• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 3-6 minuty
Ryszard Śmiałek / fot. wikimedia

– Pamiętają historię, gdy niegdyś mieliśmy już w Krakowie „dar Pomorza” w postaci Joanny Senyszyn, a teraz mamy drugi w postaci Marii Klaman na stanowisku wiceprezydenta – mówi nam Ryszard Śmiałek, szef małopolskiej Lewicy i wicewojewoda małopolski. W rozmowie z Kanałem Krakowskim mówi o swoim konflikcie z PO oraz odsłania kulisy krakowskiej Lewicy.

***

Kanał Krakowski: Obraził się Pan na Aleksandra Miszalskiego i Platformę Obywatelską po tym, jak to Maria Klaman została wiceprezydentką Krakowa. Pan forsował inną kandydaturę. Żałuje Pan tamtej kłótni?

Ryszard Śmiałek: Tamta kłótnia, jak pan to nazwał, miała zbyt duży wydźwięk medialny. Rzeczywiście, odbyły się wtedy niezbyt przyjemne konferencje prasowe, ale szybko załagodziliśmy ten drobny konflikt.

Zerwał Pan jednak koalicję w radzie miasta.

Na krótko. Jeśli prezydent będzie realizował dobrą dla miasta politykę, to może liczyć na pełne wsparcie miejskich radnych Lewicy, a jest ich obecnie czterech. Ja także wspieram Aleksandra Miszalskiego. Znamy się bardzo długo, jesteśmy przyjaciółmi. Natomiast tamte nieprzyjemne wydarzenia zostały sprokurowane przez byłego już dziś posła i byłego ministra Macieja Gdulę, który był wtedy współprzewodniczącym Lewicy, i to on wybrał Marię Klaman na zastępczynię prezydenta Krakowa. Ja optowałem za inną kandydaturą, na którą Miszalski się nie zdecydował. Zostałem więc postawiony w bardzo trudnej sytuacji, choćby przed lokalnymi strukturami partii, które były oburzone nominacją Klaman. Ludzie byli sfrustrowani. Pamiętają bowiem historię, gdy niegdyś mieliśmy już w Krakowie „dar Pomorza” w postaci Joanny Senyszyn, a teraz mamy drugi w postaci wspomnianej Klaman.

Pan wskazywał na wiceprezydenta Krakowa… siebie.

Była taka rozmowa z prezydentem. Moja kandydatura była też lansowana przez władze krajowe Lewicy. Jednak w pewnym momencie powiedziałem Miszalskiemu, że się wycofuję i zaproponowałem innych kandydatów, a – mówiąc precyzyjnie – kandydatki. Byłem już wtedy wicewojewodą, dopiero co wdrożyłem się w swoje obowiązki i uznałem, że powinienem zostać tu, przy Basztowej. Dotarło do mnie, że nie powinienem opuszczać tego stanowiska po zaledwie kilku miesiącach.

I dziś naprawdę woli Pan urzędować tutaj niż na Placu Wszystkich Świętych?

Tak.

Nie mam pojęcia, skąd pojawiła się Klaman. Mówienie, że jest z Lewicy, jest kłamstwem.

Niemniej wtedy, razem z Włodzimierzem Czarzastym, mieliście pretensje o Klaman.

Mieliśmy. Wskazał ją Gdula, którego dziś już nie ma w partii. Jego kariera jako ministra także szybko dobiegła końca. Nie mam pojęcia, skąd pojawiła się Klaman, skoro nie miała żadnych związków z Lewicą. Ona była po prostu związana z prezydentem Sopotu, Jackiem Karnowskim. To wszystko. Mówienie, że jest z Lewicy, jest kłamstwem.

Ponoć jej związki z Lewicą rozpoczęły się w pociągu z Sopotu do Krakowa.

No, mogło tak być. Proszę też pamiętać, że do tej pory nie została przyjęta do Lewicy, mimo złożonego akcesu. Nie jest członkiem naszej partii.

Ryszard Śmiałek podczas przemówienia / fot. FB wicewojewody

To zostawmy barwy partyjne z boku. Jak, po ponad roku, ocenia Pan Marię Klaman na stanowisku wiceprezydenta miasta?

Trudno mi się wypowiadać merytorycznie, bo nie mamy zbyt wielu punktów stycznych do bezpośredniej współpracy. Nasze zakresy obowiązków są zupełnie inne. Wiem, że ona zajmuje się głównie polityką senioralną, mieszkalnictwem socjalnym i edukacją. Oczywiście rozmawiam na te tematy z różnymi środowiskami czy radnymi z różnych obozów i dochodzą do mnie głosy, że w sprawach mieszkalnictwa radzi sobie jako tako. W sprawach senioralnych jest już znacznie gorzej – ta współpraca wygląda po prostu bardzo słabo. W sprawach edukacji dostała mocne wsparcie od nowych władz wydziału edukacji, ale – słyszę od dyrektorów różnych placówek – mają do niej wiele zastrzeżeń, a czasem nawet i pretensji.

Pan byłby lepszym wiceprezydentem?

