• Pozycja: Box 2
Przeczytasz w 2-4 minuty
fot. Pixabay

Jeśli krakowski patriotyzm dalej ma polegać na krzyczeniu o Polsce przy jednoczesnym traktowaniu ludzi jak śmieci, to może pora przestać udawać: nie brakuje nam symboli, tylko kultury. I niepodległość nijak się nie liczy, jeśli jesteśmy zniewoleni własnym chamstwem.

Kraków potrafi pięknie opowiadać o historii, ale gdy przychodzi do życia tu i teraz, nagle wychodzi nam, że największym wrogiem ojczyzny nie jest żaden zewnętrzny najeźdźca, tylko własna codzienna bylejakość. I dopóki jej nie pokonamy, żadna flaga nie uratuje nam honoru.

Co to dziś właściwie znaczy być patriotą?

Nie, serio, bez koturnów, werbli i wzniosłych deklaracji na tle magistratu czy tam jakiegoś pomnika. Współczesny patriotyzm wygląda zupełnie inaczej niż w podręcznikach, choć czasem wciąż lubimy udawać, że jest jak na pocztówkach z 1918 roku: sztandar w dłoni, orzeł na piersi, wzrok w dal. Tymczasem prawdziwy test patriotyzmu odbywa się raczej… na przystanku pod Bagatelą, w kolejce do tramwaju, w internecie, a czasem w dyskusji o tym, czy „pół Krakowa stoi, bo znowu coś remontują”.

Bo współczesny patriotyzm – przynajmniej taki, który ma sens – zaczyna się od braku hejtu.

Tak, wiem, nie brzmi spektakularnie. Żadne dzieje narodu nie zostaną zapisane słowami: „I wtedy, 7 listopada, obywatel Kowalski powstrzymał się od wulgarnego komentarza na Facebooku”. A jednak to właśnie w tym drobnym geście jest dziś więcej troski o wspólnotę niż w machaniu flagą na autopilocie.

Patriotyzm codzienny, czyli krakowska wersja minimalizmu

W Krakowie współczesny patriota to ktoś, kto:

  • Powstrzymuje się od pokazywania „faków” na drodze innym kierowcom, bo wie, że w Krakowie i tak wszyscy spotkają się chwilę później na tych samych światłach. Więc po co psuć sobie relacje sąsiedzkie na odległość jednego skrzyżowania?
  • Nie wrzuca hejtu pod postami na Facebooku, nawet jeśli to kolejna informacja o remoncie ulicy, która była remontowana w zeszłym roku, a wcześniej w poprzednim. Bo rozumie, że Kraków bez remontów jest jak obwarzanek bez dziury. Czy to jeszcze obwarzanek?
  • Segreguje śmieci naprawdę, bo wie, że wyrzucanie wszystkiego „do zmieszanych” to nie akt buntu wobec systemu, tylko szybka droga do tego, żeby miasto pachniało bardziej „nowocześnie”, niż byśmy chcieli.
  • Nie udaje, że nie widzi starszej pani próbującej wsiąść do tramwaju, tylko po prostu jej pomaga.
  • Zamiast hejtować turystów, pokazuje im, gdzie jest najlepsza zapiekanka na Kazimierzu, bo duma z miasta bierze się też ze świadomości, że warto je komuś polecić.
  • Nie zajmuje pół chodnika, idąc w grupie trzyosobowej ramię w ramię, bo rozumie, że inni też chcą dotrzeć do celu, a nie odbywać slalom gigant między plecakami i zimowymi kurtkami.
  • Odstawia hulajnogę tam, gdzie MA stać, a nie tam, gdzie AKURAT skończył mu się zasięg aplikacji, bo ceni patriotyzm pieszych, którzy też chcą przeżyć dzień bez parkouru.
  • Nie komentuje każdej inwestycji słowami „za moich czasów było lepiej”, bo wie, że „jego czasy” obejmowały śmierdzący szynobus do Wieliczki i dwa krawężniki na krzyż. Więc może dać Krakowowi prawo do zmieniania się, nawet jeśli czasem zbyt ambitnie.

To są te drobne, nieinstytucjonalne akty patriotyzmu. Małe cegiełki. Czy raczej drobne krakowskie kamyczki, z których układa się coś znacznie ważniejszego niż deklaracje składane raz w roku.

Patriotyzm nie musi krzyczeć

Współczesny patriotyzm wcale nie wymaga wielkich słów. Przeciwnie: imposybilizm tego miasta polega na tym, że najgłośniej krzyczą ci, którzy niewiele robią. A najwięcej robią ci, którzy milczą, ale za to potrafią być normalnymi, życzliwymi ludźmi.

Bo tak naprawdę Kraków nie potrzebuje patriotów od manifestów – tylko od zdrowego rozsądku, empatii i poczucia, że jesteśmy tu razem. W jednym mieście, które próbuje jednocześnie żyć tradycją, turystami, kulturą, tramwajami, smogiem i niekończącymi się robotami drogowymi.

No i jeszcze coś…

Jest jeszcze jedna cecha współczesnego patrioty: cierpliwość. To wyjątkowo krakowska odmiana miłości do ojczyzny. Polega na tym, że gdy tramwaj znów utknie, a Google Maps pokaże, że przejazd przez centrum zajmie 47 minut, patriota nie wpada w szał – wie, że to po prostu rytm miasta. Taki trochę wolny, trochę krzywy, ale nie do podrobienia.

W skrócie: być patriotą w Krakowie to nie nosić flagę przez cały rok, ale nie być niemiłym człowiekiem przez większość dnia.

Może to brzmi banalnie, ale w czasach, gdy hejt stał się sportem masowym, to właśnie brak agresji jest najbardziej niedocenionym gestem miłości do miejsca, w którym się żyje.

A Kraków – jak każde miasto z charakterem – odwdzięcza się tym samym. Choćby widokiem Wawelu o zachodzie, zapachem lip na Plantach, dźwiękiem hejnału o pełnej. I to chyba całkiem przyjemna nagroda za odrobinę współczesnego patriotyzmu.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także