– Ludzie nie chcą, by mówić im prawdę. Ludzie chcą być okłamywani. Ludzie nie lubią polityków, którzy mówią prawdę, bo chcą mieć nadzieję, chcą się łudzić… – uważa były krakowski radny Łukasz Wantuch. Jako jeden z nielicznych publicznie opowiada się za budową S7 przez Kraków.
– Myślę, że decyzja co do wariantu została już podjęta przez ministerstwo. I cieszę się, że dyrektor GDDKiA na razie nie uległ protestującym – mówi Wantuch w rozmowie z Łukaszem Mordarskim.
***
Kanał Krakowski: Aleksander Miszalski mówi: „Nie dla S7 przez Kraków”. Łukasz Gibała mówi: „Nie dla S7 przez Kraków”. PiS mówi: „Nie dla S7 przez Kraków”. Takiej zgodności chyba nigdy nie było. Do tego protestują mieszkańcy…
Łukasz Wantuch: …a ja jestem głosem rozsądku w tym wszystkim i mówię: „Tak dla S7 przez Kraków!”. Jednocześnie rozumiem mieszkańców południa Krakowa, którzy protestują, bo sam bym protestował, gdyby pod oknami mojego domu miała przebiegać droga szybkiego ruchu.
Nie rozumiem natomiast, dlaczego w tym wszystkim brakuje głosu, który odpowie na pytanie: gdzie w takim razie ta S7 ma się łączyć z A4? Bo jeśli ma omijać Kraków, to są dwie możliwości: może się łączyć w okolicach Balic lub w okolicach Wieliczki. Tylko wtedy to tam będą protestować. A nawet – pomijając już protesty – jeśli zrobimy łącznik daleko od Krakowa, to mieszkańcy naszego miasta nadal będą jeździć starą zakopianką, bo po prostu będą mieć bliżej.
ZOBACZ TAKŻE: Ostry atak na prezydenta. "Komunikacja drożeje, bo w Krakowie rządzi chaos" [WYWIAD]
Dlatego włączmy w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Tak naprawdę budowa S7 w Krakowie, bez względu na to, który wariant zostanie wybrany, utrudni życie pięciu tysiącom mieszkańców. Ale podkreślam raz jeszcze: rozumiem ich protesty.
Najgorsze, co mogłaby dziś zrobić kierownictwo GDDKiA, to wycofać się z tych planów i rozpocząć konsultacje na nowo.
A jak w takim razie wytłumaczyć sprzeciw polityków wszystkich opcji?
Jeśli chodzi o polityków, to mam wrażenie, że wszyscy zdają sobie sprawę, że decyzja została już podjęta. Z tego, co wiem – a rozmawiałem z różnymi osobami na temat sytuacji GDDKiA – żaden dyrektor regionalnego oddziału nie podjąłby takiej decyzji, gdyby nie miał poparcia z góry. Myślę więc, że lokalni politycy uważają, iż skoro konsultacje społeczne są niezbędne, to niech się odbędą i tyle. Co im teraz szkodzi być przeciwko S7?
Uważa Pan, że decyzja została podjęta?
Trudno sobie wyobrazić sytuację, że mamy piękną S7 od Gdańska aż do Zakopanego, tylko w Krakowie, na odcinku 30 kilometrów, jest dziura.
To co by Pan powiedział protestującym?
Że S7 musi przebiegać przez Kraków! Rozumiem ich protesty, dlatego jestem zwolennikiem wysokich odszkodowań. Jeśli ktoś nie robi problemów, powinien dostać 120, a nawet 150 procent tego, co mu się należy. W skali całej inwestycji to są grosze.
Ale nawet wtedy znajdą się tacy, którzy – w ramach protestu – przykleją się do asfaltu.
Zawsze ktoś będzie protestował, pytanie tylko: w której gminie. Ale nie ma innej możliwości – dróg nie buduje się w powietrzu. S7 gdzieś musi się łączyć z A4. Uważam, że już dawno powinno się rozpocząć prace nad jej budową. Powiedzmy ludziom: „Rozumiemy wasz gniew, macie tu 150 procent odszkodowania” i róbmy tę drogę, bo inaczej Kraków nadal będzie stał w gigantycznych korkach.
