Logo Kanał Krakowski
  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale

Obserwuj nas na:

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Reklama - duża
  1. Strona główna

W nurcie rozmowy

Urząd wprowadza nowe procedury po ataku. "Wyciągnęliśmy wnioski" [WYWIAD]

Urząd wprowadza nowe procedury po ataku. "Wyciągnęliśmy wnioski" [WYWIAD]

17 września 2025 | 17:42

- Wyobrażałem sobie inną reakcję, dlatego wprowadziliśmy już działania naprawcze - tak zachowanie strażników i ochrony urzędu komentuje sekretarz miasta Antoni Fryczek. Zapewnia, że teraz służby porządkowe będą działać sprawniej i bardziej zdecydowanie. - Liczę, że sprawcy poniosą konsekwencje prawne, o których zadecyduje sąd - dodaje. Przypomnijmy, do groźnego incydentu doszło w piątek, gdy do magistratu wkroczyło dwóch przebranych w kombinezony, zamaskowanych i pobudzonych mężczyzn. Na dzienniku podawczym rozpylili nieznaną substancję. Zaczepiali także pracowników magistratu. Później tłumaczyli, że był to... happening.  CZYTAJ TAKŻE: "Ja tu panią odkażę". Białe ludziki tłumaczą się z ataku w urzędzie Rozmawiamy z sekretarzem miasta, który sprawuje nadzór m.in. nad Strażą Miejską Miasta Krakowa oraz Wydziałem Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Kanał Krakowski: Jak Pan ocenia piątkowy „happening”, gdy dwóch zamaskowanych ludzi weszło do urzędu i rozpyliło nieznaną substancję? Antoni Fryczek: Bardzo krytycznie. Uważam, że zostały przekroczone granice jakiegokolwiek „performance’u”. Rozumiem, że osoby, które to zorganizowały, mogły się dobrze bawić, ale dla wielu pracowników sytuacja wyglądała poważnie i nie było im do śmiechu. Pracownice z dziennika podawczego, gdzie doszło do incydentu, bardzo to przeżyły – nie tylko w chwili zdarzenia, ale także długo później. Byliśmy z nimi w stałym kontakcie przez cały weekend, bo wiedzieliśmy, że wymagają wsparcia. Jedna z pracownic przyznała, że gdyby nie zaplanowany od poniedziałku urlop, nie wie, czy przyszłaby do pracy. Trzeba też pamiętać, że poza pracownikami w sali przebywały dwie osoby postronne – mieszkańcy, którzy przyszli załatwić swoje sprawy. Na co skarżyły się pracownice? Rozmawiałem z nimi godzinę po zdarzeniu i wciąż skarżyły się na ból głowy. Dziś podejrzewam, że wynikało to raczej ze stresu niż z działania niebezpiecznej substancji, ale dolegliwości były realne. Pracownice potwierdziły na piśmie, że czuły się zagrożone i chcą być przesłuchiwane nie tylko w charakterze świadków, lecz także jako poszkodowane. Czy straż miejska i ochrona urzędu zareagowały prawidłowo? Wyobrażałem sobie inną reakcję, dlatego wprowadziliśmy już działania naprawcze. Przypomnę, że od trzech lat w Polsce obowiązuje drugi stopień alarmowy w zakresie zagrożeń terrorystycznych. Trudno zaakceptować, że w takiej sytuacji ktoś może bezkarnie rozpylać nieznane substancje w budynku urzędu. To wcale nie było takie zabawne, jak przedstawiali to sprawcy. Natomiast strażnikom miejskim zabrakło po prostu zwykłego zdrowego rozsądku, ale wnioski już wyciągnęliśmy, a procedury zostały skorygowane. CZYTAJ TAKŻE: Krakowianie potępiają incydent w urzędzie. "To już terroryzm" Jak teraz strażnicy miejscy i służby porządkowe mają reagować na podobne zdarzenia? Jeżeli ktokolwiek wyciąga nieznaną substancję, powinna ona zostać natychmiast zabezpieczona, a na miejsce musi zostać wezwana policja. Czy w piątek wezwano policję? Tak. Oczekuję teraz, że policja przeanalizuje ten incydent pod kątem aktualnych zagrożeń. Przypomnę raz jeszcze, że w kraju obowiązuje drugi stopień zagrożenia terrorystycznego ogłoszony przez Prezesa Rady Ministrów. Tolerowanie sytuacji, w której performerzy przeprowadzają akcję mogącą być odebraną jako zagrożenie zdrowia i życia, jest skrajnie nieodpowiedzialne. Liczę, że sprawcy poniosą konsekwencje prawne, o których zadecyduje sąd.

Więcej…

Szef krakowskiej PO nie gryzie się w język! "Ogarnia mnie obrzydzenie" [WYWIAD]

Szef krakowskiej PO nie gryzie się w język! "Ogarnia mnie obrzydzenie" [WYWIAD]

