• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 3-5 minuty
Od lewej: Maria Klaman, Stanisław Mazur, Aleksander Miszalski i Stanisław Kracik.

Są takie pomysły w polityce, które z założenia mają wyglądać dobrze na zdjęciu. Oto prezydent, skromnie, w koszuli, z kubkiem wody, siada na ławeczce. Obok mieszkańcy: zatroskani, autentyczni, z listą problemów w notatniku. I tak oto mamy „dialog”. Brzmi pięknie. Tylko... po co?

Bo czym jest ta słynna „Ławka dialogu”? Ot, objazdowy talk-show, w którym prezydent wysłuchuje, że gdzieś na Klinach jest dziura w drodze, że na Kurdwanowie płytki na chodniku klawiszują (czyli stukają, gdy pada deszcz), że na Prądniku trawa w pasie drogowym zbyt wysoka, a na Grzegórzkach ktoś chce więcej koszy na śmieci. W tle błyska aparat urzędowego fotografa, a na Facebooku pojawia się post: „Rozmawiamy z mieszkańcami! Wasz głos jest dla nas ważny”.

Na tych spotkaniach jest trochę jak na zebraniach wspólnoty mieszkaniowej – przeważnie ci sami ludzie, zazwyczaj te same tematy. Jedni pytają o parking, drudzy o psy bez smyczy, a trzeci o to, kiedy wreszcie naprawią tę studzienkę, co hałasuje jak dzwon mariacki o szóstej rano. Władze notują, przytakują, tłumaczą i cykl się zamyka.

ZOBACZ TAKŻE: Kraków bez serca dla zwierząt. "Nie pochowam żony obok psa"

Tylko że ilu mieszkańców naprawdę to obchodzi? Garstkę. Reszta to społecznicy, aktywiści, radni dzielnicowi i paru urzędników, którzy muszą tam być, bo muszą i już. Zwykli ludzie? Oni mają ważniejsze rzeczy do roboty niż siadać na ławce z prezydentem. Oni dialogują z życiem, nie z władzą.

Ławka dialogu

Właściwie ta cała „Ławka dialogu” przypomina trochę taki miejski konfesjonał. Każdy przychodzi, żeby się wyżalić, a prezydent wysłuchuje i mówi: „Zajmiemy się tym”. I choć wiadomo, że nikt nie oczekuje cudów, to każdy chce, żeby ktoś choć przez chwilę go potraktował poważnie. A potem wraca do domu z poczuciem, że „może coś się ruszy”. Może.

Ale paradoks tej ławeczki jest piękny. Bo teraz, gdyby Miszalski nagle przestał jeździć po tych dzielnicach, pierwsze, co by się pojawiło w nagłówkach medialnych, to: „Prezydent odwraca się od mieszkańców! Władza nie chce słuchać ludzi!”. Więc musi siadać. Z uśmiechem, z empatią, z notatnikiem pełnym drobnych spraw, których i tak nie da się załatwić od ręki. Bo teraz jest zakładnikiem własnej ławeczki.

ZOBACZ TAKŻE: Współtwórca Rynku Krowoderskiego współpracował z bandytami [WYWIAD]

Tym bardziej, że to właśnie na tej ławce Miszalski wypłynął w kampanii wyborczej. To był jego znak rozpoznawczy, jego rekwizyt sceniczny, jego symbol „nowego stylu prezydentury”. Ławka była jednym z kół napędowych kampanii, obietnicą rozmowy, otwartości i bliskości z ludźmi. I wtedy to zadziałało: kamera, słońce, parę uśmiechów, parę cytatów do mediów.

Co więcej, działa i teraz. Bo nawet polityczni oponenci obecnego prezydenta chwalą go za otwartość i dialog. – Majchrowski zamknął się w gabinecie za parą drzwi. Miszalski organizuje Ławki dialogu, potrafi rozmawiać z mieszkańcami - przyznał w rozmowie z Kanałem Krakowskim radny Michał Drewnicki z PiS.