Stanąłem naprzeciw nich i powiedziałem im prosto w twarz, że te podwyżki są konieczne. Ludzie byli wściekli! Wziąłem to jednak na klatę.
Dyrektor krakowskiego oddziału GDDKiA mniej więcej to próbuje mówić, a protestujący chcą go wywieźć na taczkach.
Myślę, że decyzja co do wariantu została już podjęta przez ministerstwo. I cieszę się, że dyrektor na razie nie uległ mieszkańcom.
ZOBACZ TAKŻE: Siekiera w Ferrari, gangsterskie porachunki i tajemnicze zniknięcie
Jak scenariusz Pan przewiduje na najbliższe dni i tygodnie?
Będzie coraz większe zamieszanie. Będą coraz większe protesty. I będą coraz większe zapewnienia ze strony polityków, że oni są przeciwko… Uważam, że opóźnienie tej inwestycji jest ze szkodą dla 95 procent mieszkańców Krakowa.
Politycy są aż tak głupi, by walczyć o głosy tych pozostałych 5 procent?
To jest taki samonapędzający się mechanizm, który – jak już został wprawiony w ruch – tak sobie jedzie. Uważam, że zasadniczy problem powstał na etapie przedstawienia sześciu wariantów. Trzeba było pokazać jeden, dominujący wariant. Wtedy protestowaliby tylko ci, którzy stracą na tym wariancie, a reszta byłaby szczęśliwa. Pokazanie sześciu wariantów miało nieco uspokoić sytuację, a wywołało efekt odwrotny, generując niezadowolenie wszystkich, co do których zachodzi choćby prawdopodobieństwo, że droga może iść pod ich oknami.
Skoro według Pana decyzja jest już podjęta, to po co Aleksander Miszalski pisze na swoim Facebooku, by mieszkańcy wyrażali swoje opinie w konsultacjach?
To nie jest kwestia Miszalskiego, Gibały czy PiS-u. Oni wszyscy mają taki sam sposób myślenia. A według mnie ludziom trzeba mówić brutalne rzeczy prosto w oczy i wziąć na klatę ich niezadowolenie.
Pamiętam sytuację, gdy byłem jeszcze radnym: wszedłem do sali obrad, a tam czekała grupa dwustu niezadowolonych mieszkańców, którzy protestowali przeciwko podwyżce cen za wywóz śmieci. Stanąłem naprzeciw nich i powiedziałem im prosto w twarz, że te podwyżki są konieczne. Ludzie byli wściekli! Wziąłem to jednak na klatę.
Myślę, że nasza krakowska klasa polityczna także powinna powiedzieć, że budowanie łącznika S7 z A4 poza Krakowem oznacza, że mieszkańcy naszego miasta w ogóle z tego łącznika nie skorzystają.
Trudno to będzie powiedzieć prezydentowi, który jeszcze jako poseł protestował przeciwko S7 w Krakowie. Komu więc wypada mówić tę brutalną prawdę?
Ja mogę mówić brutalną prawdę, zresztą zawsze to robię i dlatego nie jestem już w samorządzie. Ludzie nie chcą, by mówić im prawdę. Ludzie chcą być okłamywani. Ludzie nie lubią polityków, którzy mówią prawdę, bo chcą mieć nadzieję, chcą się łudzić…
I niestety nasi politycy nie mówią prawdy. Nie mówią: „Proszę wziąć mapę i wskazać, którędy ma przebiegać ta droga, by nikt nie protestował”. No którędy?
To może się Pan zaangażuje w mediacje między GDDKiA a protestującymi?
Nie, bo tu nie ma już miejsca na rozsądną rozmowę. Nie ma już przestrzeni dla racjonalnych argumentów. To wszystko poszło już za daleko, a zasadniczym błędem było pokazanie aż sześciu wariantów.
Skoro nie ma miejsca na rozmowę, należy użyć argumentu siły, rozgonić protestujących i jechać jak taran?
Najgorsze, co mogłaby dziś zrobić kierownictwo GDDKiA, to wycofać się z tych planów i rozpocząć konsultacje na nowo.
ZOBACZ TAKŻE: Gdzie sens, gdzie logika? Protest, który trafił kulą w płot













![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)







![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