17 września 2025 | 07:11

– Czytając wpisy Łukasza Gibały ogarnia mnie obrzydzenie. Jest człowiekiem nie tylko niewiarygodnym, ale i pozbawionym skrupułów i honoru – mówi szef krakowskiej Platformy Obywatelskiej Szczęsny Filipiak. – Metody, którymi się posługuje, to metody mafijne - dodaje. W wywiadzie dla Kanału Krakowskiego Szczęsny Filipiak opowiada także o wyborach na szefa partii oraz ocenia działania Aleksandra Miszalskiego i jego zastępców. *** Kanał Krakowski: Nie spodobał się Panu nasz tekst o wiceprezydencie Łukaszu Sęku, w którym napisaliśmy, że niszczy krakowski sport. Awanturował się Pan o to po nocach w komentarzach. Szczęsny Filipiak: Zwróciłem tylko uwagę, że nie podoba mi się taka narracja. Krytyka była nadmierna i niezasłużona. Pierwszy rok i cztery miesiące nowej prezydentury w Krakowie pokazały, że akurat wiceprezydent Łukasz Sęk jest osobą bardzo mocno decyzyjną, odbywa mnóstwo efektywnych spotkań, naprawia rzeczy, które do tej pory nie funkcjonowały, i ma doskonałe pomysły na krakowski sport. Czyli nie jest to najsłabszy zastępca prezydenta Aleksandra Miszalskiego? Uważam, że jest najlepszy! Pozostała trójka jest słabsza? Łukasz Sęk zdecydowanie najbardziej dowozi swoje tematy i posunął się najdalej w rozwiązywaniu problemów. No to przelećmy lotem błyskawicy przez pozostałych. Stanisław Kracik najlepsze lata ma już za sobą. Stanisław Kracik to na pewno osoba o wielkim doświadczeniu. I owszem, możemy powiedzieć, że jest najdojrzalszym wiceprezydentem, ale jest też najbardziej doświadczonym, szczególnie w zakresie, którym się zajmuje. To człowiek sukcesu, jeśli chodzi o prowadzenie samorządu w przeszłości. Maria Klaman przyjechała z Sopotu i do tej pory chyba nie ogarnęła specyfiki Krakowa. Maria Klaman ma bardzo świeże spojrzenie, młodość i energię. Ma też chyba największy zakres obowiązków ze wszystkich wiceprezydentów i zajmuje się wiecznie niedoinwestowanymi: edukacją i mieszkalnictwem, w tym socjalnym i dodatkowo sprawami społecznymi oraz ochroną zdrowia. Myślę, że w przyszłości te wszystkie dziedziny nie powinny podlegać jednemu zastępcy. Stanisław Mazur sprawia wrażenie, jakby nadal prowadził kampanię wyborczą. Stanisław Mazur ma takie momenty, w których wydaje się, jakby się zastanawiał, czy to przypadkiem nie on jest prezydentem i nie ma już żadnego przełożonego. Natomiast jego wielką zaletą jest zaplecze intelektualne. Otacza go wielu fachowców. Mam wrażenie, że oni wszyscy jeszcze nie pokazali pełnego potencjału, ale wkrótce się o nim przekonamy, bo pracują nad bardzo ważnymi rzeczami: planem ogólnym i strategią. Wiceprezydent Stanisław Mazur to pilotuje. Oczekiwania wobec prezydenta są takie, że nagle Kraków ma mieć złocone kopuły i wykładany diamentami bruk. Często słychać opinie, że prezydent otoczył się najsłabszymi zastępcami w najnowszej historii Krakowa. Najważniejsze jest to, by oni sami oszacowali – a doskonale to wiedzą po roku i czterech miesiącach – jakie wyzwania są przed Krakowem na kolejne cztery lata. I wtedy muszą sami sobie odpowiedzieć na pytanie, czy podołają tym wyzwaniom. Na przykład taka budowa metra oraz Trasy Zwierzynieckiej to są olbrzymie wyzwania. Biorąc pod uwagę, że już na starcie są opóźnienia… No to chyba nie muszę niczego dopowiadać? Tylko dopytuję. Na pewno każdy wiceprezydent ma swoją, specyficzną metodę działania. Będę się upierał przy tym, że rok i cztery miesiące, szczególnie po blisko 22 latach rządów prof. Majchrowskiego, to nie jest czas, po którym należy oceniać nowe władze. Na to przyjdzie czas po minimum dwóch, może nawet trzech latach rządów. Przyczyna jest prosta – proszę zobaczyć, w jakim stanie finansowym Prezydent Aleksander Miszalski przejął Kraków. Najpierw musi się uporać z deficytem operacyjnym oraz ustabilizować zadłużenie miasta oraz dokończyć projekty rozpoczęte przez poprzednika. Dopiero wtedy prezydent Miszalski i jego ekipa w pełni będą mogli ustawiać Kraków na nowo i w stu procentach realizować swoją wizję miasta. Czyli jak długo jeszcze Miszalski zamierza zrzucać winę za wszystkie niepowodzenia na swojego poprzednika? Ależ nikt nie zrzuca winy na Majchrowskiego! Ja tylko mówię, że zastaliśmy Kraków w takim, a nie innym stanie i musimy to uporządkować. Prezydent Majchrowski, szczególnie w ostatniej fazie swojego urzędowania, chciał zrobić bardzo dużo rzeczy, które – w mojej ocenie – mogły poczekać. Mam na myśli choćby budowę Centrum Muzyki… Gdyby nie rozpoczął tych inwestycji, to mogłoby się z nimi stać to samo, co z planowanym basenem olimpijskim, który został skasowany przez nowe władze. Prezydent miasta dbający o dobrostan mieszkańców powinien był zwrócić uwagę, ile pieniędzy tracimy w związku z reformami, które wprowadził PiS, i o ile mniej pieniędzy dostają samorządy. Wiedząc to, nie powinien rozpoczynać żadnych dużych inwestycji. Niestety stało się tak, że je rozpoczął, zaciągnął różne zobowiązania, dodatkowo rozpędzając zadłużenie miasta. Profesor Majchrowski