Grudzień w Krakowie. Mieszkańcy liczą każdą złotówkę, stoją w korkach, sprawdzają komunikaty o smogu i wkurzają się, że radni przegłosowali podwyżki cen biletów na komunikację miejską. A radna Aleksandra Owca postanawia skupić uwagę miasta na jednym „palącym” problemie: zakazie sprzedaży żywych ryb. To nie żart. To oficjalny apel, który pokazuje, jak daleko część miejskiej polityki odpłynęła od spraw naprawdę ważnych.
Owca wyskoczyła z apelem, który brzmi jak żywcem wyjęty z twitterowej bańki, a nie z realnego miasta, w którym żyją prawdziwi ludzie z prawdziwymi problemami.
„Kompletnie odklejona od rzeczywistości praktyka sprzedaży żywych ryb” – grzmi radna. To naprawdę dobrze musi się żyć w Krakowie, skoro problem pani radnej sprowadza się do tego, czy mieszkaniec kupi karpia żywego czy martwego.
Radna wzywa prezydenta i radę miasta do „wszelkich możliwych działań” zmierzających do zakazu sprzedaży żywych ryb. Wszelkich możliwych? To już nie apel. To polityczna demonstracja siły w sprawie, która leży kompletnie poza kompetencjami samorządu i poza zdrowym rozsądkiem. Prawo w Polsce reguluje kwestie ochrony zwierząt na poziomie krajowym. Miasto nie jest od ideologicznych zakazów, tylko od zarządzania przestrzenią, transportem i usługami dla mieszkańców.
I tu pojawia się pytanie: czy Owca w ogóle jeszcze pamięta, gdzie pracuje? Być może radna wybrana z komitetu Łukasza Gibały – tego samego, który z lubością deklaruje obrzydzenie do partyjniactwa – na chwilę zapomniała, że nadal zasiada w Radzie Miasta Krakowa, a nie w ławach sejmowych. Bo w tym apelu wyraźnie bardziej słychać liderkę ogólnopolskiej partii Razem niż miejską radną. Jakby już mentalnie wizualizowała sobie pracę posłanki i ćwiczyła ogólnokrajowe postulaty pod przyszłe wystąpienia. Tylko hola, hola – to wciąż nie Sejm. To Kraków. A mieszkańcy nie wybrali radnych po to, by robili ideologiczne próby generalne.
ZOBACZ TAKŻE: Teatr oburzenia. Aktywistka atakuje: jak to się stało?!
Ale w tym apelu nie chodzi o prawo ani skuteczność. Chodzi o sygnał. O pokazanie się. O moralny gest pod publiczkę. O łatwe lajki i poczucie wyższości wobec „zacofanego społeczeństwa”, które – o zgrozo – ma inne tradycje i inne potrzeby niż warszawsko-krakowska bańka lewaków aktywistów.
Bo prawda jest taka: sprzedaż / kupno żywych ryb nie jest żadnym obowiązkiem. Kto nie chce – nie kupuje. Rynek od lat się zmienia, konsumenci głosują portfelem, a praktyka ta naturalnie zanika. Nie trzeba do tego ideologicznych zakazów i urzędniczego bata.
ZOBACZ TAKŻE: Mamy dzbana tygodnia. Laureatem zostaje Gibała i jego automat do uproszczeń
Najbardziej uderza jednak ton tego apelu: protekcjonalny, oderwany od realnych problemów mieszkańców, podszyty przekonaniem, że radna wie lepiej, jak ludzie powinni żyć, kupować i świętować. To nie jest empatia. To nie jest troska. To jest paternalizm w najczystszej postaci.
Jeśli radna Aleksandra Owca naprawdę chce walczyć o dobro Krakowa, niech zacznie od spraw, które realnie wpływają na życie mieszkańców. Bo w mieście, które ma setki innych problemów, moralna krucjata przeciwko żywym karpiom brzmi nie tylko absurdalnie. Brzmi po prostu jak kpina.
I to właśnie jest najbardziej „odklejone od rzeczywistości”.




![Kraków w pułapce podwyżek. Polityk PiS o błędach finansowych miasta [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_162.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)





![Co powstanie w miejsce Krokusa? [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_124.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)





![Kraków zbankrutuje?! Oto wszystko, co MUSISZ wiedzieć o budżecie [WYWIAD]](/images/thumbnails/lne/thumb_130_111.jpg?6543ab3358f9acff369ca86c54b7daaa)




![Stadion Wisły do rozbiórki. W jego miejsce powstanie jeszcze większy obiekt? [WIZUALIZACJA]](/images/thumbnails/lne/thumb_131_147.jpg?c9f77e88d16e60560108548699027025)
