• Pozycja: Box 2
Przeczytasz w 1-2 minuty
Konrad Berkowicz / fot. wikimedia

Są takie chwile w życiu, kiedy człowiek patrzy na otaczającą go rzeczywistość i myśli: "Nie, tego się nie da przebić". A jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto udowodni, że można. I tak oto mamy zwycięzcę w kategorii "Dzban Roku". I to nie byle jakiego! Zwycięzcę absolutnego, który postanowił zająć wszystkie trzy miejsca na podium. Złoto, srebro i brąz lecą do jednego zawodnika.

Wyobraźmy sobie prostą sytuację:

Masz w domu sprzęt, który już ledwo zipie. Ty wymieniasz go na nowy. Stary nadaje się co najwyżej do remontu, ale sąsiad mówi: "Daj, naprawię i będzie mi służyć". No to dajesz. Normalna, ludzka rzecz. Lepsze to, niż wyrzucić na śmietnik.

I dokładnie tak było z krakowskimi autobusami. Wycofane z użytku, nienadające się już do regularnych kursów w mieście. Ale po remoncie mogą nadal jeździć gdzie indziej. Kraków więc je przekazał Ukrainie, gdzie mogą realnie pomagać ludziom. Logiczne, sensowne, prospołeczne.

A wtedy na scenę wchodzi on – krakowski poseł Konfederacji Konrad Berkowicz. 

Pisze, że władze Krakowa “po swojemu” uczciły niepodległość, oddając autobusy Ukrainie. Że nikt nie pytał mieszkańców o zdanie. Że to niby “interes Ukrainy”, a nie Krakowa.

źródło: X

I tutaj zaczyna się prawdziwa groteska. Bo co niby mieli zrobić urzędnicy? Zorganizować referendum w sprawie wywożenia na złom? Może jeszcze ankieta obywatelska w sprawie starych opon i przepalonych żarówek z autobusów?

Najzabawniejsze (albo najsmutniejsze) jest jednak to, że ten gest solidarności – zwykły, praktyczny i ludzki – został przedstawiony jako coś podejrzanego. Jakby przekazanie starych autobusów, które i tak przestałyby jeździć, było jakimś wymierzonym w mieszkańców spiskiem na miarę political fiction.

Jakby oddanie starych autobusów było jakimś przestępstwem, niczym kradzież patelni z IKEA.

I w tym momencie pojawia się pytanie: czy naprawdę trzeba tak bardzo naciągać rzeczywistość, żeby zaistnieć w głowach potencjalnych wyborców? Bo można się spierać o politykę miejską, o wydatki, o priorytety. Ale robić aferę z tego, że coś, co miało trafić na złom, trafiło tam, gdzie może jeszcze komuś posłużyć to już jest sztuka. I to wysokich lotów.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że Berkowicz i całe jego środowisko – z Gibałą na czele – mają jeden cel: odwołać Miszalskiego. I choć powodów do krytyki jego urzędowania nie brakuje, można wskazać konkretne błędy, których jest tak dużo, że włos na głowie staje dęba, to oni wolą strzelać na oślep jakimiś absurdalnymi argumentami. Przypomina to wyścig dzbanów, w którym liczy się tylko hałas.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także