miał do dyspozycji między 1,5 a 2 miliardy, poza stałymi zobowiązaniami i tymi środkami mógł w niemal dowolny sposób dysponować. Prezydent Miszalski ma dziś do dyspozycji na realizację swoich zobowiązań maksymalnie 700–800 milionów, a jeszcze nie wiadomo o ile więcej pieniędzy od zaplanowanych kwot, trzeba będzie wydać na rozpoczęte inwestycje. CZYTAJ TAKŻE: Szef klubu PiS: „Każda kolejna podwyżka przybliża nas do odwołania prezydenta” Jaką ocenę, w szkolnej skali, wystawiłby Pan Miszalskiemu jako prezydentowi miasta? Nie będę się w to bawił. Nalegam. Bardzo dobrą. Czyli jest już niewiele do poprawienia. Rozumiem, że oczekiwania wobec prezydenta są takie, że nagle Kraków ma mieć złocone kopuły i wykładany diamentami bruk, ale to tak nie działa, niestety. Prezydent Miszalski wykonał niesamowity progres w poznaniu miasta i jego mechanizmów. Wcześniej był posłem i miejskim radnym, ale poznanie milionowego miasta od strony władzy wykonawczej to całkowicie nowe doświadczenie. Już po tak krótkim czasie widać, że magistrat zaczyna być coraz lepiej naoliwioną maszyną. Metody, którymi się posługują Gibała i jego otoczenie, to metody mafijne. Może, gdyby w fotelu prezydenta siedział Łukasz Gibała, ta maszyna działałaby szybciej i lepiej? Łukasza znam wiele lat. Przecież kiedyś był szefem krakowskich struktur partii, w której ja jestem od 18 lat. Miał więc w swoich rękach władzę w tej partii, miał w swoich rękach dwie kadencje bycia posłem na Sejm i… wszystko mu z tych rąk wypadło. Więc dzisiaj zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby był prezydentem, to szybciej by mu to wypadło z rąk, niż komukolwiek się wydaje. Dzisiaj, czytając jego wpisy, jego złośliwości wobec prezydenta Miszalskiego, wobec Platformy Obywatelskiej, której był przewodniczącym i członkiem, ogarnia mnie obrzydzenie. Wobec wielu ludzi jest bardzo złośliwy, agresywny, a bywa, że i żałośnie zgryźliwy. Jest to człowiek całkowicie niewiarygodny. Mówi, że nie uprawia polityki, a jego działalność to właściwie wyłącznie uprawianie polityki, brudnej polityki! Mówi, że jest bezpartyjny, a jego działalność to działalność partyjna w najczystszej postaci, tyle że pod płaszczykiem stowarzyszenia. Mówi, że jest niezależny, tymczasem brata się z Konfederacją i PiS-em, szukając u nich poparcia. Naprawdę trzeba być ślepym i głuchym, by nie zauważyć, jak cyniczną politykę uprawia Łukasz Gibała, jak manipuluje faktami. Porównał ostatnio środowisko Prezydenta Miszalskiego do sycylijskiej mafii, ale – jeśli już używamy takiej nomenklatury – to on i jego otoczenie działają właśnie jak mafia. Metody, którymi się posługują, to metody mafijne, bo jak inaczej nazwać jego metody wywracania swoistego porządku w mieście?! Używając podobnego języka co Konfederacja czy PiS, narracja Gibały brzmi jak narracja środowisk znanych z łamania konstytucji i niszczenia praworządności. Jest człowiekiem nie tylko niewiarygodnym, ale i pozbawionym skrupułów i honoru. CZYTAJ TAKŻE: Czy Miszalski popełnił przestępstwo? Prokuratura obnaża manipulacje Ależ się Pan nakręcił! Bo mówię o człowieku, który przyczynia się do niszczenia naszej lokalnej demokracji! Osobiście będę namawiał prezydenta, by startował w wyborach na szefa partii To skoro o demokracji mowa, kiedy odbędą się wybory w PO? Decyzja powinna zapaść lada moment. Ilu kandydatów wystartuje na szefa krakowskich struktur partii? Nie mam pojęcia. To nie są wybory, do których trzeba się przygotowywać miesiącami. Jak zapadnie decyzja o ich terminie, to pewnie wtedy poznamy kandydatów, którzy będą zbierać swój elektorat. Głosują przecież członkowie partii, a w większości dobrze się znamy. Natomiast dziś nie wiem, kto wystartuje. Kuluarowo słyszę o tym, kto to rozważa, zresztą sam widzę kilku liderów, ale oficjalnych informacji nie ma. Szczęsny Filipiak – wystartuje? (śmiech) To bardzo prawdopodobne. Dominik Jaśkowiec? Myślę, że nie. Monika Piątkowska? Do tej pory nie przejawiała takich ambicji. Grzegorz Lipiec? Chyba nie. I proszę mnie już nie zasypywać nazwiskami. Każdy członek może wystartować, a ja – jak wspomniałem – widzę wielu liderów w szeregach naszej partii. Choćby w samej radzie miasta jest ich kilku: Tomasz Daros, Piotr Moskała, Jakub Kosek, Grzegorz Stawowy, Magdalena Mazurkiewicz, Agnieszka Pogoda-Tota i wielu innych. Nie wiadomo, czy nie mają ambicji, by pokierować krakowską Platformą. Szefem małopolskich struktur partii jest obecny prezydent Krakowa. Powinien nadal łączyć te funkcje? W moim odczuciu tak. Osobiście będę go namawiał, by startował w wyborach na szefa partii. Choćby dlatego, że jego praca przynosi oczekiwane efekty. Oczywiście, teraz jest bardziej zapracowanym człowiekiem, ale wierzę, że pozostali członkowie partii stworzą system, który pozwoli odciążyć go od wielu obowiązków związanych z kierowaniem małopolską PO. Ma czas na jedno i drugie? Mój przyjaciel zawsze powtarza, że człowiek, który nie ma czasu, powinien sobie znaleźć jeszcze jedno zajęcie.

