• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 5-9 minuty
Piotr Kempf / fot. pixabay

— Prezydenci dużych miast stali się „zwierzyną łowną”. Trwa polowanie, wytykanie błędów, pokazywanie długu miasta, podkreślanie powiązań i opowiadanie o kolesiostwie. A wszystko po to, by doprowadzić do referendum. To nadrzędny i chyba jedyny cel opozycji — mówi nam Piotr Kempf*, szef krakowskich struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego.

— We mnie na pewno nie ma takich ambicji, jakie ma Gibała, czyli by mieć swój portret w Pałacu Wielopolskich. Moim celem nie jest destrukcja i ślepe krytykowanie wszystkiego i wszystkich, ale współpraca z wieloma środowiskami — dodaje w rozmowie z Łukaszem Mordarskim. Mówi także o relacjach z prezydentem, teoriach o „kolesiostwie” i błędach, które sam kiedyś popełniał.

***

Kanał Krakowski: Po co Panu zdjęcie z Aleksandrem Miszalskim?

Piotr Kempf: Wspólne zdjęcia polityków nie są niczym dziwnym ani nienormalnym. Jestem wiceszefem wojewódzkiego PSL, szefem krakowskich struktur tej partii. Prezydent Miszalski jest szefem małopolskiej PO. Normalne zatem jest, że politycy się spotykają i mają wspólne zdjęcia.

Ponoć dzięki temu zdjęciu dostał Pan pracę.

Jest to jakaś dziwna teoria, w którą uwierzyła pewna grupa osób. Ta sama, która twierdzi, że wszystko jest ustawione i wszędzie szuka spisków. Te same osoby uważają także, że politycy się do niczego nie nadają.

Z jakiegoś powodu polityk jest na szczycie listy zawodów z najmniejszym zaufaniem społecznym.

To właśnie przez taką narrację, która jest w tej chwili prowadzona m.in. w Krakowie. A przecież normalne jest, że są ludzie, którzy są politykami, ale są też aktywni zawodowo, gdzieś pracują. Podobnie zresztą jak aktywiści — przecież oni także nie żyją z „bycia aktywistą”, tylko z normalnej pracy zawodowej. Czy jeśli jakiś aktywista spotka się z Miszalskim, to od razu oznacza, że dostał dzięki niemu pracę?

Piotr Kempf

Nie jesteście więc kolesiami z Miszalskim?

Znamy się z prezydentem dość długo, ale na pewno naszą relację trudno określić jako kolesiostwo. Raczej jest to rodzaj partnerstwa w polityce i we współpracy na rzecz miasta. Śmieszy mnie, jeśli ludzie wierzą w to, że moja znajomość z Miszalskim wpłynęła na to, gdzie pracuję. Szefem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie zostałem jeszcze, gdy prezydentem miasta był Jacek Majchrowski. Poza tym, jaki wpływ ma prezydent miasta na Lasy Państwowe?!

To, co teraz się dzieje w przestrzeni medialnej, to skoordynowana akcja obecnej opozycji w mieście: PiS-u, Łukasza Gibały i Konfederacji. Wzmogła się ona po tym, jak w Zabrzu odwołano w referendum ówczesną prezydent. Wtedy usłyszałem stwierdzenie, że prezydenci dużych miast staną się w najbliższych dwóch latach „zwierzyną łowną”. I to się potwierdza. Trwa polowanie, wytykanie błędów, pokazywanie długu miasta, podkreślanie powiązań i opowiadanie o kolesiostwie – a wszystko po to, by doprowadzić do referendum. To nadrzędny i chyba jedyny cel opozycji.

ZOBACZ TAKŻE: Kto płaci za nagonkę? Kocurek mówi o inwigilacji. Padają nazwiska [WYWIAD]

Oczywiście, jest to przykryte płaszczykiem dobra miasta, ale tak naprawdę to cyniczne realizowanie polityki opozycji i pseudodziennikarzy chodzących na pasku polityków. Z jednej strony mamy więc akcję związaną z kolesiostwem, z drugiej – konferencje prasowe o zadłużeniu miasta. Wszystko po to, by wykreować obraz prezydenta, który nie radzi sobie z pełnieniem swojej funkcji.

Bo może sobie nie radzi?

Ten wykreowany obraz daleko odbiega od rzeczywistości. Myślę, że Miszalski uczy się prezydentury.

Jestem przyzwyczajony do stylu Majchrowskiego – eleganckiego prezydenta, który wypowiada się tylko wtedy, gdy naprawdę musi. Miszalski sam wychodzi na front.

Ta nauka nie trwa zbyt długo?

A jaki ma pan punkt odniesienia? Przecież prawie nikt z nas nie pamięta dobrze początków prezydentury Jacka Majchrowskiego, bo to było ponad 23 lata temu. Ja pracowałem z Majchrowskim blisko 10 lat, ale zaczynałem, gdy jego pozycja była już ugruntowana. Pewne procesy muszą trwać — nic się nie dzieje z dnia na dzień.

