie nie zdziwi. Natomiast ja nie chciałbym zajmować jednoznacznego stanowiska, bo nie jestem fachowcem w prawie wyborczym. 

A jak Pan uważa, jako zwykły obywatel?

Uchylę się od odpowiedzi, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że byłem w składzie orzekającym w sprawie pana J. Moja odpowiedź mogłaby zostać źle odebrana lub źle zinterpretowana.

***

Kim jest Mateusz Jaśko?

Prawomocnie skazany radny dzielnicy Krowodrza. Związany z Rynkiem Krowoderskim. Ogłosił, że wystartuje w ostatnich wyborach na prezydenta Krakowa, ale wycofał się na dwa miesiące przed wyborami.

Opisywany wyżej wyrok nie jest jednym w życiu Jaśki, chociaż poprzednie uległ zatarciu. Sprawę opisywała Wirtualna Polska. Oto fragmenty tekstu Szymona Jadczaka i Pawła Figurskiego:

CO TY SU... SOBIE MYŚLISZ? TO JEST MOJA DZIELNICA!

Jak wynika z sądowych akt, wiosną 2011 roku młody Mateusz Jaśko (miał wtedy niespełna 23 lata) zaczepia grupę osób na ul. Kazimierza Wielkiego w Krakowie. Na słowach się nie kończy. Ciosy Jaśki na swoim ciele poczuły trzy osoby, w tym jedna kobieta.

"Podszedł do nas chłopak. Jakub poprosił, by się od nas odczepił, mężczyzna uderzył go w twarz. Nie wiem, ile razy go uderzył. Wiem natomiast, że Kuba przewrócił się po tym uderzeniu" - zeznała Aleksandra, poszkodowana kobieta.

"Do tego mężczyzny podeszła Sabina i zaczęła go szarpać, żeby zostawił Kubę. Mężczyzna, gdy Sabina do niego podeszła, chwycił i położył ją na ziemi. Ja wówczas podbiegłam mówiąc >co ty robisz, dlaczego bijesz kobietę<. Wydawało mi się, że uderzył Sabinę w twarz. Mężczyzna nie reagował jednak na moje słowa. Próbowałam go od Sabiny odciągnąć, on mnie jednak uderzył w twarz z pięści w lewy policzek" - opowiadała. 
 
Zeznania Sabiny: "Mężczyzna, który uderzył Jakuba, podszedł do mnie, zaczął mnie szarpać za ubranie, wzywał: >Co ty su... sobie myślisz, to jest moja dzielnica, nie będziesz mi tu szmato podskakiwać<".

I dalej: "Jak Kuba został uderzony, to myśmy z Olą stanęły pomiędzy oskarżonym a naszymi kolegami, bo myślałyśmy, że oskarżony kobiety nie uderzy".

Mateusz Jaśko zeznał policji, że grupa głośno się zachowywała i w pewnym momencie między nim a dwoma mężczyznami doszło do szarpaniny. Przypomina sobie, że uderzył w twarz jednego mężczyznę, a być może w ferworze także drugiego. Mówił, że był pod wpływem emocji i adrenaliny.

Jaśko zatrzymany w godzinach nocnych miał przy sobie nóż. Twierdzi, że kupił go tego samego dnia. Na ryby.

Ostatecznie przyszły kandydat na prezydenta Krakowa został skazany za uderzenie Jakuba, Konrada i Aleksandry, na łączną karę 6 miesięcy ograniczenia wolności i prace społeczne. Jaśko przepracował 178 godzin jako pomocnik ślusarza w szpitalu im. Narutowicza w Krakowie.

Pół roku po wyroku do krakowskiego sądu wpłynęło pismo od jednego z poszkodowanych, któremu Jaśko zniszczył okulary, że ten unika zapłaty zasądzonej kwoty w ramach naprawienia szkody.