Więcej…

Szef klubu PiS: „Każda kolejna podwyżka przybliża nas do odwołania prezydenta”

Szef klubu PiS: „Każda kolejna podwyżka przybliża nas do odwołania prezydenta”

15 września 2025 | 00:43

- Mieszkańcy od roku widzą realne decyzje obecnych władz: chaos organizacyjny, podwyżki i nowe opłaty... Trudno utrzymywać, że „to wina poprzedników”. Coraz więcej argumentów przemawia za tym, by rozliczyć prezydenta wprost, przy urnach - twierdzi w rozmowie z Kanałem Krakowskim Włodzimierz Pietrus, szef klubu radnych PiS. Jego zdaniem krakowianom żyje się coraz gorzej, a to może doprowadzić do odwołania obecnego prezydenta miasta. Kanał Krakowski: Krakowscy radni wracają do pracy po wakacjach. Teraz sesje będą się odbywać co trzy, a nie – jak wcześniej – co dwa tygodnie. Pracujecie więc rzadziej, a diety pozostały bez zmian. Włodzimierz Pietrus: Taka była propozycja przewodniczącego rady, Jakuba Koska. Niektóre samorządy spotykają się nawet raz w miesiącu, a my obradować będziemy co trzy tygodnie. Faktycznie widać też mniej punktów w porządku obrad. Z czego to wynika? My, jako opozycja, jesteśmy politycznie „kasowani”, nasze projekty są odrzucane. Obóz rządzący również składa mniej projektów uchwał niż w poprzednich latach. Mam więc nadzieję, że prezydent Krakowa wreszcie zakończy audyt urzędu, bo dotąd tłumaczy się, że wciąż szuka nieprawidłowości i nie chce powtarzać błędów poprzednika. Być może wynika to z ostrożności. Efekt jest jednak taki, że mamy zastój w inwestycjach – nie tylko w Krakowie, ale i w całej Polsce. Rząd co prawda zapowiada uruchamianie projektów drogowych czy kolejowych, ale gospodarka tak nie działa. Tu trzeba podejmować decyzje. Czy w Krakowie widać indolencję decyzyjną? Na pewno jest pewien zastój, który – być może – wynika z tej ostrożności. CZYTAJ TAKŻE: Duda: "Źle podziękowałem partii za wsparcie. Zbyt mało wylewnie." Pański kolega z rady, Michał Drewnicki, powiedział z mównicy, że nie spodziewał się, iż tak szybko zatęskni za Jackiem Majchrowskim. A Pan? Ująłbym to inaczej. Prezydent Majchrowski działał tak, by doprowadzać inwestycje do finału, nawet jeśli zgłaszała je opozycja. Nie zabezpieczał od razu pieniędzy, ale gdy pojawiały się środki z budżetu centralnego, przyjmował nasze propozycje. Dzięki temu współpraca jakoś funkcjonowała. Wychodził z założenia, że nie można karać mieszkańców, którzy głosowali na PiS, tylko dlatego, że poprawki zgłaszała opozycja. Zachowywał pewną równowagę. Teraz tej równowagi nie widzę i obawiam się, że może być jeszcze gorzej. Michał Drewnicki (pierwszy z lewej) i Włodzimierz Pietrus (drugi z prawej) / fot. FB Największa bolączka władz Krakowa? Przede wszystkim to, że obecnie rządzący sami w poprzednich latach doprowadzili do zadłużenia miasta i teraz muszą się z tym mierzyć. Mamy więc kilka „wąskich gardeł” w budżecie, a do tego dochodzą koszty samego zadłużenia, które – w porównaniu z innymi miastami – są niewspółmiernie wysokie. To elementy, które już dziś uniemożliwiają realizację niektórych, oczekiwanych inwestycji czy remontów. Czy widzi Pan podstawy do referendum w sprawie odwołania prezydenta? Takie pytanie jest dziś w pełni zasadne. Mieszkańcy od roku widzą realne decyzje obecnych władz: chaos organizacyjny, podwyżki i nowe opłaty, nieprzygotowane projekty, spóźnione konsultacje, upolitycznione konkursy kadrowe, strefę czystego transportu wdrażaną bez zaplecza wykonawczego. Trudno utrzymywać, że „to wina poprzedników”. Coraz więcej argumentów przemawia za tym, by rozliczyć prezydenta wprost – przy urnach. CZYTAJ TAKŻE: Fala z Zabrza dotrze do Krakowa? Ekspert: tworzą infrastrukturę [WYWIAD] Gdyby dziś to Pan decydował: referendum tak czy nie? Jeśli krakowianie chcą użyć narzędzia, które daje im ustawa, mają do tego pełne prawo. Nie będę nikogo zniechęcał. Uważam, że skala rozczarowań i kosztów, które spadły na mieszkańców, usprawiedliwia taką inicjatywę. Zbieranie podpisów i frekwencja to kwestia mobilizacji – a ta rośnie z każdą kolejną podwyżką i każdą niekompetentnie procedowaną uchwałą. Czyli? Trzeba konsekwentnie dokumentować zaniedbania obecnych władz i pokazywać koszty ich decyzji: od finansów miasta, przez transport i inwestycje, po sposób traktowania mieszkańców i partnerów społecznych. Jeżeli ktoś pyta, czy jest sens i podstawa – odpowiedź brzmi: z każdym miesiącem coraz bardziej na tak. Kiedy ten moment nastąpi? De facto już następuje. Budżet i polityka miasta są od dawna w rękach obecnego obozu, a skutki widzimy w portfelach i na ulicach. Jeżeli prezydent nie pokaże szybko realnych pieniędzy na inwestycje i odwrócenia błędnych decyzji, mieszkańcy mogą uznać, że jedyną uczciwą formą rozliczenia jest referendum. I będą mieli rację.

Więcej…

Rosyjskie drony nad Polską. Ekspert ostrzega: "Szykujmy się na więcej!" [WYWIAD]

Rosyjskie drony nad Polską. Ekspert ostrzega: "Szykujmy się na więcej!" [WYWIAD]