Jak Pan porówna te dwie prezydentury?

Nie zrobię tego, bo to zupełnie dwa różne sposoby sprawowania władzy. Z jednej strony mówimy o spokojnym, zrównoważonym starszym panu, profesorze. Z drugiej – o prezydencie, który prowadzi bardzo otwartą politykę, jest obecny w mediach społecznościowych…

I, zamiast w garniturze i krawacie, chodzi w koszuli z podwiniętymi rękawami.

Być może musimy się do tego przyzwyczaić. Ja jestem przyzwyczajony do stylu Majchrowskiego – eleganckiego prezydenta, który wypowiada się tylko wtedy, gdy naprawdę musi zabrać głos. W pozostałych przypadkach miał od tego ludzi. Prezydent Miszalski sam wychodzi na front, czym daje powody, by go krytykować. Proszę zauważyć, że krytyka obecnego prezydenta zbudowana jest głównie na jego aktywnościach, czyli na zasadzie, że akcja wywołuje reakcję. Gdyby Miszalski nie był tak aktywny w internecie, opozycja także nie miałaby tyle materiału, by go krytykować.

ZOBACZ TAKŻE: Krajobraz po sondażach w Krakowie. Ekspert: Bez zaskoczeń [WYWIAD]

Mam nadzieję, że kiedyś będziemy żyć w mieście, w którym kampania wyborcza będzie prowadzona w kampanii wyborczej, a nie permanentnie. Oceniajmy prezydenturę po czterech latach, a nie od jej początku. Z podziwem, ale i niedowierzaniem patrzę na osoby, które stawiają się na miejscu Miszalskiego i mówią: „ja zrobiłbym to lepiej”. A skąd one to wiedzą? Prezydent wziął odpowiedzialność za Kraków na pięć lat i rozliczmy go z tego pod koniec kadencji.

Czy ta otwartość Miszalskiego w internecie nie przypomina trochę Pańskiej aktywności z początków Zarządu Zieleni Miejskiej, gdy jako dyrektor tej jednostki „naparzał” się Pan w social mediach z pseudoaktywistami? Historia pokazała, że nie przyniosło to dobrego efektu.

Bardzo przypomina! I tak, zdecydowanie jest to metoda, która nic nie wnosi. Miszalski przechodzi pewną drogę, którą chyba każdy musi przejść na początku swojej pracy na kierowniczym stanowisku. Jemu się wydaje, że jak będzie robił wszystko najlepiej, jak potrafi, i będzie to komunikował, to to się obroni. Ale zawsze jest grupa osób, która żyje tylko po to, by krytykować, nakręca się tą krytyką i krytykuje dla samej krytyki. Trochę jak w filmie „Kler” – nie chodzi o to, by coś wybudować, ale by „zbierać na budowę”.

Niestety, prezydent Miszalski wpadł w tę pułapkę „początkującego” i oby jak najszybciej zrozumiał, że to nic nie wnosi. Ludzie będą oceniać jego dokonania jako prezydenta. A to, co robi w tej chwili pewna grupa w małej bańce, długofalowo nie ma żadnego znaczenia. Pozbawia tylko energii, podcina skrzydła, a obrywają także rodzina i znajomi. Nic więcej.

ZOBACZ TAKŻE: Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD]

Dziś nie dyskutowałby Pan z pseudoaktywistami?

Zdecydowanie nie, bo szkoda czasu, nerwów i energii. Zresztą, gdy nakręcili o mnie ostatni filmik, że dostałem pracę w ramach rzekomego kolesiostwa, także nie odpowiedziałem. Ucieszyłem się natomiast z tego, że ludzie podający się za dziennikarzy zaczęli pokazywać działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo o to w Krakowie trudno. Tymczasem oni robią dobrą reklamę naszemu ugrupowaniu. Cieszę się, że zwracają uwagę, że nasze struktury wcale nie są takie słabe, jak niektórzy myślą. Zresztą coraz więcej młodych ludzi interesuje się PSL-em, przychodzi na nasze spotkania. Oni nie chcą być w PSL-u, by dostać pracę, ale by działać w polityce, zmieniać rzeczywistość.

Czy ja swoją pracę w Lasach Państwowych zawdzięczam polityce? Przecież całe życie zawodowe jestem związany z lasami, mam doktorat z leśnictwa, kierowałem Zarządem Zieleni Miejskiej… I nie widzę nic nadzwyczajnego w tym, że przy okazji jestem w PSL. Dla mnie to zupełnie normalne, że są ludzie, którzy działają w partiach.