Ja na pewno nie zajmowałbym się tym zakresem, co Klaman. To wymaga specyficznej wiedzy, sporego doświadczenia. Zarówno ona, jak i ja, go nie mamy akurat w tych kwestiach. Nie podjąłbym się tego, co ona.

CZYTAJ TAKŻE: Szef krakowskiej PO nie gryzie się w język! "Ogarnia mnie obrzydzenie" [WYWIAD]

To jakie ma Pan ambicje polityczne?

Hmm…

Siedzi Pan sobie w fotelu wicewojewody, ale zakładam, że to nie jest szczyt marzeń.

Wie Pan… marzenia mam takie, by służyć Polsce i jej obywatelom. By kraj się rozwijał, by ludziom żyło się lepiej. By nie musieli czekać w długich kolejkach do lekarzy, by mieli gdzie mieszkać, by były programy rządowe wspierające zarówno seniorów, jak i młodych ludzi, by zniwelować problemy związane z demografią…

Mógłbym realizować cele, będąc w parlamencie, jako poseł.

Ucieka Pan od odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie się Pan widzi za dwa, trzy lata?

Polityka jest nieprzewidywalna. Jeśli zostanę tutaj, gdzie jestem, będę szczęśliwy.

Naprawdę to jest szczyt Pana ambicji?!

Nie, ale jestem realistą. Poza tym dobrze się realizuję w administracji rządowej. Niemniej, gdyby wrócić do tego, co mówiłem przed chwilą, mógłbym realizować te cele, będąc w parlamencie, jako poseł.

A chciałby Pan zostać przewodniczącym ogólnopolskiej Lewicy? Pytam, bo niedługo wybory?

(śmiech) Na razie się powstrzymam, bo mamy całą masę znakomitych kandydatów.

Na razie naliczyłem czterech: Krzysztof Gawkowski, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Marcin Kulasek i Tomasz Trela.

Wszyscy są moimi przyjaciółmi, więc nie powiem panu, który jest najlepszy. Na razie nie wiadomo nawet, czy wystartują, bo zgłosili swoje kandydatury jeszcze nieoficjalnie. Oczekuję, że przyjadą i spotkają się z lokalnymi strukturami partii, przedstawią swoją wizję rozwoju…

CZYTAJ TAKŻE: Polityk PiS zapowiada ofensywę: "Wszyscy, byle nie Miszalski i jego klakierzy" [WYWIAD]

Nie dziwi Pana, że swojej gotowości nie zgłosił Włodzimierz Czarzasty?

No właśnie, dlatego też nie chcę rozmawiać o osobach, które jeszcze nie są oficjalnie kandydatami.

Rozumiem, że Czarzastego będzie Pan namawiał do startu?

Z Włodkiem się znam wiele lat, przeszliśmy wspólnie przez bardzo trudne okresy Lewicy – także gdy ta była poza parlamentem – i jest moim serdecznym przyjacielem. Jest też znakomitym przewodniczącym, ale jego start jest powiązany z tym, czy zostanie marszałkiem Sejmu. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy. Pewnie trzeba poczekać do listopada.

Największym problemem jest wyjście poza wielkie miasta.

Jak obecnie wyglądają struktury krakowskiej Lewicy?

26 października odbędzie się zjazd organizacyjny Lewicy w Krakowie i wtedy wybierzemy nowe władze. W tej chwili trwa kampania sprawozdawczo-wyborcza i odbywają się wybory na tych najniższych szczeblach, czyli przewodniczących kół. Natomiast w samym Krakowie mamy ponad 300 aktywnych członków. Oni wybiorą delegatów, którzy następnie wybiorą lokalne władze partii i przewodniczącego. W tym roku odchodzimy od współprzewodniczących, bo – jak pokazała choćby historia i wydarzenia, o które pan pytał na początku wywiadu – ta formuła się nie sprawdziła.

Czyli będzie jeden przewodniczący?

Tak. Wiem, że na świecie są organizacje, w których występuje podział władzy, ale w Polsce jeszcze do tego nie dorośliśmy. Uważam, że nigdy nie powinno się zdarzyć, by taki Gdula podjął decyzję, nie konsultując jej ze mną czy innymi członkami partii, tylko poszedł do Miszalskiego i przedstawił mu swojego kandydata jako kandydata partii. Dlatego wracamy do jednego przewodniczącego, by nie było takich sytuacji. Jeden przewodniczący będzie miał autonomię w podejmowaniu decyzji i będzie rozwijał partię według swojego pomysłu.

CZYTAJ TAKŻE: Szef klubu PiS: „Każda kolejna podwyżka przybliża nas do odwołania prezydenta”

A jaki Pan ma pomysł na Lewicę w Małopolsce?

Największym problemem jest wyjście poza wielkie miasta. W takim Krakowie, Warszawie, Łodzi czy Poznaniu dostajemy po kilkanaście procent głosów. Ale gdybyśmy wyjechali już 30 kilometrów poza Kraków, to to poparcie jest znikome. Tak więc największym wyzwaniem jest dotarcie do wyborców na wsiach i w małych miasteczkach.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także