13 września 2025 | 15:50

- Musimy się przygotować na to, że takie incydenty z dronami będą się powtarzać -mówi nam Tomasz Grzegorek, ekspert ds. bezpieczeństwa, ratownik KPP i autor bloga "Obrona cywilna po ludzku". - Ilość fake-newsów na temat wojny w Ukrainie jest porażająca. Internetowe trolle działają na pełną skale - przyznaje w rozmowie z Łukaszem Mordarskim. Kanał Krakowski: Rosyjskie drony zaatakowały Polskę trochę po północy, a alerty RCB trafiały do obywateli nawet osiem godzin później. Politycy tłumaczyli, że nie chcieli, by Polacy wpadli w panikę, gdyby dostali SMS-y w nocy. Przekonuje Cię taka argumentacja? Tomasz Grzegorek: Alerty RCB to narzędzie do ostrzegania, a nie uspokajania obywateli. Przez lata wszelkie alerty RCB traktowaliśmy jako pogodynkę, która ostrzegała przed burzą. Myślę, jednak, że obywatele byliby w stanie przyjąć taki komunikat w sposób racjonalny. Transparentność i szybkość reakcji są kluczowe, nawet kosztem niepokoju. Takie opóźnienie z wysłaniem alertu może sprawić wrażenie, że nie jesteśmy traktowani poważnie albo, co gorsze, coś próbuje się przed nami ukryć.  Tutaj publikujemy szczegółową instrukcję, jak poznać drony i jak się zachować, gdy je słyszymy: MUSISZ to wiedzieć. Być może dzięki temu ocalisz swoje życie. Gdybyś natomiast miał wskazać dwa proste kroki, co wtedy robić, to co musimy zapamiętać? Najważniejsze to umieć rozpoznać zagrożenie. Drony, które wleciały na nasze terytorium, są dość głośne mają charakterystyczny dźwięk - coś jak kosiarka lub skuter. Kiedy już zorientujemy się, że to nalot dronów, warto szybko się ukryć w bezpieczne miejsce: w piwnicy, w schronie lub w pomieszczeniu bez okien. Jeśli jesteś na ulicy – połóż się na ziemi przy murze, w rowie, z dala od samochodów i słupów. Po ataku pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do drona, może być on uzbrojony w ładunek wybuchowy.  Czy takie, nazwijmy to incydenty, mogą pojawiać się częściej? Nie chcę być złym prorokiem, ale musimy się na to przygotować i liczyć z tym, że takie incydenty będą się powtarzać. Drony to tanie i trudne do wykrycia narzędzie, więc Polska ze względu na bliskość z Ukrainą jest szczególnie narażona. W tym przypadku kluczowe są trzy rzeczy: skuteczna obrona przeciwdronowa, szybkie i jasne ostrzeganie obywateli oraz przejrzysta komunikacja władz. Tylko wtedy unikniemy chaosu i pokażemy, że państwo i obywatele są przygotowani na podobne zagrożenia. Powinniśmy szykować się na pełnoekranową wojnę? To bardzo trudne pytanie. Niektórzy analitycy twierdzą, że pełnoskalowa wojna już trwa. Z pewnością musimy się liczyć z wojną informacyjną. Rosja ma to opanowane do perfekcji. Ilość fake-newsów na temat wojny w Ukrainie jest porażająca. Internetowe trolle działają na pełną skale. Ważne, aby czerpać informację, że sprawdzony źródeł. Jest takie pojęcie jak wojna kognitywna. Śmiało możemy stwierdzać, że taka wojna już trwa. To walka o ludzkie umysły – poprzez manipulację informacją i rozchwianie emocji osłabia się społeczeństwa, skłóca, wywołuje podziały. Innymi słowy zadaje potężne ciosy bez użycia militarnej siły.  CZYTAJ TAKŻE: Działaczka Konfederacji zaprasza Rosjan, u Gibały szwalnia onuc. Kacapy przejmują Kraków? Bardziej narażone na ataki są duże miasta, takie jak Kraków, czy małe miasteczka gdzieś na uboczu? Narażone są miejsca, w których znajduje się infrastruktura krytyczna, czyli lotniska, magazyny paliw czy linie energetyczne. Ataki na duże miasta mają efekt propagandowy i psychologiczny, ale równie groźne mogą być uderzenia w mniej zurbanizowanych rejonach, gdzie obrona jest słabsza. Gdybyś miał wskazać 5 kluczowych punktów, które pozwolą nam przeżyć w tych trudnych czasach, co by to było? W obecnych, niespokojnych czasach warto pamiętać o kilku zasadach. Po pierwsze – zachować spokój i nie ulegać panice. Po drugie – korzystać wyłącznie ze sprawdzonych źródeł informacji, unikając plotek i dezinformacji. Po trzecie – znać podstawowe procedury bezpieczeństwa, jak reagować na alerty czy gdzie szukać schronienia. Po czwarte – dbać o siebie i swoje zdrowie, bo odporność psychiczna i fizyczna są fundamentem w sytuacjach kryzysowych. I wreszcie – pielęgnować więzi społeczne oraz pamiętać, że Polska ma realne wsparcie sojuszników w NATO. Te zasady dają nam większy spokój i poczucie, że nawet w trudnych momentach nie jesteśmy sami.  * Tomasz Grzegorek - ekspert ds. bezpieczeństwa, ratownik KPP, autor bloga „Obrona cywila po ludzku”. Specjalizuje się w tematyce obrony cywilnej, ochrony ludności oraz zarządzania sytuacjami kryzysowymi. Uczestnik licznych szkoleń i warsztatów w tym obszarze, aktywnie popularyzuje wiedzę z zakresu przygotowania i reagowania na zagrożenia, kładąc nacisk na praktyczne i zrozumiałe podejście do bezpieczeństwa. Poniżej prezentujemy rozmowę, jaką autor tego wywiadu przeprowadził z Tomaszem Grzegorkiem i Krzysztofem Lisem (domowy-survival.pl) w ramach wideo podcastu "W razie W" w Radiu Zet:

Więcej…

Kupa w wodzie z kranu?  Ekspert: "Nie ulegajmy propagandzie" [WYWIAD]

Kupa w wodzie z kranu? Ekspert: "Nie ulegajmy propagandzie" [WYWIAD]