ZOBACZ TAKŻE: Polityk PiS zapowiada ofensywę: "Wszyscy, byle nie Miszalski i jego klakierzy" [WYWIAD]

No i teraz nie ma wyjścia. Trzeba tę Ławeczkę kontynuować. Bo jak się wycofać? Głupio. Bo wtedy tytuły gotowe: „Prezydent już nie siada z mieszkańcami”. Więc trzeba siadać dalej, choćby w śmierdzącej potem salce gimnastycznej, choćby w jesienny wieczór, który lepiej spędzić pod kocem i przy Netfliksie, choćby wśród tych samych osób, mówiących jedno i to samo.

Trochę jak muzyk, który stworzył hit i teraz musi go grać na każdym koncercie. Nawet jeśli już dawno ma go serdecznie dość. „Ławka dialogu” stała się taką „Jesteś szalona”. Z tą różnicą, że tu nikt nie tańczy.

Aleksander Miszalski podczas Ławki dialogu

I może właśnie wtedy, gdy ta ławeczka zniknie, gdy symbolicznie zostanie przeniesiona do magazynu i przykryta plandeką, ktoś powie: „a jednak fajnie było, że ktoś próbował pogadać”. Bo w Polsce dopiero jak coś się skończy, to zaczynamy to doceniać.

Więc siedźmy dalej. Słuchajmy. Udawajmy, że od tej rozmowy świat się zmienia. Bo jeśli nie Ławka dialogu, to co nam zostaje? Fotel monologu?

Z tego fotela przez dwie dekady przemawiał do ludu Jacek Majchrowski. Zza drzwi gabinetu, zza szeregu dyrektorów i zastępców. I wtedy wszyscy mówili, że to prezydentura zamknięta, odgrodzona, nieprzystępna, głucha na głos mieszkańców. Lud mówił raczej pod nosem, a nie do mikrofonu.

ZOBACZ TAKŻE: Kraków bankrutuje. Sytuacja jest dramatyczna. "Dług wymknął się spod kontroli”

Więc dziś mamy epokę „ławki”. Otwartości, kontaktu, rozmowy. Zmiana stylu, symbol nowego rozdania. Tyle, że każda skrajność ma swoje cienie. Bo o ile Majchrowski zamknął się w gabinecie, to Miszalski otworzył się chyba za bardzo. I teraz nie może się od tego dialogu uwolnić. Każde spotkanie to godziny słuchania o wszystkim: od psich wybiegów, przez rozkład jazdy, po tajemnicze sygnały świetlne z sygnalizacji, które „migają nie tak jak kiedyś”.

Spotkanie z mieszkańcami w ramach Ławki dialogu

I wiecie co? Wcale się nie dziwię, że poprzedni prezydent wolał zostać w fotelu i zamknąć się za podwójnymi drzwiami. Czasem to po prostu zdrowsze. Bo kto raz usiądzie na „ławce dialogu”, ten już nie wstanie. Nie dlatego, że mu wygodnie, tylko dlatego, że każda kolejna rozmowa wciąga go głębiej w tę miejską matnię codziennych żalów, próśb i pretensji.

Ale może tak właśnie ma wyglądać ta nowa demokracja lokalna? Prezydent jako psycholog, moderator, ksiądz, lekarz i jasnowidz w jednym. Jedni przychodzą, by rozwiązać problem, inni by się po prostu wygadać. A „ławka dialogu” stoi, trwa i czeka, aż znowu ktoś na niej usiądzie, żeby powiedzieć: „panie prezydencie, ja zajmę tylko chwilkę…”.

*** 

Najbliższa „Ławka dialogu” odbędzie się we wtorek, 21 października, na Prądniku Czerwonym, w Szkole Podstawowej nr 114 przy ul. Łąkowej 31.

A gdyby ktoś chciał się przekonać, z jakimi naprawdę sprawami przychodzą mieszkańcy i upewnić się, że w tym felietonie nie ma przesady, może zajrzeć na oficjalną stronę Krakow.pl, gdzie publikowane są pytania padającego podczas spotkań z mieszkańcami oraz odpowiedzi miejskich jednostek.

Stanisław Kracik, Aleksander Miszalski i Jakub Kosek

Zdjęcia w tekście pochodzą z oficjalnego profilu Aleksandra Miszalskiego na Facebooku.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także