POBILI DO NIEPRZYTOMNOŚCI. I PRÓBOWALI SIĘ DOGADAĆ

Do najbrutalniejszego i najbardziej opłakanego w skutkach dla jego ofiar zdarzenia z udziałem Mateusza Jaśki doszło w Krakowie 21 lipca 2012 r. o godz. 1 w nocy. Trzech mężczyzn, w tym jeden z gitarą w ręku, spotkało na swojej drodze grupę 7-10 osób, w której był m.in. Mateusz Jaśko.

Niedoszły kandydat na prezydenta Krakowa i dwóch jego kumpli zaatakowali mijająca ich trójkę przechodniów. Dwóch z zaatakowanych upadło na ziemię, jeden stracił przytomność. A napastnicy mieli ich kopać i szarpać. Po przyjeździe policji najciężej poturbowany mężczyzna trafił do szpitala. Okazało się, że w wyniku pobicia doznał złamania kości udowej i musi mieć wstawioną endoprotezę.

Jaśko i inni napastnicy zostali zatrzymani w okolicy bójki przez policjantów. Jak czytamy w aktach, niedoszły kandydat na prezydenta miał liczne rozcięcia na palcach dłoni mogące świadczyć o udziale w pobiciu. Jeden z pobitych bez wątpliwości rozpoznał w Jaśce napastnika, bo ten w trakcie bójki się na niego przewrócił. Mateusz Jaśko był pod wpływem alkoholu w trakcie zdarzenia.

Świadomi odpowiedzialności karnej napastnicy próbowali załagodzić sprawę. Mężczyźni wybrali się do domu nauczycielki jednego z nich, która miała na nazwisko taka samo jak jeden z pobitych. Chcieli przeprosić jej męża za pobicie, ale okazało się, że pomylili osoby.
Sąd nie miał wątpliwości co do winy Mateusza Jaśki, skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 800 zł grzywny i 5 tys. zadośćuczynienia dla najciężej pobitego mężczyzny. 

ZŁAMANY NOS, CZYLI RECYDYWA MATEUSZA JAŚKI

Jeszcze nie zapadł wyrok w poprzedniej sprawie, a Mateusz Jaśko już miał kolejne problemy z prawem. W marcu 2014 r. mężczyzna znów jest w rękach policji. "Na ul. Starowiślnej zauważyłem zakrwawionego mężczyznę. Po wylegitymowaniu okazał się nim pan Mateusz Jaśko" - relacjonuje w notatce krakowski policjant.

Niespełna 26-letni Jaśko nie był jednak ofiarą. Po chwili do policjantów podszedł cały zakrwawiony mężczyzna, który oznajmił, że przed chwilą Jaśko uderzył go głową w twarz.

Był początek marca 2014 roku, godzina trzecia w nocy. Dwudziestoparoletni Krystian i Beata czekali na taksówkę pod krakowskim klubem Shine. W tym samym lokalu bawił się Jaśko. Do oczekującej na samochód pary w pewnym momencie podszedł Jaśko. Po krótkiej wymianie zdań uderzył Krystiana głową w nos. Ofiara doznała złamania kości nosa z przemieszczeniem.

Jaśko początkowo nie przyznawał się do winy, przekonywał, że to on się bronił. Wyjaśniał, że tej nocy bawił się ze znajomymi, wypił 5-6 piw. Wychodząc, jeden z mężczyzn miał obrazić jego znajomą. Po chwili – według Jaśki - doszło między nimi do szarpaniny. W trakcie przesłuchania pytany, czy uderzył głową w twarz poszkodowanego, odpowiedział: "Jest to możliwe, ale nie pamiętam".
W końcu jednak Jaśko przyznał się do winy, wyraził żal oraz poprosił o karę pięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. I taką karę ostatecznie wymierzył mu sąd.

Prokurator, wnosząc o ukaranie Jaśki z art. 157 kodeksu karnego dotyczącego naruszenia nietykalności cielesnej, zauważył, że mężczyzna był już wcześniej karany za to samo przestępstwo.

Cały tekst przeczytacie tutaj: Kryptowaluty, groźby wobec dziennikarza i próba korupcji. Niedoszły prezydent Krakowa skazany

 

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także