10 września 2025 | 08:19

Słyszeliście? W "krakoskim internecie" dystrybuowano informację, że w naszych kranach razem z kranówką płynie... kupa. Twierdził tak jeden z wędkarzy, który urósł do rangi eksperta. Czy to pic na wodę? Zapytaliśmy prawdziwego eksperta - takiego, który w branży wodociągowej działa od ponad 20 lat - co naprawdę płynie w naszych kranach.  To był wręcz podręcznikowy przykład dezinformacji, która atakuje nas z każdej strony. Na podstawie obserwacji i przemyśleń szerzej nieznanego wędkarza, podpisanego również jako "aktywista", ukuto tezę, że z krakowskich kranów płynie... ściek. I w ten sposób, mieszając poważny problem zanieczyszczania polskich rzek, nielegalnych zrzutów do Wisły i jej dopływów, wywnioskowano, że z kranówką w Krakowie płynie również... kupa. Rolki i wideo-shorty z tą tezą dystrybuowano w lecie na portalach społecznościowych. A że nazwa naszego portalu zobowiązuje, to poczuliśmy się wywołani do tablicy. I zweryfikowaliśmy te rewelacje.  O tym, że kranówka jest dokładniej badana niż woda butelkowana, w krakowskich kranach nie płynie woda z Wisły, a zanieczyszczenia rzek to poważny problem, choć niezagrażający wodzie z kranu, mówi w rozmowie z Kanałem Krakowskim Szymon Wyrwik*, ekspert i praktyk branży wod-kan. Artur Bakker-Kos: Czy picie wody prosto z kranu jest bezpieczne? W Krakowie kilka tygodni temu straszono, że w kranach płynie „ściek”. Szymon Wyrwik: Oczywiście, że kranówka jest bezpieczna. Tak w Krakowie, jak i u nas w Chrzanowie, ale i w Kołobrzegu czy Olsztynie. Powiem więcej - woda z kranu jest objęta stałym monitoringiem, jest często badana zarówno przez laboratoria posiadające akredytację, jak również przez Stacje Sanitarno – Epidemiologiczne, co nie jest już tak oczywiste przy wodzie sprzedawanej w plastikowych butelkach. Chodzi o mikroplastik? Też, jednak mam na myśli głównie to, że kupując wodę w sklepie nie wiemy kiedy ostatni raz było badane źródło, jak była przechowywana i transportowana do punktu sprzedaży. O kranówce też nie mamy takiej wiedzy… O wodzie z kranu wiemy dużo więcej. Zacznijmy od początku: woda, która trafia do naszych kranów jest dokładnie badana na każdym etapie i to przez różne laboratoria. Warto dodać, że obowiązujące w Polsce normy są bardziej restrykcyjne niż te obowiązujące w niektórych krajach Unii Europejskiej. Skąd więc pojawiający się czasem np. rudy kolor wody? Przede wszystkim to są naprawdę sporadyczne przypadki. Najczęściej wynikają z jakichś prac prowadzonych na sieci wodociągowej, gdy np. w wyniku zamykania i otwierania zasuw sieciowych nastąpią zmiany ciśnienia czy też kierunku przepływu wody w sieci. Takie sytuacje mogą doprowadzić do wypłukania nagromadzonych na ściankach rurociągu osadów, które oderwane muszą spłynąć, bo jak inaczej? Jest też oczywiście kwestia utrzymania instalacji w domach czy mieszkaniach. Trzeba pamiętać, że każda firma wodociągowa w Polsce odpowiada za dostawę wody do głównego zaworu budynku. Za stan instalacji w blokach czy domach odpowiadają właściciele lub zarządcy. Trzeba tego pilnować. CZYTAJ TAKŻE: Krakowski sport w ruinie! „Niszczy to, co jeszcze działało” Dobrze, mieszkam w nowym bloku, mam nowe rury. A co tydzień nie mogę doczyścić czarnej armatury czy szyby prysznicowej. To świadczy tylko o tym, że tam gdzie Pan mieszka, woda jest naprawdę dobrej jakości – osad, popularnie nazywany kamieniem, to nic innego jak minerały: węglan wapnia i magnezu. Są korzystne dla zdrowia. To te same, za które nadal część osób płaci w sklepach kupując wodę w butelkach. Każdy zakład wodociągowy publikuje informacje o zawartości mineralnej wody z danego ujęcia – każdy może sobie porównać, zwłaszcza z butelkowaną wodą źródlaną. Kranówka najczęściej mocno ją pod tym względem przebija. Kilka tygodni temu na poważnie „grzano medialnie” filmik w którym wędkarz twierdził, że Wisła to ściek, m.in. przez zanieczyszczenie dopływów, które są ujęciami wody pitnej dla Krakowa… Po kolei. Zacznijmy od tego, że faktem jest, że służby środowiskowe od wielu lat niezbyt dobrze radzą sobie z trucicielami rzek. Obserwujemy to również w Chrzanowie, to nie jest specyfika jednego miasta i tylko Wisły. I to wymaga ogólnopolskich zmian i ostrzejszych kontroli. Wodociągi takich kontroli nie robią? Nie, nad czystością rzek czuwa np. wojewódzki inspektorat ochrony środowiska. Taki odpowiednik środowiskowej policji. Przedsiębiorstwa Wodociągowe w każdej miejscowości dostarczają wodę pitną uzdatnioną, a także zbierają w zamknięte systemy kanalizacyjne ścieki i oczyszczają je w oczyszczalniach. To są dwa zupełnie odrębne systemy. I teraz najważniejsze: woda pitna, ta, która finalnie trafia do kranów, pobierana jest z ujęć wody: albo głębinowych albo powierzchniowych. I to są kontrolowane, monitorowane całodobowo i pilnowane ujęcia. Powierzchniowe to np. jeziora? Przede wszystkim rzeki i zbiorniki wodne. Woda z ujęcia na rzece – a takie są przecież w Krakowie, bo tu warto przypomnieć, że stolica Małopolski nie pije wody z Wisły, a wyłącznie z jej dopływów - przechodzi bardzo dokładny proces uzdatniania w specjalnych stacjach, które fachowo nazywamy SUW, czyli stacjami uzdatniania wody. Nie będę zanudzał dokładnym opisem procesu, każdy może sobie to wygooglać - dochodzi m.in. do dezynfekcji, napowietrzniania i filtrowania wody. Ten proces w całej Polsce jest tak dokładny, technologicznie zaawansowany, i tak ściśle kontrolowany, że jeśli ktoś twierdzi, że w kranach płynie „woda z zanieczyszczeniami z rzeki” to nie ma zielonego pojęcia o czym mówi. Nawet jeśli do rzeki z której pobierana jest woda, trafią jakieś zanieczyszczenia? Nawet wtedy. Przecież zanieczyszczenia wody, różne, także te naturalne, nie są niczym dziwnym. Warto podkreślić – to nie jest tak, że płynie rzeka i wpada od razu do rury, a z rury do kranów. To jest skomplikowany, wieloetapowy, a przede wszystkim – kontrolowany na różnych etapach proces, w którym nie ma prawa dojść do pomyłki. Oczywiście nie mówię tu o jakichś sabotażach czy aktach terroryzmu, tylko o codziennej pracy tysięcy firm wodociągowych w Polsce i dziesiątek tysięcy pracowników czuwających nad jakością wody w kranach. Czyli wodę z kranu pijemy bez obaw? I nie ulegamy, czy to chwytom reklamowym różnych „cudotwórców” od filtrów, czy to propagandzie, nieraz mającej polityczne podłoże, o zanieczyszczonej kranówce. To wyłącznie czarny PR. Woda jest, wbrew pozorom, nośnym tematem, bo używamy jej na co dzień, łatwo z niej zrobić oręż polityczny, zwłaszcza, gdy nie ma się pojęcia o całym procesie. Dlatego branża wodociągowa mocno stawia na edukację ekologiczną, ja również od lat staram się, gdzie tylko można, przybliżać procesy związane z wodą i z ochroną środowiska wodnego. Bo naprawdę, choć w Polsce zasoby wody pitnej są stosunkowo niewielkie, to jej jakości w kranach może nam zazdrościć cała Europa. *Szymon Wyrwik – dyrektor ds. innowacji i rozwoju Wodociągów Chrzanowskich, ekspert branży wodociągowej z ponad 20-letnim stażem. Były Prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Eksploatatorów Obiektów Gospodarki Wodno–Ściekowej w latach 2009–2011 oraz 2011-2013. Publicysta w prasie branżowej oraz prelegent wielu branżowych i naukowych konferencji w zakresie eksploatacji urządzeń gospodarki wodno–ściekowej.   

