Prezydent Tarnowa Jakub Kwaśny pochwalił się na Facebooku kolejną wizytą u Aleksandra Miszalskiego w Krakowie. Zdjęcia, uśmiechy, podpisy: rozmowa o finansach samorządowych, agencjach najmu, budownictwie społecznym, sprawach komunalnych. Brzmi oficjalnie, schludnie i bardzo „samorządowo”. A w praktyce? Kolejna wizyta, kolejny komunikat. I to by było na tyle. Bo właśnie tyle Tarnów potrafi pokazać dziś na zewnątrz.
Piszę to złośliwie, ale trochę z sentymentu. Częściowo dorastałem w Tarnowie. Chodziłem tu do szkoły średniej, znałem jego nocne życie (tak, kiedyś istniało!) i pamiętam rynek tętniący energią. Dziś, kiedy tam wracam, mam wrażenie, że wchodzę do muzeum wspomnień: ciche ulice, puste lokale, kilka ogródków piwnych, które tylko udają, że ktokolwiek tam przesiaduje. Tarnów jest dziś umieralnią.
Był moment, kiedy miasto mogło pójść w dobrą stronę. Ostatni prezydent, który w miarę spełniał oczekiwania mieszkańców, skończył w więzieniu. Tak, paradoks losu – gość, który miał wyciągnąć Tarnów z marazmu, wyciągnął rękę po coś, po co nie powinien. Potem było już tylko gorzej. U sterów stanął Roman Ciepiela, który zamieniał miasto w katalog projektów bez efektu.
I teraz pojawia się Kwaśny. Mówi o współpracy z Krakowem, o synergii, wspólnych projektach i wykorzystywaniu położenia Tarnowa jako atutu. Brzmi pięknie. Ale każdy tarnowianin słyszy te słowa od lat i wie, że problem miasta nie leży w braku rozmów z Krakowem, tylko w tym, że Tarnów od dawna nie żyje własnym życiem.
Bo prawda jest brutalna: Tarnów nie jest już regionalnym centrum Małopolski Wschodniej. Jest przystankiem między Krakowem a Rzeszowem – miejscem, gdzie zatrzymuje się pociąg, ale już nikt nie chce wysiąść. Rynek, który kiedyś tętnił życiem, dziś wygląda jak scenografia z filmu postapokaliptycznego: kamienie, kilka ogródków, puste ławki.
Czy Kwaśny może to zmienić? Może. Ale jeśli Tarnów nie zacznie ratować samego siebie, żadne wizyty w Krakowie, uśmiechy do aparatów ani projekty „współpracy” nie sprawią, że miasto ożyje. Bo prawda jest taka, że Tarnów od dawna nie krąży wokół Krakowa. On po prostu powoli spada z orbity. I dopóki nikt nie odważy się przyznać, że trzeba najpierw naprawić podstawy – życie miejskie, infrastrukturę, relacje z mieszkańcami – dopóty wizyty w Krakowie pozostaną tylko kolejnymi zdjęciami na Facebooku.


![Kraków zbankrutuje?! Oto wszystko, co MUSISZ wiedzieć o budżecie [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_111.jpg?f704138617f9a961263bc1edbce629c2)










![Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_94.jpg?f704138617f9a961263bc1edbce629c2)




![Kto płaci za nagonkę? Kocurek mówi o inwigilacji. Padają nazwiska [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_87.jpg?f704138617f9a961263bc1edbce629c2)



