• Pozycja: Box 2
Przeczytasz w 2-3 minuty
Estakada tramwajowa Lipska – Wielicka w Płaszowie / fot. wikimedia, Mach240390

Krakowski magistrat pokazuje, że chaos może być strategiczny. Wiceprezydent Stanisław Mazur ogłasza masterplan w mediach, omijając radnych i... zdrowy rozsądek. Efekt? Radni w szoku, mieszkańcy w oczekiwaniu, a całe miasto szykuje się na serię konfliktów i politycznych przepychanek.

Ale po kolei. Najpierw wiceprezydent Mazur wziął mikrofon, spojrzał w kamerę i ogłosił masterplan dla Płaszowa i Rybitw. Zrobił to w mediach. Jakby nagle stwierdził, że konsultacje z radnymi, którzy ostatecznie będą podejmować decyzję, czy dokument wejdzie w życie, i zwykłe zdroworozsądkowe procedury to fanaberia dla naiwnych.

Więcej o tym piszemy tutaj: Miasto odgrzewa kotleta. Co naprawdę kryje masterplan Mazura?

I co się stało? Radni dowiedzieli się po fakcie. Poczuli się więc dotknięci, obrażeni i lekko zdezorientowani. Bo kto by pomyślał, że w Krakowie można ogłosić taki strategiczny dokument bez ich udziału? Normalnie w tej sytuacji ktoś by powiedział: „halo, może najpierw chociaż poinformujemy radnych, a potem ogłosimy dokument w mediach?”. Ale nie. W magistracie najwyraźniej grają według własnych zasad, gdzie logika jest opcjonalna.

Po tym, jak wiceprezydent został skrytykowany publicznie w mediach przez kilku radnych, nagle atmosfera zgęstniała. Krakowskie gołębie donoszą, że w urzędzie doszło do małej awanturki i ktoś stwierdził, że trzeba ratować sytuację. No ale coś takiego jak „przyznajemy się do błędu” raczej nie istnieje, więc… kilka dni po tym, jak radni się wyżalili, że zostali zignorowani, urząd wypuścił komunikat: „ejże, przecież zaraz będziemy gadać”. Tu macie link: Płaszów i Rybitwy – porozmawiajmy o przyszłości.

Czyli w skrócie: najpierw ogłoszenie, potem oburzeni radni, potem komunikat, że… no, może jednak pogadamy.

I teraz dopiero zacznie się prawdziwa zabawa! Ten masterplan nie jest prostym dokumentem. To istny labirynt interesów, grup nacisku, lobbystów, deweloperów i politycznych przetasowań. Każdy ma coś do powiedzenia, każdy chce coś ugrać i każdy – absolutnie KAŻDY – będzie podkreślał, że to wszystko przecież "dla dobra mieszkańców". Ot, taki zwrot, który zawsze jest pod ręką, gdy trzeba sobie akurat czymś (lub kimś) gębę wytrzeć. 

Najlepsze jest to, że całe to przedstawienie przypomina kabaret: scenariusz pisany na kolanie, role rozdane ad hoc, a dramaturgia opiera się na chaosie i zdziwieniu. Radni czują się pominięci. Niektórzy mieszkańcy czują się ignorowani. A magistrat… no cóż, magistrat wygląda, jakby dopiero teraz odkrył, że ktoś może mieć inne zdanie niż wiceprezydent Mazur.

ZOBACZ TAKŻE: Teatr oburzenia. Aktywistka atakuje: jak to się stało?!

I tu przechodzimy do najważniejszego punktu: dym nad Krakowem jest praktycznie pewny. Każda decyzja w tym bałaganie wywoła kontrowersje, a każda kontrowersja przyciągnie kolejną grupę, która zechce ugrać swoje. Można obstawiać, że nie skończy się na jednym sporze – to będzie seria spektakularnych przepychanek, gdzie ktoś zawsze zostanie wypluty, ktoś zawsze będzie zdziwiony, a my wszyscy będziemy obserwować ten teatr absurdu w pierwszym rzędzie.

Jeśli ktoś myśli, że masterplan Mazura to nudny dokument strategiczny, niech się przygotuje. To nie dokument – to widowisko! Będzie gorąco. Będzie głośno. I będą awantury, jakich Kraków dawno nie widział. Przygotujcie popcorn, trzymajcie czapki, bo nadciąga burza. Burza interesów, burza emocji, burza politycznych przepychanek.

Podobał Ci się ten tekst? Udostępnij go znajomym i obserwuj nas w mediach społecznościowych!

To pomaga nam zarabiać. Nie każdy w Krakowie może liczyć na bogatego tatę.

Czytaj także