Więcej…

Referendum Zabrze Kraków

Fala z Zabrza dotrze do Krakowa? Ekspert: tworzą infrastrukturę [WYWIAD]

30 sierpnia 2025 | 09:12

W Zabrzu po roku rządów odwołali prezydentkę z PO, by po kilku miesiącach znów prawie wybrać... prezydentkę z PO. Jednak na drodze stanął miejski aktywista, radny Kamil Żbikowski, który wygrał w drugiej turze "na żyletki". Czy wydarzenia ze średniej wielkości miasta na Śląsku mogą mieć wpływ na Kraków? Tuż po kolejnej w ostatnich tygodniach przegranej kandydata Koalicji Obywatelskiej coraz częściej słychać głosy, że nadchodzi fala referendów lokalnych, która zmyje dotychczasowy krajobraz polityczny, czyli rządy prezydentów dużych miast związanych z KO. Wśród wielu wymienianych miast, w których miałyby odbyć się referenda, pojawia się także Kraków, od 2024 roku zarządzany przez prezydenta Aleksandra Miszalskiego, równocześnie szefa małopolskiej Platformy. O wpływie Zabrza na krakowską politykę, błędach w komunikacji samorządowców oraz szansach na organizację referendum w Krakowie rozmawiamy z ekspertem marketingu politycznego specjalizującego się w samorządach, Adrianem Gajem*.  Artur Bakker-Kos: Zaskoczył Pana wynik wyborów w Zabrzu? Adrian Gaj: Niespecjalnie, wygrana pana Żbikowskiego raczej nie jest sensacją. Nie byłaby nią także wygrana pani Weber z Koalicji. Zdecydowało 106 głosów, przy 36 tysiącach oddanych. Minimalna różnica. Warto cofnąć się do wyborów z 2024 roku – wówczas pan Żbikowski nie wszedł do drugiej tury, bo o 154 głosy przeskoczyła go ówczesna prezydentka Małgorzata Mańka-Szulik, rządząca Zabrzem 18 lat. Która ostatecznie wysoko przegrała z Agnieszką Rupniewską z KO. Z kolei ją mieszkańcy Zabrza odwołali już po roku. Co się stało? To chyba jeden z najciekawszych przypadków lokalnych referendów od wielu lat. Bez wątpienia nowa prezydentka popełniła szereg błędów komunikacyjnych, sama to przyznała. Jednym z głównych zarzutów referendalnych było „zamknięcie się prezydentki w urzędzie”. A z urzędu wychodziły tylko negatywne informacje, które natychmiast rozpalały lokalną debatę. Zabrze ma prawie miliard długu…  Tak. Prezydentka Rupniewska ruszyła z programem oszczędnościowym. Tylko, że zaczęła od likwidacji szkół i redukcji etatów np. woźnych, hurtowych zwolnień w miejskich jednostkach, likwidacji wydarzeń kulturalnych. Nie tłumaczono tego mieszkańcom inaczej, niż: musimy oszczędzać, miasto stoi nad przepaścią. A trzeba pamiętać, że do Zabrza przylgnęła łatka „polskiego Detroit”, to jedno z najszybciej wyludniających się miast w Polsce. Tam naprawdę nie jest łatwo z pracą. Straciła stołek po roku, bo zaczęła oszczędzać? Czyli nowemu prezydentowi też nie wróży pan dokończenia kadencji? Władza polega na tym, że podejmuje się trudne, często niepopularne decyzje. Ale trzeba umieć je opowiedzieć ludziom, uargumentować. A tymczasem na samym początku rada miejska uchwaliła prezydentce  - przez lata opisywanej jako najbogatszej lokalnej polityczce - maksymalnie możliwe wynagrodzenie. Tych radnych zresztą w maju też prawie odwołano, brakło kilkuset osób przy urnie. Pycha? Pazerność? Nie znam pani Rupniewskiej, ale obserwowałem to co działo się komunikacyjnie w Zabrzu. To była katastrofa wizerunkowa, spóźnione pomysły, brak zaangażowania struktur partyjnych. Do tego duża mobilizacja środowisk kibicowskich ws. prywatyzacji Górnika, wyraźnie zresztą lekceważonych przez Koalicję w Zabrzu. No i na pewno spory wpływ miała dramatycznie źle prowadzona ogólnopolska kampania Trzaskowskiego.  Doszło do synergii wielu czynników, a środowisko prezydentki nie potrafiło wyjść z kontrnarracją, w efekcie po półtora roku od wyborów samorządowych Zabrze ma nowego prezydenta. Tuż po zwycięstwie Żbikowskiego pojawiły się głosy, że idzie fala, która zmiecie prezydentów z KO w innych miastach, w tym w Krakowie.   Zarządzaniem emocjami faktycznie robi się dziś politykę, ale same emocje bywają fatalnym doradcą przy podejmowaniu decyzji o organizacji referendum. To jedna z podstawowych zasad marketingu politycznego. Pewnie są miasta w których prezydenci zostaną odwołani w najbliższych miesiącach. Na tę chwilę niewiele wskazuje na to, że w tym gronie będzie Kraków. Choć inicjatywa referendum odwoławczego na pewno się pojawi. Już się pojawiła. Ponad miesiąc temu Konfederacja, a dokładnie środowisko narodowców, ogłosiło, że chcą odwołać prezydenta Miszalskiego w referendum.  I ile żył ten temat w internecie? Dwa dni? Coś się wydarzyło? Nie można przekładać jeden do jednego emocji z jednego miasta na drugie i wyciągać prostych wniosków. Bo fakt, mamy Zabrze, ale tam po odwołaniu prezydentki z Platformy, nową prezydentką o mały włos nie została znów reprezentantka Platformy. Proszę zobaczyć na Wrocław, pod względem ludnościowym i politycznym dużo bliższy Krakowowi, bo tam też znaczenie mają ogólnopolskie nazwiska i partie. Prezydent Sutryk ma chyba najgorszy wizerunek ze wszystkich samorządowców w Polsce. Ale najwyraźniej wrocławianie widzą to nieco inaczej: nie tylko wygrał ponownie w 2024 roku, ale już po zatrzymaniu i kolejnych głośnych medialnie aferach, wiosną tego roku we Wrocławiu nie udało się nawet zebrać wymaganej liczby podpisów. Brakło ich naprawdę sporo.   Może polegli organizacyjnie? Zaangażowanych było sporo środowisk, od miejskich aktywistów po radnych, kończąc na PiS i Konfederacji, a i pewnie z połowa PO sprzyjała pomysłowi. I nie wyszło, bo nie było „momentum”. Momentum? Chodzi o takie nagromadzenie wzrastających emocji i tematów, że zmiana jest nieunikniona. Albo jednego głównego powodu, który sprawia, że ludzie się zaangażują, by podpisać się na liście i pójść do referendum. W Krakowie nie ma ani jednego, ani drugiego – co nie jest tylko moją opinią. Redaktor naczelny LoveKrakow.pl, Patryk Salamon, który bez wątpienia jest jednym z najlepszych obserwatorów krakowskiej polityki, stwierdził w swoim wpisie na Twitterze dokładnie to samo: nie ma dziś „emocji referendalnej” w Krakowie. Bo co miałoby nią być? Według mnie w Krakowie nie ma nastroju na referendum. Przeciwnicy @Miszalski_ musieliby zebrać ponad 60 tys. podpisów - a to nie jest łatwe zadanie.