– To łatanie dziury łyżeczką do herbaty – mówi Mariusz Kękuś, ostro krytykując plan podwyżek cen biletów na komunikację miejską. Krakowski radny PiS, wiceprzewodniczący komisji budżetowej i finansów, uderza w politykę Aleksandra Miszalskiego, nazywając ją chaotyczną i szkodliwą dla mieszkańców.
Polityk PiS nie zostawia na prezydencie suchej nitki. Wylicza błędy, przestrzega przed kolejnym kryzysem i żąda zewnętrznego audytu. W rozmowie z Łukaszem Mordarskim obciąża winą władze miasta (obecne i poprzednie) oraz zapowiada, że nie poprze żadnych podwyżek, bo "prezydent po prostu stracił kontrolę nad finansami".
***
Kanał Krakowski: Jak się Pan odnosi do zaproponowanej przez prezydenta podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej?
Mariusz Kękuś: Nie zaskakuje mnie ta propozycja. Przecież ja cały czas krytykuję nieudolne zarządzanie miastem i wielokrotnie zwracałem uwagę na to, że zapłacą za to mieszkańcy. I tak się dzisiaj dzieje, bo – proszę zauważyć – pan prezydent przygotowuje projekty uchwał uderzających pośrednio albo bezpośrednio właśnie w mieszkańców.
Na przykład?
A choćby to, że ostatnio rada miasta, głosami KO i Lewicy, obniżyła dotacje dla niepublicznych żłobków. Wcześniej obniżono dotacje dla niepublicznych przedszkoli niesamorządowych. Mieszkańcy donoszą o cięciach kursów komunikacji miejskiej. Teraz dowiadujemy się o planowanej, drastycznej podwyżce cen biletów, wydłużeniu godzin funkcjonowania strefy płatnego parkowania….
Niestety budżet jest w fatalnym stanie, ale czemu mieszkańcy mają płacić za błędy w zarządzaniu miastem? To jest pytanie, które stawiam od jakiegoś czasu, bo po cichu pogarsza się komfort życia mieszkańców.
Fakty są jednak takie, że miasto od zawsze dopłacało grube miliony do autobusów i tramwajów. Po prostu ceny biletów, nawet po podwyżkach, i tak nie równoważą kosztów funkcjonowania komunikacji.
Chodzi o to, żeby złapać jakiś balans. Proszę pamiętać, że miasto od kilku lat zachęca mieszkańców, by przesiadali się z samochodów na komunikację zbiorową, zapewniając, że ta komunikacja jest sprawna, tania i wygodna. No ale jak jest sprawna i wygodna, skoro mamy coraz mniej kursów? Jak jest tania, skoro będzie coraz droższa?
ZOBACZ TAKŻE: Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]
Miasto wprowadziło też spore ograniczenia w ruchu w centrum, zaraz wejdzie strefa Czystego Transportu, czyli kolejne ograniczenia… Z jednej strony zmusza się mieszkańców, by nie jeździli samochodami, tworząc różne nakazy i zakazy, a z drugiej strony podnosi się ceny komunikacji zbiorowej. Pan chyba wie, że nie jest to uczciwe.
Jeżeli pan dyrektor Zarządu Transportu Publicznego [Łukasz Franek – dop. autor] wychodzi na mównicę i mówi, że mamy świetną komunikację i powinniśmy się na nią przesiąść, a za chwilę okazuje się, że brakuje nam kilkudziesięciu milionów złotych na jej funkcjonowanie, to o czym my mówimy?
Niemniej dziś wpływy z biletów to około 400 milionów złotych, a koszt funkcjonowania komunikacji to sporo ponad miliard. Różnicę trzeba dopłacić z budżetu miasta.
Zasadnicze pytanie brzmi: co chcemy osiągnąć? Jeśli to, by mieszkańcy nie jeździli swoimi samochodami, jeśli chcemy zamykać centrum, jeśli chcemy zmusić do przesiadki na tramwaje i autobusy, to nie możemy podnosić cen biletów.
Poza tym uważam, że prezydent pomylił się w szacunkach. W projekcie przyszłorocznego budżetu jest założenie, że komunikacja będzie kosztować 1 miliard 54 miliony. Ja uważam, że to jest niedoszacowane i będzie to 1 miliard 250 milionów. Zabraknie więc kolejnych 200 milionów. A podwyżki cen biletów, według pana prezydenta, powinny dać miastu dodatkowe 60 milionów wpływów. Ale to tylko teoria. Wie pan dlaczego? Bo już poprzednie podwyżki pokazały, że miasto bardzo myli się w swoich szacunkach. Obawiam się, że gdy bilety będą droższe, to po pierwsze część osób będzie korzystać z innych środków transportu, a po drugie – inna część wejdzie w szarą strefę, czyli nie będzie płacić za bilety.
I nigdy, odkąd jestem radnym, te prognozy przygotowywane przez stronę prezydenta się nie sprawdzają. Spójrzmy wstecz: w 2023 roku wpływy z biletów były na poziomie 377 milionów, w 2024 – 396 milionów, a w 2025 ma to być około 410 milionów. Jak pan widzi, wcale nie rosną tak szybko, jak oczekiwałby prezydent, a przecież podwyżki były już wcześniej.
Być może Aleksander Miszalski uważał, że audyt wewnętrzny będzie dużo tańszy. Ale wie pan, jest takie powiedzenie: co tanie, to drogie. A myślę, że dopiero przeprowadzenie porządnego audytu dałoby asumpt do poważnej dyskusji na temat stanu finansów miasta.
