• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 2-3 minuty
Bora Komorowskiego / fot. wikimedia, Zygmunt Put Zetpe0202

W Krakowie odkryto prosty sposób na poprawę bezpieczeństwa – zmienić cyfrę na znaku. Bo przecież jak na Bora-Komorowskiego ludzie jeżdżą za szybko, to wystarczy napisać, by jeździli wolniej. Osiemdziesiąt nie działa? To może siedemdziesiąt. A jak dalej będzie źle – pięćdziesiąt! A jeśli wciąż za szybko, wprowadzimy strefę zamieszkania.

To trochę jak leczenie grypy zmianą czcionki w ulotce leku albo jak gaszenie pożaru latarką. Tak przynajmniej wynika z doniesień LoveKraków.pl, które opisują inicjatywę radnego Piotra Moskały. Radny tłumaczy:

Obecnie obowiązuje tam ograniczenie do 80 km/h, jednak w praktyce przepisy te są nagminnie łamane. Jest to jeden z najdłuższych prostych odcinków drogowych w mieście, co sprzyja rozwijaniu nadmiernych prędkości.

No więc jeśli 80 km/h jest nagminnie łamane, to może… 80 jest w sam raz? Bo gdyby kierowcy się do tego stosowali, problem by nie istniał. A skoro i tak łamią, to znaczy jedno – że mają gdzieś przepisy. I będą mieć nadal, niezależnie od tego, co stoi na znaku.

Oczywiście można wymieniać tabliczki i obiecywać zmiany. Tylko że w Krakowie kierowcy nie jadą według tego, co jest napisane na znaku, tylko według tego, co grozi za jego zignorowanie. A skoro nie grozi nic, to jadą, jak chcą. Jakby Bora-Komorowskiego było ostatnią prostą wyścigu Formuły 1.

Nie trzeba być geniuszem ruchu drogowego, żeby zrozumieć: prawo działa tylko wtedy, gdy jest egzekwowane. A jest? W całym mieście radary działają głównie na przyjezdnych, bo lokalsi już dawno nauczyli się ich rozmieszczenia na pamięć. Policji drogowej na ulicach tyle, co parówek w pudełku po ciastkach. Mandaty? Zjawisko tak rzadkie, że kiedy ktoś naprawdę dostanie, robi o tym relację na Instagramie z hasztagiem #CudaSięZdarzają.

ZOBACZ TAKŻE: Co powstanie w miejsce Krokusa? [WYWIAD]

I tu dochodzimy do puenty, którą LoveKraków.pl dorzuca jak łyżkę dziegciu do beczki iluzji. Wiceprezydent Stanisław Kracik wykluczył z przyczyn prawnych użycie radarów, tłumacząc, że są „małe szanse na karanie kierowców w oparciu o dane z urządzenia”. Pięknie, prawda? Czyli nie możemy karać, bo prawo nie pozwala. Lepiej więc zmienić znak.

To tak, jakby lekarz powiedział: Nie możemy leczyć pacjenta, bo stetoskop jest niezgodny z ustawą o wyrobach medycznych, ale damy mu plasterek z „Królową Lodu”, podmuchamy trochę po bolącym miejscu i powiemy, że do wesela się zagoi.

Więc mamy groteskę idealną: kierowcy łamią ograniczenia, bo nie ma kar. Służby nie mogą karać, bo nie ma radarów. Radary nie mogą działać, bo prawo nie pozwala. I co robimy? Wymieniamy tabliczkę. Polska szkoła myślenia: jak coś nie działa, trzeba to pomalować, jakby samo malowanie miało magiczną moc.

A może by tak, zamiast kolejnych cyfr na słupie, spróbować czegoś skutecznego? Jeśli nie można karać przez radar, to może przez drony albo patrole w nieoznakowanych lub oznakowanych radiowozach? Oczywiście można też od razu postawić figurkę św. Krzysztofa z tabliczką „On widzi wszystko”.

ZOBACZ TAKŻE: Krakowie, przestań udawać. Patriotyzm nie polega na darciu mordy

Kraków jest mistrzem pozorów. Zmieniamy ograniczenia, budujemy iluzję troski i udajemy, że problem zniknie, jeśli zrobimy coś symbolicznego. To tak, jakby sprzątanie pokoju ograniczyć do zamiecenia i wsunięcia wszystkiego pod dywan. Działa, dopóki się nie potkniesz o wybrzuszenia.

Symboliczne działania nie ratują życia. Ratuje je strach przed mandatem, nieuchronność kary, a tego w Krakowie już dawno nikt nie czuje. Bo w tym mieście większe są szanse na spotkanie smoka wawelskiego niż patrolu drogówki. Więcej bezpieczeństwa poczujesz w sali z komiksami o superbohaterach niż na Bora-Komorowskiego, gdy akurat nie ma korka.

Więc tak – inicjatywa radnego Moskały może być szczera, nawet sensowna w założeniu. Ale w praktyce? To tylko kolejny listek figowy przyklejony taśmą dwustronną do betonu bezradności. Dopóki kara nie będzie nieuchronna, każdy nowy znak jest tylko dekoracją.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także