➡️ Jak oceniany jest prezydent? Kto mógłby wygrać wybory? Twarde dane we wrześniu na @lovekrakow https://t.co/R8b8UE4fun— Patryk Salamon (@PatrykSalamon) August 25, 2025 Trochę mogłoby się zebrać. SCT, ceny śmieci, strefa parkowania...To nie są tematy, które wystarczająco "grzeją" ludzi. Gorący do niedawna temat strefy czystego transportu nie wpłynie w najbliższych latach na życie krakowian, bo na lata ugrzęźnie w sądach administracyjnych. Podwyżka cen śmieci jest wyrównaniem do poziomu z "obwarzanka krakowskiego" i raczej nie doprowadzi nikogo w Krakowie do ruiny, skoro w Wieliczce czy Zielonkach płacą za śmieci dużo więcej. Strefa parkowania? Tylko mnie zmobilizowali, żeby w końcu dopełnić ponownie formalności z nieaktywną Kartą Krakowską. Sądząc po kolejkach np. w punkcie na dworcu - nie tylko mnie.  Ale powiedział Pan przed chwilą, że referendum w Krakowie będzie. Że inicjatywa referendum odwoławczego się pojawi. Pytanie kiedy. Bez wątpienia przygotowywana jest cała „infrastruktura” informacyjna – zresztą widać w tym rękę profesjonalistów, którzy uważnie śledzą trendy kampanijne. Różne mniejsze i większe portale i profile uderzające w prezydenta Miszalskiego, emocjonalne treści wideo, piosenki, nawet książkę napisano! Widać olbrzymie nakłady pieniężne na zbudowanie całego konglomeratu informacyjnego, który ma „obsłużyć” swoim przekazem jak największą grupę krakowian z różnych środowisk. Czyli tworzona jest struktura na wzór tej, dzięki której ostatecznie wygrał Karol Nawrocki. Świetnie to zebrał i podsumował głośny raport o kampanii w sieci stworzony przez analityków z kolektywu Res Futura. To perspektywa tygodni? Miesięcy? To nie do mnie pytanie, mówię o tym, co widzę w swoim mieście, jako ktoś znający się na komunikacji i marketingu politycznym. Na pewno wybranie odpowiedniego terminu dla inicjatorów jest kluczowe, bo w przypadku przegranej mogą stracić naprawdę sporo. Zwłaszcza jeden z nich, bez wątpienia najbardziej zainteresowany odwołaniem prezydenta Miszalskiego. Radny Łukasz Gibała przegrał już wybory prezydenckie trzykrotnie, a dodatkowo fiaskiem zakończyła się organizowana przez jego środowisko zbiórka podpisów pod referendum za odwołaniem prezydenta Majchrowskiego w 2016 roku. Cztery porażki go nie zniechęciły, a miałby się bać piątej? Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie dwa razy, a już chcą mu przyklejać łatkę „przegrywa”. Polityka to emocje, pięć personalnych porażek prezydenckich z rzędu byłoby chyba czymś, po czym żaden polityk, nawet tak zdeterminowany jak Łukasz Gibała, się wizerunko nie podniesie. Fiasko referendum bardzo wzmocniłoby też odbiór prezydenta Miszalskiego, który – i to też warto zauważyć – do tej pory nie przegrał żadnych wyborów w których startował. No i ma za sobą wyraźną większość w radzie miasta. Myślę, że środowiska opozycyjne mają tego pełną świadomość, stąd przygotowania na szeroką skalę, które widzimy w Krakowie. Może im pomóc sytuacja ogólnopolska? Bez wątpienia. Komunikacja obecnego rządu jest tragiczna, nie znam nikogo z branży, kto uważa, że jest inaczej. Pokazują to też badania, gabinet Tuska jest fatalnie oceniany przez Polaków. Nie potrafią poradzić sobie komunikacyjnie z żadnym kryzysem. Najlepszy i świeży przykład: KPO – PiS 3 lata temu ugasiłby go komunikacynie pewnie w 48 godzin. Tymczasem za obecnymi rządzącymi będzie się jeszcze ciągnął długo. Nieudolność komunikacyjna rządzących krajem w jakiejś części przekłada się niżej, na samorządy i odbiór prezydentów związanych z obecną koalicją. Ale nie jest i nigdy nie będzie głównym zapalnikiem referendalnym. Bo jednak samorządy, nawet tak duże jak Kraków, to całkiem inna specyfika. A Kraków to już jest w ogóle wyjątkowe politycznie miasto - najlepszym przykładem jest profesor Majchrowski, który prezydentował prawie ćwierć wieku. Chyba jest sporo prawdy w powszechnym przekonaniu, że Kraków to nie jest miasto politycznych rewolucji, a krakowianie nie przepadają za nagłymi zmianami. To również należy brać pod uwagę w analizie szans potencjalnego referendum.  *Adrian Gaj – ekspert marketingu politycznego, od lat zajmuje się PR i komunikacją w samorządach, doradza wizerunkowo osobom publicznym. Pomaga wygrywać wybory na każdym szczeblu samorządu, odpowiadał również za działania komunikacyjne w zwycięskim referendum odwoławczym w jednym z małopolskich miast.   Jesteśmy tutaj: Facebook / Instagram / X / YouTube / TikTok

Więcej…

Strona 2 z 2

  • 1
  • 2

Social Media

Reklama - sidebar

Na fali

  • Wantuch miażdży hipokryzję.

    W nurcie rozmowy

    Wantuch miażdży hipokryzję. "Wszyscy...

    Informacja
    28 listopada 2025 | 07:20
  • Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]

    Fala faktów

    Stadion Wisły do rozbiórki. W jego...

    Informacja
    20 listopada 2025 | 10:53
  • Kraków płacze po Krokusie, czyli jak zabić miasto

    Głos z kanału

    Kraków płacze po Krokusie, czyli jak...

    Informacja
    22 października 2025 | 08:50

Kanał Krakowski

Płyniemy pod prąd. Z prądem płyną śmieci.

Menu

  • Strona główna
  • O nas
  • Reklama
  • Kontakt
  • Polityka prywatności

Działy

  • Fala faktów
  • Głos z kanału
  • W nurcie rozmowy
  • Ściek medialny
  • Luźne fale
Copyright © 2025 Kanał Krakowski. Wszelkie prawa zastrzeżone.