Jeszcze nie opadł kurz po tegorocznej imbie związanej z budżetem obywatelskim, a już mamy kolejny „wystrzałowy” pomysł, który ma sprawić, że władza w mieście będzie w rękach mieszkańców. Szczytna idea. W teorii. W praktyce skończy się tym, że Krakowem naprawdę rządzić będą patoaktywiści i garstka krzykaczy.
W obecnych czasach news żyje dwa dni, więc zaraz wszyscy zapomną o gównoburzy związanej z budżetem obywatelskim. W skrócie było... tradycyjnie. Fala oburzenia, oskarżenia o układy, wyliczanki: kto „kupił głosy”, kto „zmanipulował wyniki”, a kto po prostu miał lepszy PR. Miało być obywatelsko, wyszło jak zwykle. Kilka wygranych projektów, masa rozczarowania i jeszcze więcej pretensji.
Budżet obywatelski miał zbliżać mieszkańców do decyzji o mieście, a stał się kolejnym polem walki i źródłem nieufności. Zamiast wspólnoty – rywalizacja. Zamiast partycypacji – frustracja.
ZOBACZ TAKŻE: Budżet obywatelski. W Krakowie jak zwykle: imba, "łapówka" i święte oburzenie
I właśnie w takim momencie, gdy Kraków wciąż nie potrafi dojść do ładu z ideą tak zwanej partycypacji, władze miasta najwyraźniej uznały, że demokracja potrzebuje jeszcze większego zastrzyku adrenaliny. Wpadły więc na pomysł, który jest tak oderwany od rzeczywistości, że aż boli: referenda dzielnicowe w mieście, którego mieszkańcy ledwo pamiętają, że wybory do rad dzielnic w ogóle istnieją. To nie jest innowacja – to eksperyment na ludziach, który skończy się tym, że władzę w mieście przejmie garstka krzykaczy, patoaktywistów i nadaktywnych społeczników.
Przypomnijmy sobie frekwencję w wyborach do rad dzielnic – zwykle ledwie zipie. A frekwencja w budżecie obywatelskim? Mieszkańcy mogą decydować, na co pójdzie pierdyliard złotych, a i tak mają to gdzieś.
Ludzie nie interesują się lokalnymi sprawami. Są zajęci codziennym życiem, korkami, pracą, szkołą, dziećmi i tym, by przeżyć kolejny miesiąc. A prezydent proponuje, żeby teraz oddać im możliwość decydowania o inwestycjach lokalnych i funkcjonowaniu infrastruktury. To mniej więcej tak, jakby dać dzieciom pilota do samolotu i powiedzieć: „Proszę bardzo, sterujcie!”.
ZOBACZ TAKŻE: Najważniejsza ulica w Krakowie tylko dla pieszych. Co planują aktywiści?
Bo kto w praktyce pójdzie głosować w takich referendach? Grupa krzykaczy, patoaktywistów i społeczników, którzy zawsze znajdą sposób, żeby narzucić swoją wizję reszcie. A co zrobi reszta? Reszta mieszkańców będzie zajęta scrollowaniem Instagrama albo narzekaniem w kolejce do banku. I tak władza miasta – pozornie oddana ludziom – trafi w ręce wąskiej, bardzo aktywnej, ale absolutnie nie reprezentatywnej grupy.
Oczywiście prezydent będzie tłumaczył, że to spełnienie jego obietnicy wyborczej, że to pionierskie rozwiązanie, że „partycypacyjnie” i „demokratycznie”. Ale jeśli obietnica jest niezbyt dobra – jak w tym wypadku – to można się zreflektować i nie ma co jej spełniać tylko po to, żeby brzmiało efektownie.
I jeszcze jedno: koszt tego eksperymentu. W rzeczywistości to po prostu drogi teatr dla garstki nadaktywnych.
Niech więc prezydent najzwyczajniej w świecie poczeka. Niech najpierw przekona mieszkańców, żeby w ogóle chcieli uczestniczyć w życiu lokalnym, zanim pozwoli im decydować o kreowaniu polityki w dzielnicach Krakowa. Bo na razie jest to robienie z Krakowa laboratorium demokracji.
ZOBACZ TAKŻE: Kosek: „Prezydent Miszalski ma zbyt dobre serce” [WYWIAD]
Kraków nie potrzebuje referendów dla samej idei, tylko realnych mechanizmów, które faktycznie angażują ludzi. Nie teatru dla patoaktywistów. W przeciwnym razie za chwilę okaże się, że cała polityka miasta jest w rękach garstki krzykaczy, a reszta mieszkańców może jedynie patrzeć, jak ich miasto zmienia się w poligon partycypacyjnych eksperymentów.
Czy to jest demokracja, czy już szaleństwo?
Osobiście znacznie bardziej podoba mi się styl rządzenia, w którym władza ma konkretne pomysły i po prostu je realizuje. Jak taran, bez oglądania się na garstkę wiecznie niezadowolonych. Dopiero potem można rozliczać, czy te decyzje były dobre, czy złe. Bo jeśli będziemy wszystko konsultować, ważyć każde zdanie i brać pod uwagę wszystkie opinie, to nie tylko i tak znajdzie się wielu niezadowolonych, ale też realizacja czegokolwiek będzie szła jak krew z nosa. Żaden pomysł nigdy nie zyska stuprocentowego poparcia, więc zamiast pytać wszystkich o zgodę, lepiej po prostu działać.





![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)



![Miszalski w akcji. Decyzje, które bardziej śmieszą niż pomagają [RANKING]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_152.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)









![Kraków zbankrutuje?! Oto wszystko, co MUSISZ wiedzieć o budżecie [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_111.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)

![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