Rozumiem, że zagłosuje Pan przeciwko podwyżce.
Tak, bo wszystkie te podwyżki, które proponuje pan prezydent, uderzają w mieszkańców.
Skoro nie podwyżki, to jakie rozwiązanie Pan by zaproponował?
Powiem panu to samo, co już mówiłem prezydentowi. Uważam, że prezydent powinien przeprowadzić poważny audyt, by realnie ocenić sytuację finansową miasta. Ale do tego potrzebny jest zarówno audyt finansowy, jak i audyt rzeczowy oraz funkcjonalny.
Przecież prezydent zrobił audyt zaraz po wygranych wyborach.
To był audyt wewnętrzny i – jak widać – nie dał on żadnych efektów. Chyba że pan to widzi inaczej, to chętnie podyskutuję.
Nie mam argumentów, by Pana przekonywać.
No właśnie. Dlatego prezydent powinien zatrudnić dobrą zewnętrzną firmę audytorską, która wejdzie do urzędu miasta na pół roku, zrobi audyt i wskaże obszary, w których należy dokonać zmian organizacyjnych, aby to miasto zaczęło lepiej funkcjonować. Tego nie robi się na kolanie.
Prezydent ma niedoszacowany budżet i szuka pieniędzy przez wprowadzanie podwyżek. Ale nie zasypie tak potężnej dziury łyżeczką do mieszania herbaty.
ZOBACZ TAKŻE: Kosek: "Prezydent Miszalski ma zbyt dobre serce" [WYWIAD]
Nie przekonują Pana argumenty, że bilety muszą podrożeć, bo – po pierwsze – wszystko drożeje, a – po drugie – Kraków i tak nie jest nawet w czołówce miast, które mają najdroższą komunikację?
Jaka jest inflacja w tym roku?
Obecnie 2,8 procent. W styczniu była na poziomie 5 procent.
A ceny biletów mają wzrosnąć o 20 czy nawet 40 procent! Skąd więc aż tak duże podwyżki? Oczywiście możemy sobie opowiadać, że koszty rosną, ale na pewno nie wszystkie, bo choćby paliwa stoją w miejscu. Rosną koszty pracy, rosną koszty energii, ale nie są to takie wzrosty, jak te proponowane dla cen biletów.
To wszystko pokazuje, że prezydentowi po prostu brakuje pomysłów. Na początku kadencji starałem się nie krytykować pana prezydenta, ale minęło już ponad półtora roku i nie widzę zmian na lepsze.
Myśli Pan, że to początek końca?
Ta decyzja należy do mieszkańców Krakowa, nie do mnie. Ja tylko patrzę na to wszystko chłodnym okiem i – jako ekonomista z wykształcenia – już dawno przewidywałem, że taka polityka finansowa miasta skończy się fatalnie dla mieszkańców. Przecież teraz brakuje na wszystko. I to jest efekt nieodpowiedzialnej polityki, która była nastawiona na wydawanie pieniędzy. Mimo że przez ostatnie lata dochody rosły rok do roku w tempie dwucyfrowym – 10, 11, 12 procent – to wydatki rosły jeszcze szybciej. Co więc się działo, że wydawano aż tyle pieniędzy? Pewnie jest to efekt m.in. przeskalowanych inwestycji czy wysokich kosztów obsługi kredytów zaciągniętych na te inwestycje.
ZOBACZ TAKŻE: Polityk PiS zapowiada ofensywę: "Wszyscy, byle nie Miszalski i jego klakierzy" [WYWIAD]
Rozumiem, że mówi Pan o inwestycjach, które rozpoczął Jacek Majchrowski?
Sam Jacek Majchrowski nie mógł wydawać pieniędzy na inwestycje, bo potrzebna była zgoda rady miasta, w której rządziła Platforma Obywatelska. Niewykluczone nawet, że za niektórymi inwestycjami głosował sam Aleksander Miszalski, gdy jeszcze był radnym. Więc nie jest to tylko odpowiedzialność prezydenta Majchrowskiego, ale całego obecnie rządzącego obozu.
No ale jakie inwestycje ma Pan na myśli?
Choćby Trasę Łagiewnicką, której utrzymanie kosztuje nas rocznie 70 milionów złotych. A jest to trasa donikąd, niespełniająca oczekiwań. Kolejna to zakup Wesołej. Ile lat minęło od tego zakupu? Siedem? Czy od tego czasu coś tam się dzieje? Niech pan sobie odpowie na pytanie, czy jakakolwiek prywatna firma pozwoliłaby sobie na to, żeby nieruchomość stała niewykorzystywana przez siedem lat.
Stwierdził Pan podczas tej rozmowy, że – Pańskim zdaniem – w mieście powinien odbyć się audyt zewnętrzny.
Tak. I nie znam powodu, dla którego prezydent go nie zrobił. To jego trzeba o to zapytać. Być może uważał, że audyt wewnętrzny będzie dużo tańszy. Ale wie pan, jest takie powiedzenie: co tanie, to drogie. A myślę, że dopiero przeprowadzenie porządnego audytu dałoby asumpt do poważnej dyskusji na temat stanu finansów miasta.
ZOBACZ TAKŻE: Kraków zbankrutuje?! Oto wszystko, co MUSISZ wiedzieć o budżecie [WYWIAD]













![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_152.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)


![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
