• Pozycja: Box 3
Przeczytasz w 1-2 minuty
Łukasz Gibała / fot. Łukasz Michalik

Łukasz Gibała znów objawił się Krakowowi jako prorok od ekonomii. Głos pewny, mina skupiona, gesty jak z greckiego amfiteatru – oto Mojżesz budżetu, który prowadzi nas ku ziemi obiecanej pełnej nadwyżek! Gdyby jeszcze dziury w budżecie dało się łatać samą gadaniną, Kraków byłby dziś bogatszy niż Dubaj po rekordowej sprzedaży ropy.

Bo Gibała ma plan. Ma pomysł. Ma wizję. A przynajmniej lubi tak mówić, co ostatnio przypomniał w kilku wywiadach. Jeden z nich, w którym wcielił się w prezydenta Krakowa (trzy razy nie został wybrany, wieć musiał to sobie zwizualizować) możecie przeczytać w Lovekraków.

ZOBACZ TAKŻE: Kraków zbankrutuje?! Oto wszystko, co MUSISZ wiedzieć o budżecie [WYWIAD]

Każdy prezydent Krakowa to dla Gibały finansowy sabotażysta, każdy budżet to katastrofa. Majchrowski? Dramat. Facet, który doprowadził Kraków na skraj przepaści. Miszalski? Jeszcze gorzej. On pchnął Kraków w tę przepaść. A Gibała? On oczywiście wie najlepiej, jak to wszystko naprawić – z mikrofonem zamiast kalkulatora i miną filozofa, który właśnie odkrył sens podatku VAT.

Łukasz Gibała / fot. Łukasz Michalik

Tyle że w tej opowieści o „odpowiedzialności finansowej” jest pewien zgrzyt. Taki, którego żaden filozoficzny cytat nie przykryje. Bo zanim Gibała zaczął pouczać świat o ekonomii, sam miał dość poważny rachunek do wyrównania. Nie z Krakowem, nie z wyborcami – tylko z własnym ojcem.

Dług. Nie metaforyczny, nie duchowy – twarde 230 milionów złotych. Dwieście trzydzieści milionów! Tyle, ile większość z Was, drodzy biedacy, nie zobaczy nawet w Excelu, chyba że przypadkiem wpisze za dużo zer.

Ojciec budował firmy, inwestował, naprawdę liczył pieniądze. Syn liczy słowa. Ojciec prowadził interesy, syn prowadzi wykłady o finansach miasta. Ojciec liczył zyski, syn zlicza konferencje prasowe. A między nimi te 230 milionów, które jak cień idą za każdym jego wystąpieniem o „naprawie budżetu”.

I trudno oprzeć się wrażeniu, że całe to prorokowanie o miejskich finansach to raczej próba odkupienia własnych błędów niż realny plan dla Krakowa. Bo jak wierzyć komuś, kto poucza innych o gospodarności, a sam nie potrafił spiąć rachunków we własnym domu?

ZOBACZ TAKŻE: Populizm zamiast planu. Recepta Gibały na dług Krakowa nie trzyma się kupy

Filozof z wykształcenia, prorok z ambicji, księgowy z wyobraźni. Gibała stał się symbolem tej osobliwej szkoły myślenia, w której wykład z etyki zastępuje tabelę w Excelu. I im więcej mówi o „rozsądnych finansach”, tym bardziej słychać, że to nie Kraków potrzebuje naprawy, tylko jego własne sumienie bilansu.

Bo jeśli filozof zaczyna wykładać ekonomię, to zwykle kończy się to rachunkiem, który ktoś inny musi zapłacić.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także