Idźmy dalej. W ZZM miałem dwóch zastępców. Dziś jeden z nich kieruje tą jednostką po mnie, a drugi został szefem Zarządu Dróg Miasta Krakowa. Czy to są ludzie polityczni, związani z Miszalskim lub Platformą? W żadnym wypadku. Oni pracowali przez 10 lat ze mną, przeprowadzili inwestycje łącznie za co najmniej miliard złotych. I robili to na tyle dobrze, że zarówno kontrole NIK, jak i CBA nie ujawniły żadnych nieprawidłowości. To pokazuje, że są fachowcami i zajmują odpowiednie stanowiska. A czy mają zdjęcia z Miszalskim? Pewnie mają, choćby z otwarć tych inwestycji, które zrealizowali.

Piotr Kempf

Jakie ma Pan polityczne plany?

Na razie koncentruję się na pracy w Lasach Państwowych. A stricte politycznie chciałbym nadal rozwijać struktury PSL-u w mieście. Chciałbym, by działało u nas jak najwięcej wartościowych osób – zarówno na szczeblu dzielnicowym, jak i miejskim. W ostatnich wyborach straciliśmy mandat w radzie miasta [do tej pory PSL miał Annę Prokop-Staszecką – dop. aut.] i na pewno chcemy go odzyskać. Chcemy kreować politykę lokalną, lobbować za rozwiązaniami dobrymi dla mieszkańców, przekonywać rządzących do naszych pomysłów.

Wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar także jest przecież członkiem PSL-u i jemu również leżą na sercu sprawy Krakowa. Chcemy więc współpracować z władzami Krakowa w zakresie wielu rozwiązań, choćby tych związanych ze Strefą Czystego Transportu. Uważamy, jako PSL, że powinna ona obowiązywać dla wszystkich wyłącznie na obszarze drugiej obwodnicy miasta.

Nadal ma Pan ambicje, by startować na prezydenta Krakowa?

Kiedyś rozmawiałem o polityce z prezesem Andrzejem Kosiniakiem-Kamyszem, który powiedział mi, że gdyby ktoś w 1988 roku powiedział mu, że będzie ministrem zdrowia w rządzie opozycyjnym Tadeusza Mazowieckiego, to odpowiedziałby, że bardziej prawdopodobne jest to, że poleci w kosmos. Na pewno więc mówienie o tym, co wydarzy się za cztery lata, to wróżenie z fusów.

Dlatego pytam wyłącznie o chęci, a nie o realny scenariusz.

Na teraz nie mam takich chęci. Kraków musi przejść pewien proces po prezydenturze Majchrowskiego i to jest niezwykle trudne zadanie. Uważam, że w naszym wspólnym interesie – PiS-u, Gibały, Konfederacji, PSL-u i innych – jest to, by Miszalski podołał temu zadaniu i poradził sobie z tą prezydenturą. My na pewno nie będziemy ślepo krytykować jego działań. Nie będziemy się też koncentrować na tym, kto ma ambicje, by być prezydentem. We mnie na pewno nie ma takich ambicji, jakie ma Gibała, czyli by mieć swój portret w Pałacu Wielopolskich. Jak patrzę na jego działania, to widzę, że tylko to jest jego celem. Moim celem nie jest destrukcja i ślepe krytykowanie wszystkiego i wszystkich, ale współpraca z wieloma środowiskami.

Czyli typowy PSL: nie ważne, kto wygra, bo wy i tak będziecie rządzić.

Rozumiem, że to żart, ale odpowiem serio. Po pierwsze, nie rządziliśmy przez osiem lat z PiS-em. Po drugie, my podchodzimy pragmatycznie, rzeczowo i potrafimy rozmawiać ze wszystkimi opcjami politycznymi.

Wiem.

Ale pan to mówi drwiąco, a ja dam przykłady. Jako dyrektor ZZM realizowałem inwestycje, które wychodziły z obozu PiS-u, jak choćby tężnię w Nowej Hucie. Realizowałem też inwestycje, które wychodziły z obozu PO, jak choćby niedawno otwarty park przy Łokietka. Osobiście mam bardziej konserwatywne podejście do pewnych spraw, ale nie przeszkadza mi to merytorycznie rozmawiać z lewicową posłanką Darią Gosek-Popiołek czy radną Aleksandrą Owcą z partii Razem.

My, politycy, jesteśmy także – a może przede wszystkim – ludźmi. Pewnie to porównanie zaboli wiele osób, ale podobnie jest z aktywistami. Oni też normalnie funkcjonują w społeczeństwie, żyją, pracują, mieszkają, a swój wolny czas poświęcają na aktywności prospołeczne. Nie ma w tym nic złego i nienormalnego. Tak samo jest z politykami. Próba odczłowieczania czy dehumanizowania polityków przez niektóre środowiska, mówienie, że jesteśmy jakimiś maszynami do wykonywania czyichś poleceń, to gruba przesada.

ZOBACZ TAKŻE: Przescrollowane. Owca nie razem, Gibała bez baru, a "białe ludziki" jak zwykle...

* Piotr Kempf – dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie, były dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie, wiceprzewodniczący Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce i szef krakowskich struktur tej partii. 

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także