Milionowe odszkodowanie, setki tysięcy ludzi uwięzionych w korkach i całkowity paraliż komunikacyjny – tak może wyglądać Kraków, jeśli miasto zrealizuje pomysł radnej Aleksandry Owcy, która namawia do zerwania umowy z prywatnym przewoźnikiem, firmą Mobilis. Czy Kraków jest gotowy na taką rewolucję? Zapytaliśmy tych, którzy będą o tym decydować.
Najpierw przypomnijmy powód, dla którego Owca chce narazić mieszkańców Krakowa na paraliż komunikacyjny. Otóż, firma Mobilis należy do izraelskiego koncernu Egged, a to - jej zdaniem - oznacza wspieranie nielegalnego osadnictwa na terenach Palestyny.
W krakowskim magistracie liczą, ile dokładnie będzie kosztowało zerwanie umowy z przewoźnikiem. Ale wielu kosztów policzyć się nie da, bo nie tylko o pieniędze tutaj chodzi.
Kanał Krakowski zapytał szefów klubów radnych, czy miasto powinno zerwać umowę z firmą Mobilis.
Grzegorz Stawowy, szef klubu radnych KO: NIE
– Takie pomysły może zgłaszać tylko ktoś, kto nie rozumie, jak działa transport publiczny! Umowy nie da się zerwać ot tak. Miasto może oczywiście rozliczać firmę i nakładać kary za niedociągnięcia, ale jak wytłumaczyć w sądzie, że rezygnujemy tylko dlatego, iż jednym z udziałowców jest izraelski koncern? To absurd. Na podobnej zasadzie moglibyśmy odebrać teren pod inwestycje żydowskiemu deweloperowi i zrobić tam park im. Ofiar wojny w Strefie Gazy.
– Zerwanie kontraktu z dnia na dzień sparaliżowałoby miasto. Mobilis przewozi pasażerów na 29 liniach i ma ponad 150 autobusów. Obecnie na ma w Polsce żadnego operatora, który mógłby przejąć te zadania.
– Te setki autobusów przestałyby kursować. Nie po to lata temu walczyliśmy o konkurencję i wprowadzenie prywatnego przewoźnika, żeby teraz wszystko wróciło do spółki miejskiej. Oczywiście, w teorii zmiana prywatnego przewoźnika jest możliwa, ale taka operacja wymaga miesięcy przygotowań. A za ten czas firma Mobilis może już należeć do zupełnie innego właściciela.
Włodzimierz Pietrus, szef klubu radnych PiS: NIE
– Na pewno nie możemy zerwać umowy z Mobilisem ot tak, ale jeśli są ku temu mocne podstawy powinniśmy być przy jej zrywaniu do tego dobrze przygotowani. Z drugiej zaś strony, obojętnie czy się tę umowę zerwie czy nie, armagedon będzie i tak, jeśli ZTP będzie w dalszym ciągu tak zarządzało komunikacją w Krakowie. Wygląda na to, że prezydentowi Miszalskiemu zależy na trwaniu w komunikacyjnym chaosie.
– Najpierw dobrze byłoby zmienić zasady w polityce transportowej miasta, a dopiero później rozważać ewentualne zerwanie umowy z prywatnym przewoźnikiem. Moim zdaniem, obecna polityka transportowa prowadzona przez Miasto się nie broni. Działania dyrektora Łukasza Franka są niezrozumiałe. I to nie jest problem tylko bieżącej kadencji. Problem tkwi w osobie tego dyrektora, który był i za prezydenta Majchrowskiego i jest teraz, za Miszalskiego. Z tego, co słyszymy, dyrektor jeździ sporo po świecie i podpatruje jakieś rozwiązania. Może więc za dużo jeździ i z tego wszystko nie potrafi czegoś sensownego skleić dla Krakowa? Cała ta jego polityka od lat prowadzi do sztucznego generowania korków, do dublowania przebiegów komunikacji autobusowej z tramwajową na tych samych trasach.
– Gdybyśmy więc zmienili to podejście, może nie byłoby potrzeba tak wiele autobusów? Może wtedy dałoby się, bez straty dla mieszkańców, zerwać umowę z prywatnym przewoźnikiem lub nie podpisywać nowej? Tak więc w pierwszej kolejności trzeba zrewidować sposób patrzenia na komunikację w Krakowie i zaproponować zupełnie nowe, optymalne dla krakowskiego transportu zbiorowego rozwiązania.
Łukasz Gibała, szef klubu radnych KdM: NIE WIEM, NIE ZNAM SIĘ, ZAROBIONY JESTEM
W tym miejscu miała być wypowiedź szefa trzeciego co do wielkości klubu radnych, ale… Łukasz Gibała nie odpowiedział na pytanie, co sądzi o propozycji swojej koleżanki z KdM.
Przesympatyczna pani z biura KdM stwierdziła, że w tej sprawie wypowiada się Aleksandra Owca. Radna nie odpowiedziała jednak na nasze próby kontaktu.